19 grudnia 2019

Socjologia literatury a badanie literatury elektronicznej

 Zdaję sobie sprawę, że w przypadku badania literatury elektronicznej czy innych zjawisk kultury cyfrowej sięganie po teksty sprzed paru dekad, na przykład po teksty z lat 70., zwłaszcza te polskie, to spore ryzyko wystawienia się na zarzuty nieadekwatności, anachroniczności i wszelkich innych argumentów, które potrafią zrównać z ziemią każdą, nawet porządnie opracowaną pracę naukową.

Jednak nie mogę ukryć, że czytając artykuły Janusza Lalewicza - aktualnie pochylam się nad „Literaturą w epoce masowej komunikacji” - odczuwam inspirujące poczucie adekwatności tego, co badacz pisze w odniesieniu do literatury, która nawet nie przewidywała czegoś takiego, jak Internet, do właśnie działalności twórczej osób wykorzystujących Internet. To zaskakujące i niesamowite.

Jedną z myśli, która mnie uderzyła jest stwierdzenie, że „w obiegu masowym, gdzie nie ma kontaktu zwrotnego między pisarzem a publicznością, komunikacja literacka sprowadza się do rozpowszechniania”. Zaznaczam, że Lalewicz na pewno miał na myśli inną masowość, obieg masowy, czy komunikację literacką, niż ma się to obecnie na myśli, zwłaszcza pisząc o tych kategoriach w kontekście mediów elektronicznych, np. mediów społecznościowych. To dwie zupełnie różne perspektywy i nie należy ich zbyt pochopnie zestawiać.

Obserwując jednak literaturę elektroniczną i jej obieg, mam wrażenie, jakby właśnie pomimo obecności w mediach masowego zasięgu, w mediach, gdzie komunikacja między nadawcą a odbiorcą (pomijam założenie, że wskazuje się na zatarcie granic między jedną a drugą stroną) jest ułatwiona - cóż to bowiem za kłopot umieścić post na Facebooku i zaangażować swoich czytelników w dyskusję na temat chociażby ostatniej książki? - w przypadku literatury elektronicznej jest zupełnie inaczej. Literatura elektroniczna tego typu rządzi się zupełnie innymi prawami, jeśli chodzi o komunikację literacką (a może nie tyle rządzi się innymi prawami, ile w efekcie wygląda inaczej).

Dlatego skłonny jestem stwierdzić, że w przypadku e-literatury czy kultury e-literackiej nie można mówić o wyraźnej więzi między wspólnotą twórców, ekspertami, a odbiorcami, publicznością, profanami. W związku z tym zamiast o zaangażowaniu w życie literackie, możemy powiedzieć raczej o rozpowszechnianiu efektów życia literackiego określonej (zgodnie z założeniami mojej rozprawy - elitarnej) grupy, ale nie grupy społecznej, ponieważ obecnie publiczność literacka pod względem społecznym jest dość zdywersyfikowana, choć przejawiająca wiele cech wspólnych ze względu na pozycję społeczną czy ekonomiczną.

Wciągnięcie odbiorcy niewyrobionego w pole literatury elektronicznej w moim odczuciu plasuje go na pozycji odbiorcy wyrobionego. Na innym polu pozostaje więc nie „komunikacja z odbiorcami” tylko „komunikacja do odbiorców”, którzy stanowią raczej przykład widzów, świadków, obserwatorów spektaklu, jakim jest życie e-literackie. Czy można więc tym samym nazwać ich biernymi odbiorcami?

Swego czasu promotor zaproponował mi oddzielenie publiczności literackiej od audytorium literackiego (posługując się terminologią medioznawczą). Z jednymi się komunikuje i wymienia opinię, a do drugich się przemawia, bez oczekiwania na odpowiedź. Nie jestem w stanie ocenić w tej chwili, na ile to się składa w przekonywującą i odpowiednią całość, jednak przyznam, że stanowi to na tyle interesujący punkt wyjścia do dalszej refleksji, że postanawiam podzielić się tym tutaj, póki co zostawiając to jako notatkę na marginesie rozprawy.

Czas i kolejne lektury pokażą, co z tego uda się pozyskać...

11 grudnia 2019

Konsekrująca siła nagrody literackiej. Na przykładzie literackiego Nobla dla Olgi Tokarczuk

 Co prawda poniższy post nie ma wiele wspólnego z literaturą elektroniczną, jednak ostatnio nie mam zbytnio materiału na ten temat, a poniższy tekst napisał mi się prawie od razu, dlatego chciałem się nim podzielić. Może raz na jakiś czas coś ogólniejszego też będzie dobre.

Literacka Nagroda Nobla to instytucja konsekrująca w polu literatury, co zresztą widać nie tylko po wzroście zainteresowania samą Olgą Tokarczuk, chociażby w mediach, lecz również po wzroście wypożyczalności i sprzedawalności jej książek. Mnie w tym wszystkim zastanawia jednak zupełnie inna rzecz.

Funkcjonowanie instytucji konsekrujących jest z reguły charakterystyczne dla obiegu wysokoartystycznego i bez wątpienia powieści Tokarczuk do tego obiegu należą. Jednakże dyskusja na ich temat (choć bardziej na temat autorki i tematy okołopolityczne) odbywa się w mediach kojarzonych raczej w obiegiem niewysokoartystycznym (umyślnie nie pisze o obiegu popularnym, komercyjnym czy niskim - bo wg mnie te kategorie są nic warte z powodu swojej nieostrości).

Ale nawet nie ten wątek chciałem tu poruszyć. Bardziej chodzi mi o dwie sprawy: jedna dotyczy popularyzacji czytelnictwa, a druga legitymizacji uczestników dyskusji na temat literatury - w szerszym kontekście. Bo dla mnie, człowieka zaczynającego trzymać się autystycznie pewnych zasad, zaczyna to być irytujące.

Zatem po pierwsze:

▪️zachęcanie do czytania.

Ciągle pokutuje w dyskursie publicznym przeświadczenie, że Polki i Polacy nie czytają lub czytają niewystarczająco wiele. Tego typu wnioski opiera się nierzadko na badaniach Biblioteki Narodowej, które - przynajmniej moim zdaniem - mimo, że są wykonane rzetelnie, to nie uwzględniają wielu istotnych dla współczesnego pola wydawniczego czynników. Badania te opierają się moim zdaniem na nieskutecznej metodologii. To jednak inna kwestia.

Mamy więc pełne zaniepokojenia głosy o tym, jak większość z nas nie czyta lub nie czyta tyle, ile powinna (notabene, ciekawe, ile to jest to „powinno” i "wystarczająco"). Z drugiej strony mamy głosy namawiające do czytania, często czegokolwiek, bez większego namysłu. Tutaj jest różnie, nie będę więc tego rozdrabniał. Zgodzimy się jednak co do tego, że promuje się czytelnictwo i przekonuje do tego, że to w sumie całkiem fajna sprawa, że czytanie poszerza horyzonty, wzbogaca słownictwo, uczy empatii, rozwija wyobraźnie i intelektualnie użyźnia umysł.

Tylko mam wrażenie, że cała ta popularyzacja, mimo egalitarystycznych założeń czy zamierzeń, jest pozorowana, a w efekcie wykluczająca (nawet nie twierdzę, że elitarystyczna, choć byłbym w stanie zaryzykować to stwierdzenie). Po prostu zauważam raz po raz sygnały piętnujące osoby tylko za to, że czegoś nie czytały i jeszcze się do tego przyznają (wcale nie mam tu na myśli ministra kultury) lub czytają coś, czego nie wypada czytać, bo to niezbyt taka literatura.

Zatem krytykując ideę kanonu (no bo jak to może być tak, że jest jakaś lista lektur obowiązkowych?), taki kanon właśnie się tworzy (no bo jak to może być tak, że ludzie czytają byle co, a omijają to, co trzeba przeczytać?). Krytykując więc podział na literaturę wysoką i literaturę niską, czy raczej publiczność tej pierwszej i drugiej, wyznacza się wyraźną linię oddzielającą jednych od drugich.

I od razu zaznaczam: nie mam z tym problemu, z tym podziałem i kanonem, listą lektur obowiązkowych oraz zaznaczeniem tego, co warto a czego nie warto czytać. Problem mam raczej z ludźmi, którzy twierdzą, że to nie jest potrzebne, ale potem oburzają się się, gdy ktoś nie przeczytał czegoś, co ich zdaniem wymaga przeczytania, a zajmuje się czymś błahym lub w ogóle niczym się nie zajmuje.

Po drugie:

▪️legitymacja.

Ostatnio nie było nic bardziej mnie irytującego, jeśli chodzi o kwestie literackie, niż wyznaczanie linii sporu pomiędzy osobami, które mogą się na temat literatury wypowiadać, a które nie mogą, lub którym nie wypada tego robić. I chodzi mi tu głównie o możliwość wygłaszania opinii krytycznych, nieprzychylnych, niepopularnych.

Z jednej strony przyjmujemy wartości wolności słowa i równowartości wypowiedzi różnych ludzi, a więc dopuszczamy do dyskusji osoby, które niegdyś stanowiłyby przykłady ludzi spoza określonego grona, spoza tematu, niewtajemniczone, nie znające się. Z drugiej jednak strony, jeśli w dyskusji pojawi się niepochlebna uwaga, szybko znajdują się powody do piętnowania nie tylko tej uwagi, ale i osoby jej wygłaszającej. I co gorsza, nawet osoby, która jest z konkretną dziedziną związana, a więc na swój sposób jest ekspertem (jakość znawstwa to osobny temat).

A piszę o tym w kontekście instytucji konsekrujących oraz Literackiej Nagrody Nobla dla Olgi Tokarczuk dlatego, że to, co dzieje się wokół pisarki, jej dzieł, nagrody i wielu związanych z tym zagadnień, stanowi bardzo ciekawy obiekt do obserwacji socjologiczno-literackiej.

Odnosząc się więc do kwestii legitymacji, możemy zauważyć, że wartościowanie wypowiedzi opiera się na argumentach nie merytorycznych, a bardziej emocjonalnych. Mianowicie pisarz, który krytycznie wypowiada się na temat twórczości innego pisarza (i choć mam na myśli konkretny przykład, to nie chcę go przywoływać, bo wolę skupić się na pewnej zasadzie), zwłaszcza jeśli robi to pisarz mniej popularny, może mniej uhonorowany w stosunku do tego, który zdobywa nagrody, cieszy się szerszym uznaniem, nagle w tej sytuacji nie ma prawa - przynajmniej według niektórych - wypowiadać się w ten określony sposób, no bo kimże on jest, żeby wygłaszać takie sądy.

