23 maja 2020

Popularyzatorzy czytelnictwa i antyszczepionkowcy. Co mają wspólnego?

Rano zadałem sobie dziwne pytanie: co mają wspólnego popularyzatorzy czytelnictwa i antyszczepionkowcy? Pozwólcie, że potraktuję to pytanie jako wabik i na nie (jeszcze) nie odpowiem... Tymczasem przybywam z zupełnie czym innym.

Co prawda wiele z rozpoznań tak zwanej starej socjologii literatury współcześnie się kwestionuje lub uzupełnia o nowe myśli, to jednak dość często mam wrażenie, że spora część ówczesnych refleksji jest uniwersalna i da się przyłożyć do aktualnej sytuacji literatury czy jej obiegu.

Miałem tak właśnie po przeczytaniu jednego z cytatów z Roberta Escarpita, który pisał, że „edytorstwo literackie usiłuje pozyskać czytelnika literatury drogą motywacji nieliterackich, takich jak nawyki, snobizm, ostentacyjna konsumpcja, poczucie winy kulturowej albo subtelne wykorzystanie wspomnianej strefy pozajęzykowej, marginalnej strefy struktur ukrytych, w której działają między innymi przymusy społeczne, wytwarzające u czytelnika potrzebę uśmierzenia na pół świadomych obsesji, statystycznie uchwytnych zagrożeń, jak choroba, niepewność zatrudnienia, problemy współżycia z partnerem, lęk przed wojną itd.” (tłumaczenie Janusza Lalewicza).

Nie wiem, jak Wam, mnie się to skojarzyło z niegdysiejszymi, dziś chyba już nieco słabszymi, akcjami promującymi czytelnictwo, osadzonymi na przekonaniu, że jeśli nie czytasz, to... (tutaj można wstawić dowolny negatywny skutek nieczytania). Inną, równie ciekawą kwestią, jest wykluczający, elitarystyczny czy nawet dyskryminacyjny charakter niektórych działań mających na celu zachęcenie do czytania.

Uważam, że zamiast zastanawiać się, dlaczego ludzie nie czytają lub nie czytają w zadowalającym (pytanie brzmi: zadowalającym kogo? – wydawców? bibliotekarzy? księgarzy? nauczycieli?) stopniu, lepiej byłoby zastanowić się, dlaczego akcje czy wydarzenia popularyzujące czytelnictwo, tak liczne zresztą, zwłaszcza kiedyś, nie odnoszą spektakularnego skutku. A może jest zupełnie inaczej i zatrważający co poniektórych stan czytelnictwa w naszym kraju nie jest aż tak słaby jak się powszechnie sądzi?

13 maja 2020

Pierwszy komputer w życiu

Mój (a właściwie mojego starszego brata) pierwszy komputer, komputer stacjonarny był tak zwanym składakiem, miał dysk twardy o pojemności ok. 4 GB, Windows 98 i bardzo głośny wentylator. Pamiętam podniecenie, jakie mi towarzyszyło, kiedy pojawił się w domu. Nie mogłem wtedy zasnąć z wrażenia.

Najbardziej lubiłem grać w Fifę 98 i demo Stronghold Crusader (jakoś wystarczała mi jedna mapa z jednym słabym przeciwnikiem). Czasem zdejmowałem obudowę, by zobaczyć jak wygląda płyta główna i kości pamięci RAM. Kiedyś z kolegami marzyliśmy, by samodzielnie złożyć komputer z części znajdywanych na skupach ze sprzętem elektronicznym.

Wiem, czym są dyskietki, niebieskie ekrany śmierci, co oznacza ból porysowanej płyty CD, z której już nie da się nic zainstalować oraz nieskończenie ładujący się pasek postępu instalacji... Z rozrzewnieniem wspominam ekran pożegnalny "Teraz możesz bezpiecznie wyłączyć komputer".


Internet w moim domu pojawił się trochę później. Wtedy już korzystaliśmy z niezniszczalnego laptopa IBM, z niezapomnianym Windowsem XP. Dzięki sieci poznałem wiele wartościowych filmów i przesłuchałem niezliczone godziny muzyki, o której nawet nie miałem pojęcia (ambient i fingerstyle są ze mną do dziś). Nie pamiętam, czy grałem wtedy w jakieś gry komputerowe. Pewnie tak. Choć chyba bardziej wolałem buszować po sieci, blogować o głupotach i mądrować się po różnych forach.

Dziś znacznie większą moc obliczeniową i wydajność niż dwa powyżej opisane komputery ma smartfon, który mogę schować do kieszeni. Niesamowite... Tak bardzo, że aż brakuje mi puenty. Może więc niech będzie nią to, że obecnie mogę korzystać z trzech laptopów, z trzeba różnymi systemami (MacOSem, Windowsem i Linuksem), próbując różnych rzeczy, interesując się ostatnio coraz bardziej automatyzacją pracy i skuteczniejszym zarządzaniem treści.

Szkoda, że idea Xanadu nie została w pełni zrealizowana, a dla niektórych szczytem osiągnieć pracy z tekstem cyfrowym są skróty klawiszowe Ctrl+C i Ctrl+V. No, może czasem jeszcze Ctrl+F...

A jakie są Wasze pierwsze doświadczenia z komputerami?

29 kwietnia 2020

Stan czytelnictwa w Polsce w 2019 roku. Dlaczego nie do końca lubię raportu Biblioteki Narodowej?

 W zeszłym tygodniu ukazał się raport Biblioteki Narodowej ze wstępnymi wynikami ze stanu czytelnictwa w Polsce w 2019 roku. Przyznaję, chwilę zastanawiałem się, czy w ogóle o tym wspominać. Trochę się wahałem, ale ostatecznie stwierdziłem, że napiszę, tylko krótko.

Zatem co wiemy a czego nie wiemy ze wstępnego raportu BN? Podejrzewam, że większość komentujących skupi się na wyniku, czyli