Z drugiej strony kimże jest polityk, czy człowiek, który w życiu nie napisał nawet felietonu czy opowiadania, by wypowiadać się, nawet w sposób pochlebny, na temat twórczości tej czy innej osoby? Na czym polega równość względem stronny krytykującej i krytykowanej? Że oceniać czyjąś działalność może tylko osoba z tego samego poziomu, nawet jeśli jej argumenty mają określoną wagę i można je rozpatrzyć bez względu na to, kto je wypowiada?

Żebyśmy się dobrze zrozumieli: chodzi mi o kwestię istotności i ważności wspomnianej legitymacji społeczno-literackiej. Zastanawiam się bowiem nad kwestią prawa do wypowiadania się, tak w ogóle. Nie odbieram nikomu głosu, nie twierdzę, że osoby spoza pola literackiego nie mogą mówić o literaturze. Wręcz przeciwnie. Tylko twierdzę raczej, że osoby spoza pola literackiego nie mogą odbierać osobom z tego pola prawa do głosu, nawet jeśli się z nim nie zgadzają lub po prostu uznają za głupie (nawet jeśli rzeczywiście dana wypowiedź jest głupia).

I choć wyobrażam sobie sytuację, w której menedżer klubu muzycznego krytykuje recenzenta muzycznego za to, że źle napisał o zespole, który ten menedżer lubi i zaprosił właśnie na występ do siebie, to nie wyobrażam sobie już sytuacji, w której rzeczony menedżer podważyłby legitymację recenzenta, sugerując, że nie powinien się na dany temat wypowiadać, bo kimże on jest, wszak sam nie nagrał płyty, nie wyprodukował albumu, a pisze tylko recenzje, więc się nie zna.

Pokutuje tu oczywiście przeświadczenie, że jak coś krytykujesz, to musisz jednocześnie udowodnić, że sam potrafisz lepiej: "jak jesteś taki mądry, to zrób to sam". Tylko że to idiotyczne podejście zamyka usta osobom, które widzą i wiedzą więcej i chcą na coś zwrócić uwagę, ale nie mają odwagi wyrazić swojego zdania, bo nie mogą podeprzeć go doświadczeniem.

I pora już na konkluzję oraz pointę tego przydługiego postu.

Otóż chodzi mi o to, że instytucje konsekrujące - nie ma to znaczenia, czy dotyczy to pola literackiego czy nie - tworzą niejako parasol ochronny, który zabezpiecza przed krytyką, niestety każdą krytyką, nawet tą uzasadnioną. A ten parasol jest tym bardziej szczelny, im bardziej pisarz, jego twórczość czy konsekracja ma charakter polityczny.

Wyobrażacie sobie powiedzieć w określonym gronie, że nie lubicie książek Tokarczuk lub czegoś nie doczytaliście do końca, bo było nudne? Pewnie od razu pojawiłyby się głosy, że przecież Nobla dostała, więc to trzeba znać, trzeba przeczytać. Tyle tylko, że w podobny sposób mówią niektórzy nauczyciele w kontekście lektur szkolnych. A ilu ludzi przeczytało Bogurodzicę, Treny, Dziady, Chłopów, Lalkę, Krzyżaków, Potop i tak dalej? A ilu zaczytuje się w poezji, chociażby Szymborskiej, Miłosza?

Nie będę już wspominał literackich noblistów niepolskich, bo wśród nich wielu jest takich, o których większość współczesnych czytelniczek i czytelników pewnie nie słyszała. Czemu się nie dziwię, bo trudno znać i przeczytać wszystko, tylko że wtedy takiej dyskusji jak opisana powyżej już byśmy chyba nie doświadczyli. A to i tak jeszcze bardziej złożona kwestia.

I to tyle w tym temacie.

fot. Harald Krichel, Wikimedia Commons, CC BY-SA 4.0

[edit: w 4 od końca akapicie było „nieuzasadnioną” a powinno być „uzasadnioną”]

18 listopada 2019

Odium. Mój autorski projekt hipertekstowy

 Trochę to trwało, jednak cieszę się, że doprowadziłem sprawę do końca. Nie, niestety nie chodzi o moją rozprawę. A szkoda. Z tym tematem czeka mnie znacznie dłuższa przygoda niż sądziłem. Tymczasem chodzi mi o zapowiadane już wcześniej Odium, czyli hipertekstową podróż po meandrach różnych odcieni czerni (lub szarości, jak kto woli), związanej z ludzkimi emocjami, uczuciami, z myślami i językiem.

Jak już wspominałem, całość stworzyłem w ciągu jednej nocy podczas maratonu tworzenia gier literackich - z założenia więc Odium ma być grą, choć jest nią tylko po części - który odbył się podczas tegorocznej edycji Festiwalu Dekonstrukcji Słowa Czytaj! Jest to więc bardzo spontaniczna i niedopracowana rzecz. Z pewnością dająca się rozwinąć, znacznie lepiej uzasadnić i tak dalej. Nie o to jednak chodzi.

Dla pełniejszego efektu planowałem dokończyć pracę związaną z linkowaniem oraz umieścić Odium w sieci. W końcu się udało. Nie wiem, w jakim stopniu, ani też, czy wszystko wykonałem poprawnie, ponieważ pod względem praktycznym jestem kompletnym ignorantem. (Dlatego nie podglądajcie kodu, proszę.) Po to więc przekazuję tekst Wam - jak zechcecie, to się podzielicie wrażeniami i opiniami.

Zanim podam adres strony, na której można czytać Odium, rzucę jeszcze parę informacji statystycznych, dla tych, co lubią liczby. 

Na Odium składa się:

- 10 leksji, czyli pojedynczych segmentów tekstu;

- 4360 znaków tekstu - dotyczy to wszystkich leksji;

- 747 wyrazów - jak powyżej;

- 2 języki programowania, czyli html i css;

- 1 język naturalny, czyli język polski;

- 2 fonty - Oswald i Lato - szczegóły podaję w informacjach technicznych;

- 3 programy komputerowe - jak wyżej;

- 622 linki - tyle połączeń stworzyłem i tyle wydaje mi się wystarczające, choć mógłbym linkować każdy wyraz, więc mogłoby być tego więcej.

Odium znajdziecie pod adresem: odium.michaljjwilk.pl/indeks.html

I tyle. Nie będę życzył przyjemnej lektury, bo po czasie stwierdzam, że Odium do przyjemnych nie należy. Jednak liczę, że całość się Was spodoba. Ja tymczasem idę szukać resztek motywacji do zajęcia się praca naukową.

04 listopada 2019

O literaturze elektronicznej i nie tylko – wywiad

 Nie sądziłem, że to kiedykolwiek nastąpi. Ale jednak stało się. Cieszę się i dzielę się tym z Wami. Materiał wylądował na YouTube, mnie drżą ręce, gdy tego słucham, myślę jednak, że może Wam się spodoba.

Zatem jeśli chcecie poznać mnie nieco bliżej, to polecam obejrzeć rozmowę z Wojciechem Kowalskim, któremu miałem przyjemność udzielać odpowiedzi w wywiadzie do serii "Ludzie kultury".

https://youtu.be/AavbO6dj4Tk



28 października 2019

Zapowiedź autorskiego projektu hipertekstowego

 Wspominałem jakiś czas temu, że zamierzam wziąć udział w game jamie, czyli maratonie tworzenia gier. Tak też się stało. W nocy z piątku na sobotę ubiegłego weekendu spałem łącznie z 3 lub 4 godziny.

Tworzyliśmy akurat gry literackie i temat przewodni był na tyle szeroki, że postanowiłem stworzyć hipertekstową opowieść, nie będącą może grą w ścisłym rozumieniu tego pojęcia, jednak mającą grywalną mechanikę oraz swój finał.

Utwór zatytułowałem "Odium" i skupiłem wokół tego, co wiąże się z niechęcią, nienawiścią, niewygodą. Całonocne zmagania z tekstem, własnymi słabościami zarówno intelektualnymi, jak i fizycznymi, do tego zaostrzonymi słabą (a właściwie żadną) znajomością języków HTML i CSS, sprawiły, że łatwo było wtłoczyć w tekst i rozgrywkę atmosferę tytułowego odium.

Całość jest zasadniczo skończona, jednak na internetową premierę musicie chwilę poczekać. Chciałbym dopracować jeszcze jeden element, aby zamysł i wykonanie zgadzały się w zupełności. Chodzi mianowicie o to, że chcę, aby każdy wyraz był podlinkowany i przenosił do kolejnej leksji. Leksji jest właściwie 11, według statystyk edytora tekstu jest 737 słów, w tym sporo spójników itp. Do tej pory stworzyłem bodajże trochę ponad 200 połączeń. Możecie więc wyobrazić sobie zakres prac.

Teraz jednak powinno pójść szybko. Jeśli tylko po drodze nie złapią mnie trudności techniczne, to wkrótce wrzucę całość sieci i będę ciekaw Waszego zdania.

Tymczasem zapowiadam, aby potrzymać Was w napięciu, a siebie postawić wobec postanowienia, które nie może być niespełnione. Liczę więc, że mnie to zmotywuje do tego, by jednak ten projekt domknąć. 

27 października 2019

Puk, puk. Dzyń, dzyń - to ja, twój dzwonek do drzwi – Ring Log Marka Sample'a

 Ring™ Log autorstwa Marka Sample’a jest futurystyczną wizją przyszłości, w której  produkowany przez firmę Amazon „inteligentny dzwonek” do drzwi monitoruje osoby przychodzące do naszego domu, a sztuczna inteligencja analizuje zebrany materiał, właściwie w dowolny sposób.

Sample zadaje więc pytanie, co się stanie, jeśli wydarzy się to w 2020 roku, dokładnie w Halloween? Co zobaczy kamera „inteligentnego dzwonka”? Co sztuczna inteligencja z tego wywnioskuje. I - co chyba najważniejsze i najbardziej przerażające w tym wszystkim - co się stanie, kiedy całość zawiedzie, a ta technologiczna nowość z cywilizacyjnego „cukierka” stanie się poważnym „psikusem”?

Realizację projektu znajdziecie na stronie: https://fugitivetexts.net/ring/index.html

21 października 2019

Komiks interaktywny na ekranie - Upgrade Soul Ezry Claytana Danielsa

 W sierpniu pisałem o interaktywnych komiksach, które nie tylko mają animowane elementy, ale też wykorzystują wbudowany w urządzenia elektroniczne żyroskop, co zwiększa uczucie uczestniczenia w opowiadanej historii. Z zadziwieniem i trochę z zachwytem pokazywałem jak to wygląda na przykładzie Protanopii, czyli komiksu z 2017 roku.

Dziś dowiedziałem się, że podobne projekty funkcjonują znacznie dłużej. I już w 2012 roku można szukać pierwszych (nie wiem, może nie pierwszych, ale na pewno wcześniejszych) realizacji komiksów cyfrowych, które dają coś więcej niż tylko tekst i ilustracje.

Chodzi mianowicie o komiks Upgrade Soul autorstwa Ezry Claytana Danielsa, który po sukcesie drukowanej wersji opowieści graficznej w 2018 roku, wspólnie z Erikiem Loyerem i Alexisem Gideonem stworzył jej wersję cyfrową - trójwymiarową, interaktywną, animowaną i tak dalej.

Całość została zrealizowana w tym roku, jednak początek historii sięga właśnie 2012 roku, kiedy powstała aplikacja przeznaczona do tego typu opowieści.

Pierwszy rozdział Upgrade Soul jest dostępny w App Store za darmo. Przyznaję, wygląda i działa niesamowicie. Więcej na ten temat można poczytać na stronie autora: upgradesoul.com

Polecam też obejrzeć oficjalny zwiastun: https://www.youtube.com/watch?v=hF4jETHfQg0

A poniżej zobaczycie przegląd wersji cyfrowej.



17 października 2019

ELO powołało zespół redakcyjny czwartego zbioru literatury elektronicznej

Electronic Literature Organization powołało zespół redakcyjny czwartego zbioru literatury elektronicznej, czyli Electronic Literature Collection. Premierę kolekcji zaplanowano na 2021 rok, jednak już teraz ruszają prace nad zgromadzeniem i opisaniem utworów cyfrowych, które się w niej znajdą.

Spośród 23 osób, które zgłosiły się do wzięcia udziału w projekcie, wybrano cztery, które się tym zajmą. Są to:

Rui Torres - profesor nadzwyczajny nauk o komunikacji na Fernando Pessoa University w Portugalii, który ponadto zajmuje się tam semiotyką, literaturą i hipermediami. Jest członkiem zarządu Electronic Literature Organization oraz redaktorem czasopisma zatytułowanego „Cibertextualidades”, poświęconego sztuce cybernetycznej i hipermediom. Torres jest także związany z projektem PO-EX, czyli Digital Archive of Portuguese Experimental Poetry (po-ex.net).

Kathi Inman Berens - adiunkt humanistyki cyfrowej na Uniwersytecie Stanowym w Portland. Była stypendystką Fulbrighta na Uniwersytecie w Bergen, a także kuratorką i badaczką literatury elektronicznej.

John Murray - adiunkt Nicholson School of Communication and Media na University of Central Florida. Zajmuje się literaturą elektroniczną i nowymi mediami zarówno jako teoretyk i badacz, jak i jako praktyk i twórca.

Mia Zamora - profesor nadzwyczajna języka angielskiego na Kean University, gdzie kieruje programem Masters of Arts in Writing Studies. Jest humanistką cyfrową oraz entuzjastką nauczania z wykorzystaniem sieci internetowej. Również jest stypendystką Fulbrighta na Uniwersytecie w Bergen.

Dotychczasowe kolekcje literatury elektronicznej były publikowane w 2006 (ELC 1), 2011 (ELC 2) i 2016 roku (ELC 3). Zebrane tam przykłady można przeglądać na stronie: http://collection.eliterature.org/.

12 października 2019

Czytnik e-booków z otwartym kodem źródłowym

Meksykańska organizacja zajmująca siè człowieka w środowisku cyfrowym La Red en Defensa de los Derechos Digitales (R3D) poinformowała, że Joey Castillo pracuje nad czytnikiem e-booków z otwartym kodem źródłowym eBook Wing. Ma to być odpowiedź na rynkową dominację czytników marki Kindle, PocketBook czy Kobo.

Założenie pomysłodawcy jest takie: każdy, kto ma podstawową wiedzę i umiejętności z zakresu elektroniki i programowania będzie w stanie zbudować swój własny czytnik, odpowiednio go przeprojektować i przeprogramować. Dzięki temu dostęp do publikacji elektronicznych ma być bardziej egalitarny, czyli włączający większą liczbę ludzi do cyfrowej publiczności literackiej.

Istotne jest również ominięcie barier, z którymi zmagają się użytkownicy czytników e-booków. Czynnik ekonomiczny, związany z koniecznością zakupu odpowiedniego urządzenia, czy też zabezpieczenia DRM używanych plików, mają tutaj nie odgrywać dominującej roli.

Brzmi szczytnie i ciekawie. Wpisuje się ponadto w ideę działań prosumenckich. Jak się rozwinie ten projekt i co z niego wyniknie? Czas pokaże. Póki co całość jest w fazie prototypowej. Więcej można zobaczyć i poczytać na GitHubie Castillo. Polecam też zajrzeć na jego twitterowy profil, gdzie udostępnia filmy pokazowe.

07 października 2019

Poezja flarf. Wiersze stworzone za pomocą wyszukiwarki

Latem, dokładnie 19 września 2019, na Uniwersytecie Humanistyczno-Przyrodniczym im. Jana Długosza w Częstochowie w ramach Szkoły Letniej, zorganizowanej dla zagranicznych kandydatów do szkoły doktorskiej miałem okazję prowadzić warsztaty pisania poezji flarf.


Celem było pokazanie uczestniczkom i uczestnikom warsztatów elektronicznych form literatury na przykładzie poezji flarf oraz zachęcenie ich do spróbowania własnych sił w „rzeźbieniu” tekstu w języku polskim, właśnie za pomocą narzędzi cyfrowych, takich jak wyszukiwarka internetowa.

W ramach zajęć powstały więc teksty stworzone za pomocą wyszukiwarki Google, nie tylko w języku polskim, czego efekty można przeczytać w Biblionetotece. Poniżej znajdują się teksty osób, które zgodziły się podzielić się owocami swojej pracy.

Dla przypomnienia dodam tylko tyle, że flarf powstaje podczas przeglądania wyników wyszukiwania dla określonego zapytania w wyszukiwarce internetowej, np. Google. Opisy SEO służą jako budulec tekstu, który następnie wedle przyjętego klucza autorki i autorzy „rzeźbią”, a więc usuwając zbędne ich zdaniem frazy, pozostawiają to, co ma stanowić późniejszą materię wiersza.

Zachowałem pisownię oryginalną, a ze względu na to, że nie umawiałem się z uczestniczkami i uczestnikami na to, że opublikuję ich teksty w Internecie, postanowiłem nie zamieszczać ich nazwisk, nie mając pewności, czy życzą sobie podpisu pod wierszem.


Ciemną Słodzycz

Panie Boże
Zobacz cenę Baton energetyczny z ciemną
Jeżeli szukają Państwo
Ciemna czekolada połączona z papryczką chilli,
Wykształcenie, dowolne.
Proponowane stanowisko, Operator maszyny pakującej słodycze. Forma zatrudnienia,
Jak też wódkę mrożoną

Panie Boże
Wróć
ciemną słodycz kobiecego ciała
Dla uczczenia wielkich wypraw
to prawdziwy rarytas starożytnych Azteków ! Dla uczczenia wielkich wypraw
wzbogacony ...
śledzie w oliwie – napisał w wierszu

Pan Boże
Dowiedz się
Niestety nie każda czekolada to samo zdrowie. Najlepsza
SKŁADNIKI masa kakaowa*, nierafinowany cukier trzcinowy*, tłuszcz kakaowy*, wanilia*
Wyśmienita czekolada ciemna Zawiera ...

Pan Boże
Znajdziesz w niej delikatną
biel
czekolada wpływa
Chwila wyjątkowej przyjemności dla wielbicieli
o wyszukanym smaku. ...

Czekolada do picia
możesz sobie pozwolić
jaj ani laktozy.
może być przekąską dla ...

Pan Boże
jest ciemna,
Bezglutenowe
wysokogatunkowa
Może być z dodatkiem
Intense to przysmak dla wielbicieli

Pan Boże
sprzedaż
ciemną słodycz kobiecego ciała

broszki beaty szydło

O wizerunkowych tajemnicach szefowej rządu dowiecie się więcej...
Formalne kostiumy, koszule ze “stojącym” kołnierzykiem
to kobieta stale obserwowana
obdarzona największym sentymentem
ogląda broszki otrzymane od dzieci.
Szabla, głowa lwa i broszki.
Niech napełnią nas wszystkich nową siłą i optymizmem
WSZYSTKIE BROSZKI BEATY SZYDŁO.
Pokazują, gdzie działaczka partii ma przód
promują
brukselskie salony
inaugurację roku akademickiego na Uniwersytecie Rolniczym
codziennie nowe wiadomości, artykuły, multimedia, interaktywne reportaże, galerie zdjęć
otwarcie pracowni rezonansu magnetycznego w Oświęcimiu.
Dzisiaj przyszła bez niej do studia.
Dorna poproszono o komentarz.
W sumie to można odnieść wrażenie, że
można stać się posiadaczem "Studium konia" lub broszki

Holokaust brzmi

Literatura Holokaustu to opowieść na skutek brutalnych wręcz nieludzkich działań nazistów.
Owym rozpoczyna się od wytłumaczenia, że Holokaust pierwotnie oznaczał ofiarę.
Odnosząc do zbiorowych to zbrodnia.
Wyłącznie sporadycznie pojawiają się we współczesnej literaturze przedmiotu przyczyny środki i
Skutki niemieckiego antysemityzmu Zagłady Żydów.
Wyjątek od reguły miał też wymiar indywidualny, zaczęły wychodzić z cienia badania historyczne i
międzynarodowe.
Nigdy wcześniej tragiczne wspomnienia międzypokoleniowego przekazu traumy.
Prawda nieartystyczna, uwikłane sprzeczności Warszawy.
Antytezy.
Wojna.
Czas powiedzieć prawdę.

Islandia ma cztery pory roku, poczekaj pięć minut

malowniczymi parkowymi… ponieważ można,
na Winobraniu w Zielonej Górze Maciej Dobrowolski… depta
bezcelowe i… co tylko mu się podoba… jeszcze jesienią zwrócil on

koleżanka… dobrze jest mieć… efektu na zdjęciach… na
Winobraniu,
lubimy przyjeżdżać.
… córka jest żeglarką, również sufing.

Madera.

O delegacja polskich lotników przybyla… Wladze jej powitanie z
pompą… Białe plamy.
Zaunius może mówić o Wileńszczyźnie co tylko mu się podoba…
zestawiając ze sobą szereg wydarzeń, zwrocil on z powodu
niesprzyjającej pogody…

Delegacja polskich lotników przybyla do… palmy.
To fałszywe osobowości, śledzenie plotek, cokolwiek innego, co
jest…

Jak Wam się podoba ten efekt? Też już macie jesień na paznokciach?


Construction Grammar

construction grammar learned pairings a theoretical approach (syntactic, prosodic, pragmatic, semantic, textual,

coercion: in and between minds, communities, computers Radical Construction in Typological Perspective. Argument Structure stared into immobility. Cognitive highly Instant Plagiarism Report. Write mistake-free.

syntactic model child language acquisition adult-like syntactic categories open-source computational
profound critique genuinely
Fluid Construction
grammar viewpoint,
produce utterances symbolic units pivotal the significance ...
natural language proc.
with reference to.
to Argument Structure Culture Series) incompatible elements
‎Language Arts & Disciplines
commonalities routinization
usage-based approach underlies applied explicitly pits invite you to explore
are to be found
"Case in Icelandic
Multimodality of Constructions in Construction Grammars: Transitivity, transitivity alternations, and the dative alternation. isn't a set rule, parallelism, is a balance


I na koniec jeszcze mój wiersz, który zdołałem wówczas zrobić.

dlaczego ryby nie mogą być w kuli

nawet małe
mogą się zasiedlić pożyteczne bakterie
złote rybki oraz małe rybki
przy zakupie mogą znaleźć się w prostokątnym zbiorniku.
Powiedzmy taka welonka
Może? Jak nie, to dlaczego?
a kula to to samo.
złote rybki oraz małe rybki

Mogą być zarówno żywe jak i mrożone
w wodzie wychłodzonej od strony okna
i rozgrzewanej kaloryferem
Nikt nie jest zdziwiony faktem

Tego typu praktyki są oczywiste

21 sierpnia 2019

Bibliotecha jako alternatywny model dystrybucji utworów cyfrowych

Bibliotecha to niezależna, lokalna sieć offline przeznaczona do rozpowszechniania tekstów cyfrowych, która pozwala określonej (i zarazem ograniczonej) grupie dzielić się swoimi utworami. Opiera się na działaniu mikrokomputera RaspberryPi, wykorzystującego otwarte oprogramowanie oraz lokalną sieć Wi-Fi, dzięki czemu w specjalnie przygotowanym węźle możemy wymieniać się zgromadzonymi tam utworami cyfrowymi.

Z tego co widzę, całość jest open source (jest podana instrukcja instalacyjna), a więc rozwiązanie technologiczne jest do zastosowania przez zainteresowane osoby. Bibliotecha ma z założenia stanowić alternatywny model dystrybucji literatury elektronicznej i stanowić coś na wzór tymczasowej (bo nie wiem czy stałej) biblioteki utworów cyfrowych. Całość wygląda szalenie interesująco i przyznaję, że choć w tej chwili kompletnie nie wiem, jak to dokładnie działa, ale to jest coś, co - gdybym tylko mógł - z przyjemnością bym zrealizował.

Projekt powstał w listopadzie 2013 roku, podczas Hackathonu „Free Libraries for Every Soul”, odbywającego się w ramach festiwalu Impakt w Utrechcie i jego autorami są Michaela Lakova, Lucia Dossin, Yoana Buzova, Roelof Roscam Abbing, André Castro, Lídia Pereira, Ana Luísa Moura, Max Dovey i Lasse van den Bosch Christensen.

Więcej informacji na temat projektu można przeczytać na stronach: https://bibliotecha.info oraz http://p-dpa.net/work/bibliotecha/ a trochę wiedzy technicznej znajduje się na stronie wiki Yoany Buzovej: http://oyoana.com/wiki/index.php/Bibliotecha

fot. ze strony projektu

15 sierpnia 2019

Technotekst, czyli znaczenia i materialność tekstu w jednym

Pojęcie technotekstu (technotext) zaproponowała N. Katherine Hayles w książce Writing Machines z 2002 roku na opisanie utworów literackich, w których warstwa tekstowa (aspekt semiotyczny utworu cyfrowego) jest ściśle powiązana z warstwą technologiczną (aspekt technologiczny), a więc utworów, które charakteryzuje nierozerwalność treści (znaczeń) i formy (materialności). Oznacza to tyle, że znaczenia, pojawiające się w obu tych warstwach, mają ten sam status, czyli są równorzędne wobec siebie.

W ujęciu Hayles forma fizyczna artefaktu literackiego (literary artifact) zawsze wpływa na znaczenie słów (lub innych znaczeniowych elementów): „the physical form of the literary artifact always affects what the words (and other semiotic components) mean” [Hayles 2002: 25], dlatego technotekst to pojęcie łączące technologię wytwarzającą teksty z werbalnymi konstrukcjami tekstu, czyli to, jak dany tekst powstaje i funkcjonuje z tym, co ten tekst oznacza.

Ponadto Hayles proponuje przy tym wprowadzenie i zastosowanie pojęcia metafory materialnej (material metaphor), która określałaby relację między słowami i artefaktami fizycznymi (przedmiotami, obiektami) [Hayles 2002: 22], czy też relację między słowem i światem (relation of word to world). Zakres metafory, funkcjonującej w sferze abstrakcyjnego powiązania znaczeń, symboli czy też sieci symboli, zostaje więc rozszerzony o sferę świata materialnego, gdzie związek między słowem a materią ma znaczenie.

Według Hayles pojęcie technotekstu pozwala na przekształcenie krytyki literackiej zorientowanej na pełnowartościowe (full-bodied) zrozumienie literatury [Hayles 2002: 26] i w kontekście tego pojęcia proponuje, by analiza utworu literackiego uwzględniała specyfikę medium tekstu (media-specific analysis, MSA) [Hayles 2002: 29].

04 sierpnia 2019

Komiks interaktywny, czyli komiks cyfrowy i komiksowa gra paragrafowa

Jak wygląda komiks i jak się go czyta, wie chyba każdy. Przynajmniej każdy, kto choć raz miał w ręku album z opowieścią rozpisaną na scenariusz i serię rysunkowych kadrów. Są jednak komiksy, które wychodzą poza tę typową ramę i stają się bardziej interaktywne. Do takich przykładów można zaliczyć animowane komiksy cyfrowe czy też komiksowe gry paragrafowe.

NA POCZĄTEK WYJAŚNIENIE


Od razu zaznaczam jedną bardzo ważną rzecz: nie znam się na komiksach. Nie orientuję się w rynku wydawniczym i sytuacji w środowisku osób zajmujących się komiksami. Wiem tylko tyle, że wbrew pozorom jest to dość spora i prężnie działająca publiczność. Z kolei w kontekście współczesnych możliwości technicznych, istnieją aplikacje do czytania komiksów w wersjach cyfrowych, czy też istnieją komiksy cyfrowe do czytania w ten sam sposób co ebooki. Zatem komiksy także funkcjonują poza technologią druku.



Tutaj jednak interesują mnie nieco inne przykłady, ponadto niekoniecznie pojawiające się wyłącznie w środowisku cyfrowym. Pierwszym przykładem będzie bowiem interaktywny komiks cyfrowy, faktycznie działający na urządzeniu elektronicznym. Drugim przykładem będzie jednak komiks, a właściwie kategoria komiksów, drukowanych w typowy sposób, a więc w formie papierowych albumów i czytanych bez użycia zewnętrznych urządzeń.

INTERAKTYWNY ANIMOWANY KOMIKS CYFROWY

Pierwszy raz z tego typu komiksem zetknąłem się pod koniec 2017 roku. Wówczas ukazał się interaktywny, cyfrowy, do tego animowany i wykonany w technice 3D komiks autorstwa Holendra, André Bergsa, zatytułowany Protanopia. Wówczas utwór był dostępny za darmo, jedynie na urządzenia z systemem iOS. Na szczęście miałem wówczas okazję przejrzeć go w całości. Pisałem na ten temat do magazynu Techsty. Potem republikowałem artykuł w Biblionetotece.



Obecnie podobnych realizacji jest już więcej. Nie jakoś szczególnie dużo, ale jednak więcej niż jedna. Zwłaszcza, że Bergs połączył siły i wspólnie z animatorem z Bangkoku, który nazywa się Thawatchai Chunhachai, tworzy duet Plast!ek. Dzięki temu w specjalnie stworzonej aplikacji poza Protanopią można czytać jeszcze takie komiksy jak WolkenVeld oraz [RRR]. Jak przyznają autorzy na swojej stronie internetowej - tworzą komiksy w technice 2.8D, a więc nie do końca w trójwymiarze. To jednak mniej znaczący szczegół w całej tej układance.


W przypadku tych komiksów animowana i interaktywna warstwa jest ograniczona i nie daje takich możliwości, jakich moglibyśmy się spodziewać. Z kolei sama interakcyjność czy też interaktywność polega właściwie na wybieraniu poszczególnych kadrów, powiększaniu ich, na przechodzeniu od sceny do sceny. Jest to więc niewiele więcej niż to, co możemy zaobserwować w jakichkolwiek cyfrowych wersjach komiksów wydawanych przez ogromne oficyny zajmujące się tego typu publikacjami, jak np. u Marvela.

To jednak i tak nadal dość intrygujący sposób na ożywienie komiksu, na ożywienie tego, co widzimy i w jaki sposób możemy wchodzić w relację z odczytywaną historią. Po prostu - a ekranie dzieje się, nawet jeśli tylko zaanimowany jest powiew wiatru, mrugnięcie oka danej postaci, czy cokolwiek innego.


Ponadto, wbudowany w urządzenia elektroniczne żyroskop pozwala na wprowadzenie opcji kontroli kąta widzenia, dzięki czemu wzmacniamy poczucie ruchu na ekranie oraz uczestniczenia w opowiadanej historii. Poprzez poruszanie naszym tabletem czy smartfonem możemy zdecydować, z której strony patrzeć na bohaterów komiksu. Oczywiście kąt widzenia nie jest pełny i nieograniczony, ale i tak pozwala to docenić nowatorskie rozwiązanie, jeśli chodzi o obrazkowe narracje.

KOMIKSOWA GRA PARAGRAFOWA


Drugim rodzajem interaktywnych komiksów są wydawane w Polsce przez Wydawnictwo FoxGames albumy określane mianem komiksów, choć mające cechy gier paragrafowych. Zresztą, nie bez powodu wydawaniem ich zajmuje się oficyna dystrybuująca bardziej gry różnego rodzaju.

Zatem paragrafowy komiks jest traktowany raczej jako gra - do tego jeszcze, niestety, przeznaczona dla dzieci. Wystarczy spojrzeć na tytuły: Rycerze. Dziennik bohatera, Wilkołak, Technomagowie, choć wiele więcej jest w stanie powiedzieć wygląd tych komiksów (przypomina raczej oklepane kreskówki, niż wysokoartystyczne kreacje), ich objętość (coś około stu stron) oraz tematyka (głównie fantastyka, superbohaterowie).




Co prawda wcale nie odbieram najmłodszym czytelnikom przyjemności lub możliwości tego typu lektury, to jednak sądzę, że twórcy komiksowych paragrafówek mogliby pomyśleć także o czymś bardziej skomplikowanym i poważniejszym. Zwłaszcza co do fabuły. A może też co do rozgrywki. To jednak kwestia marginalna, nie na tym chcę się skupić.

Paragrafowa gra komiksowa czy komiksowa gra paragrafowa łączy w sobie trzy rzeczy: komiks - co oczywiste, interaktywność - to też zrozumiałe w kontekście tego wpisu oraz rozgrywkę w trybie paragrafowym. Paragrafówki, czyli gamebooki, to nic nowego, również w odniesieniu do utworów cyfrowych. Jednak zastosowanie tego typu struktury narracyjnej czy typu rozegrania opowieści w komiksie to coś intrygującego.

Zasada działania paragrafówki jest bardzo prosta. Osoby znające Grę w klasy Cortazara czy może Nieszczęsnych B.S. Johnsona, bez problemu zrozumieją, na czym to polega. Po prostu przedstawiona opowieść, będąca właściwie zasobem powiązanych ze sobą alternatywnych linii fabularnych, na których przebieg i zakończenie wpływa odbiorca, nie tyle rozgrywa się, ile rozgrywa się w sposób zarówno interaktywny - bo my wpływamy na to, co się dzieje, jak i nielinearny - choć kwestia linearności czy nielinearności tego typu struktur narracyjnych to osobna kwestia do omówienia.


Mnie tu bardziej w tej chwili interesuje to, jak wygląda proces lektury. Ponieważ nie czytamy od początku do końca, po kolei przechodząc od kadru do kadru, czytając kwestię po kwestii. W układzie budowanej przez nas wersji zdarzeń tak się dzieje. Jednak patrząc na to, jak zbudowany jest cały album komiksu, jest inaczej. Nierzadko przeskakujemy do środka, przechodzimy daleko do przodu, by po chwili powrócić na początek. Tak naprawdę więc czytanie czy też granie w tę interaktywną komiksową historię polega na kartkowaniu, przechodzeniu z jednego kadru - w wersji tekstowej byłby to paragraf - do drugiego.

Z moich dotychczasowych doświadczeń lekturowych - a przebrnąłem przez trzy takie komiksy - wynika, że choć istnieje parę różnych zakończeń, czy też ścieżek, po których jako bohaterowie komiksu podążamy, to w pewnym momencie lektura lub rozgrywka staje się przewidywalna. Znamy następstwo niektórych zdarzeń, znamy, co czeka nas po dokonaniu takiej a nie innej decyzji. Zatem próba przejścia gry po raz trzeci czy czwarty traci na wartości. Chyba, że powrócimy do konkretnego tytułu po dłuższym czasie i już zapomnimy, co tam się kryło za komiksowym rogiem w kadrze na stronie 86.

Bez wątpienia to jednak interesująca i angażująca rozgrywka. Tym bardziej, że nie ograniczamy się do czytania i przeskakiwania z miejsca na miejsce. Do poszczególnych albumów dołączone są na przykład karty bohaterów, specjalne tabele, dzięki którym możemy nie tylko monitorować rozwój postaci, postęp rozgrywki, ale również stosować określone zasady, zwłaszcza związane z losowością. Bo przecież czasem, by wygrać pojedynek z przeciwnikiem lub pokonać napotkaną trudność trzeba wykazać się określonymi umiejętnościami. Decyduje o tym rzut kością, wynik na dysku, czy też wartość z zestawu cech wybranej na początku postaci.

Przy takim zróżnicowaniu paru elementów interaktywny paragrafowa gra komiksowa zyskuje na interaktywności, zmienności i grywalności, choć nieco na narracyjności. Nic jednak dziwnego, skoro jest to raczej gra. Zatem wszystko się zgadza.

CO WIĘCEJ?


Chcąc zastanowić się, co z tego wszystkiego wynika i co może nas, jako odbiorców podobnych utworów, spotkać, sądzę, że aż nadto oczywiste wydaje się stwierdzenie, że chodzi o połączenie obu form komiksowej opowieści: a więc świata cyfrowego oraz drukowanego, obu opartych na alternatywności, interaktywności i audiowizualności.

Mogłaby więc powstać komiksowa hybryda, którą cechowałaby albo transmedialność albo intermedialność. Dzięki temu część opowieści poznawalibyśmy jako animowaną, może hipertekstową i audiowizualną warstwę cyfrowego świata bohaterów, a inną część przenosilibyśmy do tradycyjnej - choć nie tak oczywistej - przestrzeni druku, gdzie dokonywalibyśmy wyborów, weryfikowalibyśmy postęp narracji czy też w sposób bardziej fizyczny doświadczalibyśmy interakcji tego rodzaju komiksu.

Przed komiksem stoją te same wyzwania i te same szanse, co przed literaturą elektroniczną. Tym bardziej, że bez względu na zajmowane pole - cyfrowe czy drukowane - traktowany jest za coś na granicy między literaturą, sztuką a może czymś innym.

27 lipca 2019

7 kroków, dzięki którym zrozumiesz literaturę elektroniczną

Literatura elektroniczna może wydawać się trudna, niezrozumiała lub niedostępna. Jeśli jednak odpowiednio do niej podejdziemy, istnieje większe prawdopodobieństwo, że ją oswoimy i zrozumiemy. Dlatego proponuję wykonać 7 prostych kroków, które przybliżą nas do tego celu.

Niniejszy tekst ukazał się również w wersji dźwiękowej na falach podcastu AudioTechst. Odsłuchać go można w Spotify, iTunes oraz platformach podcastowych, m.in. Anchor.

1. ZAPOMNIJ O DOTYCHCZASOWYCH CZYTELNICZYCH NAWYKACH


Jeśli chcesz zrozumieć literaturę elektroniczną, jej istotę i działanie, a jesteś miłośnikiem czytania książek papierowych, musisz na moment zawiesić wszelkie nawyki czy przyzwyczajenia, jakie towarzyszą Ci podczas czytania drukowanych tekstów. Jedną z cech utworów cyfrowych jest to, że są dynamiczne, a więc zmienne. Podlegają modyfikacjom, nierzadko ze strony odbiorcy. Czyli utwory cyfrowe są najczęściej interaktywne. Zatem nastawienie polegające na tym, że będziemy czytać tekst cyfrowy tak jak statyczny tekst drukowany może sprawić, że nie do końca poprawnie odbierzemy dany utwór. Na marginesie dodam tylko tyle, że badacze i twórcy literatury elektronicznej zmagają się z tymi przyzwyczajeniami i nie zawsze mogą pozwolić sobie na ich zniesienie. To znaczy, że często teksty powstają tak, by czytelnicy, którzy jeszcze nie do końca rozumieją działanie świata cyfrowego, potrafili z nich korzystać.

2. ZAINTERESUJ SIĘ LIBERATURĄ


Dobrym sposobem na stopniowe wejście do świata literatury elektronicznej jest liberatura. Przede wszystkim dlatego, że liberatura w sposób jeszcze tradycyjny (a więc za pomocą druku lub różnych technik drukarskich) oddaje to, że tekst nie podlega standardowym prawidłom pisania literatury i przygotowywania książek. Liberatura przełamuje bariery, znosi granice, sprawia, że tekst ożywa. Z kolei autor w pełni autonomii swoich decyzji wpływa na to, że efekt końcowy potrafi zaskoczyć i zadziwić. Liberatura ożywia tekst, choć wciąż trzyma w ryzach wydruku, formy materialnej, czyli jeszcze nie tak w pełni - jak to jest w przypadku utworów cyfrowych - wprawia go ruch. Choć trzeba pamiętać, że to są kategorie upraszczające, a sama liberatura nie jest tak jednoznaczna. Często sam tekst może jest statyczny, ale za to odbiorca w akcie lektury musi się pofatygować i trochę rozruszać.

3. PRZYPOMNIJ SOBIE ZAŁOŻENIA FUTURYSTÓW


Może pamiętasz coś na temat założeń futuryzmu z lekcji języka polskiego lub ze studiów, jeśli w planie znajdowały się przedmioty poświęcone literaturze, zwłaszcza tej z dwudziestolecia międzywojennego. Lub chociaż pamiętasz jakieś przykłady futuryzmu w literaturze, szczególnie w poezji, jak chociażby utwory Czyżewskiego, Wata, Peipera, Jasieńskiego czy Yankowskiego. Wbrew pozorom futuryzm, czy wiele podobnych tendencji w sztuce z końca XIX i początku XX wieku, pomoże oswoić to, co dzieje się w literaturze elektronicznej. Nie jest to oczywiście klucz uniwersalny, jednakże z całą pewnością pozwoli uświadomić co poniektórym, że dziwne wyrazy, gra językiem czy formą, przekręcanie znaczeń, znaków i wywracanie wszystkiego na nicę to nie jest nic nowego. Pomijam już nawet fakt, że sama poezja wizualna ma swój rodowód w średniowiecznej iluminacji, a przecież dałoby się znaleźć wiele starszych przykładów, w wielu epokach, aż do starożytności idąc.

4. OBSERWUJ STRONY POŚWIĘCONE LITERATURZE ELEKTRONICZNEJ


Oczywistym krokiem do zrozumienia literatury elektronicznej jest czytanie na jej temat, czy też czytanie jej samej. Zatem w tym przypadku nie pozostaje mi nic innego, jak polecić Ci obserwowanie stron (lub profili w mediach społecznościowych), które przekazują informacje na temat sztuki cyfrowej. Czytanie innych, którzy czytają i próbują zrozumieć literaturę elektroniczną oraz dzielą się przy okazji swoimi odkryciami jest wręcz wskazane, by pożegnać poczucie zagubienia w tym świecie.

5. NAPISZ PROSTĄ STRONĘ INTERNETOWĄ OD PODSTAW LUB NA BAZIE SZABLONU


Aby lepiej zrozumieć literaturę elektroniczną dobrze jest nie ograniczać się do czytania na jej temat czy czytania poszczególnych przykładów. Warto też spróbować sił w jej tworzeniu. Można zrobić to na kilka sposobów i ja właściwie przedstawię trzy bardzo proste i wydaje mi się, że nawet dość łatwe rozwiązania. Po pierwsze można zająć się stworzeniem strony internetowej. I co zaskakujące, nie chodzi nawet o pisanie rozbudowanego hipertekstu - choć do tego również zachęcam - ile o poznanie na przykład języka html czy stylów css. Ambitniejsze osoby mogą zająć się tym od podstaw, a sprytniejsze mogą z powodzeniem znaleźć wiele szablonów lub gotowych rozwiązań. Wystarczy umiejętnie je wykorzystać i połączyć. Zrozumienie budowy stron internetowych pozwoli pojąć niektóre aspekty cyfrowych utworów. To także nie jest jakiś uniwersalny klucz czy magiczna różdżka, dzięki której wszystko stanie się jasne. Jednak sądzę, że to pomocne narzędzie, zarówno do tworzenia, jak i do obierania literatury elektronicznej.

6. TWÓRZ LITERACKIE MEMY LUB GIFY


Drugim, niezwykle przyjemnym, bo po prostu dającym wiele radości, choć może niezbyt wysokoartystycznym działaniem jest robienie memów lub gifów, które zaczną funkcjonować jak tekst elektroniczny, to znaczy będą posiadać określone walory literackie. Nie znam uniwersalnego sposobu, jak uzyskać zadowalający efekt, ale myślę, że każdy może zrobić to w indywidualny i całkiem nieprzewidywalny sposób. Może wystarczy wykorzystywać motywy literackie, literackie gry językowe, a może tworzyć narracje. Memy lub gify potrafią bardzo sprawnie przedstawiać interesującą opowieść, której nie da się inaczej przedstawić. Zresztą, można do tego wykorzystać już istniejące memy i gify. Sądzę, że nie trzeba od razu nastawiać się na produkowanie ich od podstaw.

7. REMIKSUJ, CZYLI MIESZAJ UTWORY LITERACKIE


Trzecim praktycznym sposobem na zrozumienie literatury elektronicznej jest wykorzystanie remiksu jako narzędzia od-twórczego. Zasadniczo bazując na tekstach, które już ktoś stworzył, na przykład na lekturach szkolnych, można stworzyć coś nowego. Ponadto można nadać tym utworom nowe życie, ożywić je i ucyfrowić, wprowadzić w nową literacką sytuację, w której się nie znalazły i może nie znalazłyby, gdyby nie nasz pomysł. Nie trzeba wielu umiejętności czy wiedzy, wystarczy błyskotliwy pomysł. A teksty źródłowe możemy pozyskać chociażby z bazy Wolnych Lektur.

I na koniec rada, której postanowiłem nie włączać do podstawowej listy, a która jednak wydaje mi się dość istotna: jak najwięcej poruszaj się po sieci w sposób świadomy. Nie chodzi mi o bezmyślne skrolowanie strumieni społecznościówek, ciągłe repostowanie treści z jednego portalu do kolejnego, surfowanie po powierzchni Internetu. Raczej mam na myśli refleksyjne poruszanie się po cyfrowym świecie, szukanie w głąb, rozgrzebywanie niektórych tematów, dlatego, że dzięki temu nie tylko skuteczniej się w odnajdziemy w środowisku cyfrowym, ale po prostu - łatwiej wychwycimy to, co w nim istotne i ciekawe.

Lista nie jest zamknięta i ostateczna. Jeśli masz coś ciekawego do dodania, napisz w komentarzach lub bezpośrednio do mnie. Ja na pewno dodałbym jeszcze parę bardziej szczegółowych punktów, lecz powyższe 7 kroków wydają mi się wystarczające na początku. A chodzi przecież o to, by zacząć. W następnych etach już można wrzucać wyższy bieg.

10 lipca 2019

10 najlepszych przykładów literatury elektronicznej według Davida Thomasa Henry'ego Wrighta

Na stronie brytyjskiego portalu The Conversation ukazał się tekst Davida Thomasa Henry'ego Wrighta zatytułowany "From Twitterbots to VR: 10 of the best examples of digital literature", poświęcony literaturze elektronicznej. Autor wymienia w nim - jak sam tytuł wskazuje - 10 ciekawych przykładów tejże literatury. Wśród nich jest jeden polski przykład - cenzobot Piotra Mareckiego.

Nie będę pisał o poszczególnych utworach, przedstawiam jedynie listę i odsyłam do poszczególnych źródeł. Dodam tylko, że utwór Amiry Hanafi otrzymał nagrodę "The Public Library Prize for Electronic Literature", o czym pisałem w ElektroLiterze pod koniec kwietnia.
  1. Alan Bigelow - How to Rob a Bank
  2. Benjamin Laird - Core Values
  3. David Jhave Johnston - ReRites
  4. Piotr Marecki - Cenzobot
  5. J.R. Carpenter - The Gathering Cloud
  6. Amira Hanafi - A Dictionary of the Revolution
  7. Will Luers, Hazel Smith, Roger Dean - novelling
  8. John Cayley - The Listeners
  9. Jason Nelson - Nine Billion Branches
  10. Mez Breeze - Our Cupidity Coda

07 lipca 2019

Skąd wziąć literaturę elektroniczną?

W ostatnim odcinku podcastu AudioTechst mówiłem o paru źródłach literatury elektronicznej, dzięki którym możemy dotrzeć zarówno do przykładów e-litu, jak i do wiedzy na jej temat. Poniżej zamieszczam więc szczegółową listę tych miejsc wraz z adresami do poszczególnych stron. Bierzcie i klikajcie z tego wszyscy. Z czasem rozbuduję listę. A jak macie coś do dodania, to sekcja komentarzy czeka na wypełnienie.

Szczegółowo o poszczególnych miejscach mówię w odcinku 012 AudioTechstu. Tutaj tylko wymieniam listę. Zatem po więcej informacji odsyłam do podcastu.

Electronic Literature Organization na Facebooku

Grupa otwarta społeczności ELO, zarówno badaczy, jak i artystów światowego formatu.


Electronic Literature Organization na Twitterze

Profil ELO, jako organizacji, na Twitterze.

Electronic Literature Collection

Trzy dotychczasowe zbiory literatury elektronicznej.


Electronic Literature Organization Repository

Ponad 1800 przykładów literatury elektronicznej zebranych w 19 kolekcjach.


Electronic Book Review

Magazyn poświęcony kulturze cyfrowej z recenzowanymi tekstami.


Techsty

Polski magazyn poświęcony kulturze cyfrowej, aktualnie nie jest aktualizowany.

Perfokarta

Grupa twórcza, na której stronie nie brakuje też tekstów krytycznych i naukowych.


Rozdzielczość Chleba

Hub wydawniczy, grupa twórcza i parainstytucja, która zawiesiła dzialalność w 2018 roku.



Korporacja Ha!art

Wydawnictwo i fundacja zajmująca się literaturą eksperymentalną, nietypową, ale także literaturą elektroniczną.




23 czerwca 2019

Świat e-literacki jako rama odniesienia e-literatury

Pewnie też miewacie co jakiś czas takie niezrozumiałe przebłyski intuicji, które w efekcie okazują się niezwykle pomocne. Dzięki nim w kompletnie nieprzewidywany sposób można trafić na coś, często coś niewielkiego i niepozornego, co pozwala pchnąć od dawna nieruszoną robotę do przodu. Tak też jest w moim przypadku, zwłaszcza dziś.

Otóż, przeglądając sobie katalog biblioteki, którą zamierzam odwiedzić (nie wiem czy się uda), trafiłem zupełnie przypadkiem (choć kto tam wie) na rekord odnoszący do numeru 3 „Tekstów Drugich” z 2015 roku. Wyjątkowość tego zdarzenia podkreśla fakt, że biblioteka nie znajduje się w Polsce i domyślnie przeszukiwałem indeks anglojęzyczny. Jednak z ciekawości sprawdziłem też publikacje po polsku.

Trafiłem na „TK” i oczywiście pamiętając, że mam parę numerów i przeczuwając, że to może ten konkretny, to sprawdziłem i rzeczywiście, mogłem od razu przejść do wyszukanego artykułu. A był nim mianowicie tekst słoweńskiego badacza - Janeza Strehoveca - zatytułowany „Pisarstwo derywatywne: e-literatura w świecie nowych paradygmatów społeczno-ekonomicznych”. Z pewnością widziałem ten artykuł nieraz, z pewnością też między innymi dlatego kupiłem ten numer „TK”, jednak tak się złożyło, że nie czytałem tego tekstu. Aż do dziś właściwie.

Nie czytałem w całości, tylko fragment dotyczący „świata e-literatury widzianego jako pole składające się z różnych podmiotów tworzących ramy instytucjonalne dla produkcji e-literackich” [Strehovec 2015: 156-157]. Znalazłem tam dwa bardzo interesujące fragmenty. Dlatego postanowiłem je wynotować i przekazać dalej.

Zanim to jednak zrobię, jeszcze jedna rzecz. Otóż mam dziwne wrażenie, że mojemu poczuciu, iż stoję ze swoimi badaniami w miejscu lub kręcę się w kółko, naprzemiennie towarzyszy poczucie, że udaje mi się, mimo wszystko, chociażby poprzez takie znaleziska, zrobić istotny krok do przodu. Zwłaszcza wówczas, gdy w ogóle się do tego nie przykładam. Taka zmienność tych poczuć sprawia, że zastanawiam się, czy to normalne, zarówno w przypadku mnie samego, jak i w przypadku natury badań naukowych.

Strehovec w części artykułu zatytułowanej „Świat e-literacki jako rama odniesienia e-literatury” pisze: „Mówiąc o e-literaturze, trzeba podkreślić, że jest to nowe zjawisko, które poszukuje instytucji powielania i rozpowszechniania, teorii i krytyki, dlatego sięgając do koncepcji sztuki nowomedialnej Quaranty, możemy wprowadzić techniczny termin >świat e-literacki<” [Strehovec 2015: 163]. A kilka zdań dalej: „Twórcy e-literatury nie działają na oślep, z myślą o historii czy dla jakiegoś abstrakcyjnego czytelnika/użytkownika, lecz dla instytucjonalnej wspólnoty ustanowionej przez jednostki. Nie wystarcza samo stworzenie utworu e-literackiego, trzeba również uczestniczyć we wspólnocie, znaleźć publiczność i krytyków oraz teoretyków, którzy się do utworu odniosą. Poza światem e-literackim wiele dzieł literatury elektronicznej nie ma zbyt dużych szans” [Strehovec 2015: 164].

P.S. Tak w ogóle to wypuściłem dziś kolejny odcinek AudioTechstu. Choć upały już nieco zelżały, to wróciłem do pasującego do wysokich temperatur tematu, czyli lektury hipertekstu - Piksel Zdrój. Zatem to wybór w sam raz dla wielbicieli gorąca, kryminalnych intryg, zagadek i niebanalnych struktur fabularnych.

15 czerwca 2019

Plagiaryzm w generowanej komputerowo literaturze elektronicznej?

Jeśli [...] wygenerujemy książkę, która się nie powtarza co do treści, co do tematów, ale brzmi jak on [autor], jest w stylu tego autora, to jest to plagiat, czy to nie jest plagiat? - pyta dr Jan Argasiński. Ja odpowiadam wprost.

Kolejnym zagadnieniem, które zwróciło moją uwagę w wywiadzie Bogdana Zalewskiego z drem Janem K. Argasińskim, była kwestia związana z napięciem między autorstwem a plagiatem wygenerowanego komputerowo utworu cyfrowego.
Wcześniej w odniesieniu do wspomnianej rozmowy pisałem o poezji łańcuchowej.
Na pytanie "Jak teraz odróżnić plagiat od oryginalnej pracy?" Argasiński odpowiada: "Teraz to w ogóle kwestia plagiatu staje się problematyczna. Jeżeli nauczymy sieć neuronową na przykład Stanisława Lema i wygenerujemy książkę, która się nie powtarza co do treści, co do tematów, ale brzmi jak on, jest w stylu tego autora, to jest to plagiat, czy to nie jest plagiat?" Na co Zalewski mówi: "No właśnie, w muzyce coś takiego już zachodziło. To się nazywało „plagiaryzm”."

Plagiat czy nie?


Zatem chciałbym odpowiedzieć dość prosto: nie, to nie jest plagiat i plagiaryzm. Plagiat to przywłaszczenie cudzej pracy, podpisanie się pod nie swoim tekstem i twierdzenie, że jest się jego autorem, a więc kradzież. A skoro mowa o kradzieży, to mowa też o własności, która tej kradzieży podlega.

W przypadku generowania tekstu na podstawie tekstu źródłowego - nawet jeśli stworzył go konkretny twórca - nie można mówić o własności. I nie chodzi mi tu o cały tekst, tylko jego składowe element. Bo kto jest właścicielem pojedynczych słów, wyrazów? Kto jest właścicielem nowego układu słów, zdań? Chyba, że zakres kompilacji jest taki, że miksujemy dość spore partie tekstu lub przypisujemy sobie autorstwo co do pomysłu (np. intrygi, fabuły).

Wówczas to będzie raczej remiks lub działanie pograniczne (wiele więc zależy od zakresu zmian). Poza tym, chyba nikt, kto korzysta z generatora lub remiksuje utwór, nie przypisuje sobie prawa autorstwa do poszczególnych komponentów, tylko raczej do samego działania. Przez co bardziej akcentuje się czynność, dokonanie zmiany, niż efekt końcowy.

Bez względu jakkolwiek byśmy na ten temat nie spojrzeli oraz biorąc pod uwagę moją stanowczą odpowiedź, niewątpliwie temat wymaga przemyślenia i regulacji. A ze względu na niejednoznaczność niektórych przykładów bądź działań, trzeba rozpatrywać pojedyncze przypadki osobno.

Niepowtarzalność tekstu


Idąc dalej, Argasiński właściwie sam sobie odpowiada, mówiąc: "jeśli [...] wygenerujemy książkę, która się nie powtarza co do treści, co do tematu". I wydaje mi się, że to już powinno podpowiadać, że nie ma tu mowy o plagiacie. Bo jak plagiatować coś, czego jeszcze nie ma lub co dopiero powstało? Trudno przypisać sobie autorstwo do stylu pisania, do idiolektu autora. A jeśli już ktoś napisze coś tak, jak ktoś inny - to raczej dokonał sprawnego pastiszu a nie plagiatu.

W tym przypadku rozpatrywałbym raczej kwestię - zresztą poruszoną w rozmowie - rozpoznawalności, a więc umiejętności rozpoznania, czy coś zostało stworzone przez człowieka czy przez maszynę. Pytanie więc dotyczy tego, czy jesteśmy w stanie być na tyle czujni, by nie dać się nabrać? I tu jest kluczowy aspekt tej sprawy. O tym panowie w wywiadzie również rozmawiają, zatem zainteresowanych odsyłam do źródła.

Zresztą, o tym napięciu pisze także Jacek Dukaj w eseju "Sztuka w czasach sztucznej inteligencji", który ukazał się w jego najnowszej książce "Po piśmie". Choć w tekście nie pada to pytanie wprost, wydaje mi się, że Dukaj formułuje je następująco: czy człowiek w ogóle będzie chciał tworzyć, skoro równie dobrze tworzyć za niego będzie (mogła) sztuczna inteligencja?

No właśnie. Jak to jest obecnie lub będzie w przyszłości?

12 czerwca 2019

Poezja łańcuchowa. Co to takiego?

Z kształtów powstają litery, z liter układamy wyrazy, a z wyrazów zdania. Z kolei ze zdań tworzymy poszczególne akapity, fragmenty tekstów, niezliczone strony tekstów. Za to komputer z określonej bazy danych, na którą składają się teksty różnych twórców, może stworzyć "nowy" tekst. W efekcie tworzy więc łańcuch, którego ogniwami są mniejsze porcje innych tekstów.

Z pojęciem poezji łańcuchowej zetknąłem się podczas lektury wywiadu Bogdana Zalewskiego z drem Janem K. Argasińskim, zamieszczonym w artykule Lemockiewicz? Połączenie Lema z Mickiewiczem, czyli algorytmy w roli literatów. Argasiński podczas Copernicus Festival w Krakowie prezentował działania UBU Lab, w tym rownież komputerowe możliwości tworzenia tekstu.

Na marginesie tylko dodam, że w programie całego festiwalu można było znaleźć punkt zatytułowany Inventio: Język maszyn. Składały się na niego następujące prezentacje: Alfabet (J. Woynarowski), Deszczownik (Tbxx, Kaz, Maro, Pin), Literackie boty na Twitterze (P. Marecki), 1… 2… 3… A.I. patrzy (J. Argasiński), Poezja łańcuchowa (J. Argasiński).

Jeśli zaś chodzi o poezję łańcuchową, to mowa tu o "aplikacji, która generuje utwory na podstawie zadanych tekstów. W efekcie działania dość prostego algorytmu na syntaktyce tekstu, powstają mniej lub bardziej sensowne parafrazy i remiksy tekstów źródłowych", co Argasiński w wywiadzie rozwija:
mamy do czynienia z kawałkiem kodu, prostym algorytmem w języku Python, który przy pomocy takiej operacji matematycznej - łańcuchów Markowa - bierze pewną pulę tekstów, które mu zadajemy, tekstów oryginalnych [...] te teksty są cięte przez algorytm i na podstawie statystyki dotyczącej współwystępowania wyrazów tworzone są właśnie takie łańcuchy współwystępowań, współzależności. I ten bardzo prościutki kawałek kodu potrafi nam generować teksty

Program generuje więc tekst na podstawie zgromadzonej bazy tekstów. Co więcej, generuje go jak najbardziej imitując styl autora. Można więc mówić o powstawaniu mniej lub bardziej wiernych kopii mistrza, nie dających się odróżnić przez niewtajemniczonych, a może i nawet wtajemniczonych czytelników.

Pytanie tylko: gdzie tu definicja poezji, do tego łańcuchowej? Wygenerowanie nowego wiersza na podstawie już istniejącego, czy też wygenerowanie tekstu na podstawie dostępnych danych - to nic nowego w sztuce cyfrowej czy w polu literatury elektronicznej. Jednak po raz pierwszy stykam się z pojęciem poezji łańcuchowej. Jedynym tropem jest zastosowanie w algorytmie tzw. łańcuchów Markowa, ale mnie, jako literaturoznawcy, nie bardzo to interesuje.

Z krótkiej internetowej kwerendy wywnioskowałem, że to coś nowego, zwłaszcza w polskiej przestrzeni związanej ze sztuką słowa w świecie cyfrowym. Z chain poetry z kolei można zetknąć się w przypadku opisów zabawy polegającej na tym, że każda kolejna osoba dopisuje swój wers (ogniwo łańcucha) a w efekcie powstaje właśnie taki niejednorodny poetycki łańcuch. Jednak jak to odnieść do generowanych komputerowo tekstów - bez względu na to, czy to poezja, proza czy co tam jeszcze innego? Cóż, pewnie tak, że to komputer dopisuje poszczególne partie tekstu..

Inne pytanie - poboczne w tym kontekście - brzmi oczywiście następująco: czy to jednak jest pisanie, nawet jeśli algorytmiczne? Zresztą sam Argasiński stwierdza wprost: "Tutaj twórczości nie ma. Tu jest pewne działanie na języku." Trudno więc mówić o twórczości czy sztuce sztucznej inteligencji. Chyba, że jako definicję sztuki przyjmiemy właśnie to, że jest sztuczna, a więc naśladownicza, wówczas sprawy przedstawiają się zgoła inaczej.

09 czerwca 2019

Czego potrzeba do czytania literatury elektronicznej?

Jeśli już wiesz, czym literatura elektroniczna jest, to pewnie zastanawiasz się, czego tak naprawdę potrzebujesz do czytania literatury elektronicznej? Może specjalnego czytnika, a może wystarczy Ci tylko smartfon, tablet lub komputer? W dzisiejszym poście napiszę krótko, w co musisz się zaopatrzyć, by w ogóle zacząć czytać literaturę elektroniczną. Na początek wystarczą trzy proste rzeczy.

PO PIERWSZE: TECHNIKA


Chodzi mi tu przede wszystkim o urządzenia elektroniczne, czyli sprzęt, np. komputer, tablet, smartfon lub jakiekolwiek inne urządzenie, zdolne do wyświetlania konkretnego przykładu literatury elektronicznej. Chyba, że zaczęlibyśmy rozmawiać o przykładach wykorzystujących wirtualną rzeczywistość, liczne interaktywne ekrany, jak w przypadku technologii CAVE, czyli tak zwanych wirtualnych jaskiń, czy też wiele innych, wysoce zaawansowanych rozwiązań technicznych, które raczej nie są dostępne, ot tak, dla każdego, w każdej chwili.



Ważne jest także samo oprogramowanie, ponieważ w kontekście dynamicznego rozwoju technicznego i ciągłego wypierania starszych wersji systemów czy programów, niektóre przykłady literatury elektronicznej mogą najzwyczajniej nie działać na nowszych urządzeniach. Często w takich sytuacjach wykorzystuje się do tego starsze, działające jeszcze urządzenia lub w możliwy sposób emuluje działanie starszych programów na nowych urządzeniach.

Czasem potrzebny jest również Internet. Choć wiele przykładów - jeśli mamy je już na przykład na dysku komputera - nie wymaga połączenia z siecią. Działają bowiem stacjonarnie na urządzeniu użytkownika. Ale wiele tekstów funkcjonuje obecnie w przestrzeni sieciowej i wymaga dostępu do Internetu oraz przeglądarki.

PO DRUGIE: WIEDZA


Aby podjąć się czytania literatury elektronicznej, potrzebna jest też znajomość źródeł, czyli wiedza na temat tego, gdzie szukać przykładów literatury elektronicznej.

Istnieje parę stron, na których można znaleźć informacje o przykładach literatury elektronicznej wraz z odnośnikami do miejsc, gdzie można je czytać, lub skąd można pobrać. Czasem wystarczy znać adres konkretnego wydawnictwa lub artysty, który udostępnia swoje prace w Internecie. Ja tutaj jako przykład sieciowego miejsca, które gromadzi kolekcję przykładów literatury elektronicznej, podam zbiory Electronic Literature Collection.

Idąc dalej, w kontekście wymagań związanych z czytaniem literatury elektronicznej, w przypadku znajomości źródeł, można powiedzieć również, że chodzi o wiedzę na temat tego, gdzie takie teksty można czytać (w sensie fizycznego miejsca), ponieważ istnieje wiele przykładów, zwłaszcza starszych utworów lub technicznie zaawansowanych, które są dostępne tylko w wyspecjalizowanych i specjalnie do tego przygotowanych miejscach, jak np. w laboratoriach naukowych czy pracowniach artystycznych.



PO TRZECIE: UMIEJĘTNOŚCI


Bardzo ważne w przypadku literatury elektronicznej są kompetencje lekturowe, czyli umiejętności posługiwania się tekstami cyfrowymi, umiejętności nawigowania po tekście, korzystania z dostępnych interfejsów, programów, systemów i tak dalej. Po prostu w wielu przypadkach musisz wiedzieć, jak coś działa, by móc z tego w pełni korzystać. Oczywiście intuicyjnie da się poruszać po jakimś tekście, klikać w coś lub przesuwać, jednak wówczas trzeba wziąć pod uwagę, że możemy coś przeoczyć, pominąć, nie uwzględnić, a przy tym nie tyle spłycić swój odbiór, co w ogóle go nie zrealizować.

Pomijam tu umiejętności posługiwania się na przykład komputerem i zdolnościami pisania na klawiaturze. Chodzi tu o dodatkowe umijejętności, wykraczające często poza proste zdolności posługiwania się urządzeniem i oprogramowaniem lub też rozumieniem czegoś, co można określić mianem architektury tekstu. Czasem bowiem przykłady literatury elektronicznej są skonstruowane tak, że w nieoczywisty sposób grają na naszych przyzwyczajeniach związanych z obsługą na przykład komputera.

Dodając do tego zestawu jeszcze jedną sprawę, muszę wspomnieć, że nierzadko dość istotna okazuje się także znajomość języków obcych (co zrozumiałe, gdy mówimy o tekstach napisanych w obcych językach, a jeszcze nie przetłumaczonych na przykład na język polski). Jednak do grona tych języków obcych dołączają jeszcze języki programowania. Czasem przydaje się na przykład znajomość języka html. Dlatego jeśli ktoś w ogóle nawet nie wie, co to takiego, to tym bardziej nie będzie orientował się, co to jest tekst alternatywny czy też atrybut TITLE, a tym bardziej jak podejrzeć te elementy. A są przykłady, które ukrywają treści w takich miejscach.



CZEGO WIĘC TRZEBA?


Na pewno potrzebujesz urządzenia elektronicznego z odpowiednim oprogramowaniem. W kolejnym kroku potrzebujesz dostępu do Internetu - albo stałego albo tymczasowego, aby coś pobrać z sieci. Potem już tylko wystarczy znaleźć miejsce, gdzie możesz czytać tekst cyfrowy (np. strona autorska, strona wydawnictwa, specjalnie przygotowana kolekcja), no i już możesz zmagać się z literaturą elektroniczną. Ewentualnie możesz poszukiwać przykładów literatury elektronicznej trzeciej generacji na portalach społecznościowych.

Na początek to może niewiele, ale myślę, że wystarczy. Z czasem można wchodzić na wyższy poziom odbioru cyfrowych dzieł literackich.

Więcej na ten temat mówię w 9. odcinku podcastu AudioTechst. Tam znajduje się pełniejsza, mówiona wersja powyższego wpisu.

31 maja 2019

The Woollahra Digital Literary Award 2019 rozdane. Znamy listę zwycięzców

Wczoraj ogłoszono listę laureatów nagrody The Woollahra Digital Literary Award 2019. Spośród 16 nominowanych utwór wybrano trzy, po jednej z każdej kategorii: utwór fabularny, utwór niefabularny oraz poezja.

The Woollahra Digital Literary Award to nagroda przyznawana przez australijską bibliotekę Woollahra. Nagroda ma wpierać rozwój australijskiej literatury powstającej w mediach cyfrowych i internetowych.

Lista zwycięzców Woollahra Digital Literary Award 2019
fiction: Rachel Ang, Toot Toot
non fiction: Fiona McGregor, The Hot Desk: Working Hot by Mary Fallon
poetry: Jason Nelson, Nine Billion Branches

W kategorii "fiction" zwyciężyła graficzna opowieść Rachel Ang, stanowiąca podróż w głąb własnych przeżyć, zatytułowana "Toot Toot".





W kategorii "non fiction" wygrała Fiona McGregor z esejem zatytułowanym "The Hot Desk: Working Hot by Mary Fallon", poświęconym książce "Working Hot" napisanej przez Kathleen Mary Fallon i wydanej w 1989 roku.


Z kolei w kategorii "poetry" nagrodę otrzymał Jason Nelson za utwór "Nine Billion Branches", stanowiący interaktywną podróż po mapie tekstu (od nas zależy, w jakim kierunku podążymy), balansujący na granicy tekstu literackiego i gry.


I ten ostatni przykład w mojej ocenie jest najbardziej e-literacki. W znacznej mierze wykorzystuje bowiem audiowizualne i interaktywne możliwości, jakie daje urządzenie elektroniczne.


11 maja 2019

Trzy znaczenia pojęcia gra (play) w kontekście literatury grywalnej (playable literature)

Przyglądając się literaturze elektronicznej przez pryzmat pojęcia „gra” trafiłem na kategorię literatury grywalnej (playable literature), a także stanowisko Noaha Wardripa-Fruina, piszącego o trzech znaczeniach pojęcia gra (play) oraz różnicy między grywalnością a interaktywnością.

I tak, badając literaturę elektroniczną przy zastosowaniu pojęcia „gra”, należy wziąć pod uwagę trzy znaczenia tego pojęcia, które opisał Noah Wardrip-Fruin w artykule Playable Media and Textual Instruments, zwracając przy tym uwagę na to, że istnieje istotna różnica między interaktywnością a grywalnością literatury, uznając, że grywalność (playability) jest kategorią znacznie szerszą od interaktywności.

Wardrip-Fruin zauważa, że dyskusja o literaturze grywalnej (playable literature) powstaje w punkcie, w którym zbiegają się różne pola semantyczne wyznaczane przez słowo „play” (play - a nie game właśnie - stąd literatura grywalna to playable literature a nie gameable literature). Te znaczenia słowa play odnoszą się zarówno do gier i zabaw, jak i do muzyki czy teatru.

Stąd można mówić o trzech polach literatury grywalnej rozpatrywanej przez pryzmat pojęcia „gra”:
  • gra-gra – w której dominuje ludyczność, rozrywka i rozgrywka, ważny jest tutaj aspekt grywalności, mowa tu o literaturze, w którą się gra, którą się rozgrywa, którą można się bawić) – jako przykład podam chociażby Złe słowa Piotra Puldziana Płucienniczaka, czy projekt Bałwochwał Mariusza Pisarskiego i Marcina Bylaka;

  • gra-rola – w której dominuje performatywność, wykonywalność, procesualność, ważny jest tu aspekt performatywności, mowa tu o literaturze, którą się gra, którą się wykonuje, która stawia odbiorcę w pozycji odtwórcy, aktora lub wobec której odbiorca jest widzem – przykładem tutaj mogą być chociażby projekty Text Rain Camille Utterback i Romy’ego Achituva czy Still Standing, który stworzyli Bruno Nadeau i Jason Lewis;

  • gra-instrument – w której dominuje muzyczność czy też audialność, ważny jest aspekt audialności, chodzi tu o literaturę na której się gra, jak na instrumencie, lub która służy do tworzenia, odtwarzania lub wydobywania dźwięków – jako przykład mogę przywołać projekt Katarzyny Giełżyńskiej C()n Du It [choć to właściwie cały zestaw audiowizualnych przekazów, które raczej biernie oglądamy, dlatego po czasie zastanawiam się nad tym, czy to odpowiedni przykład] oraz Bromboxy Romana Bromboszcza.


Na temat literatury grywalnej pisze też Agnieszka Przybyszewska w artykule Ku literaturze grywalnej (Kilka uwag wstępnych), opublikowanym w numerze 2 (20) „Przeglądu Kulturoznawczego” w 2014 roku. Zainteresowanych odsyłam również tam.

Czytaj więcej…

Trudna sztuka zachowania dzieł literatury elektronicznej

Nakładem wydawnictwa Cambridge University Press ukazała się właśnie książka The Challenges of Born-Digital Fiction: Editions, Translations,...

Możesz przeczytać jeszcze…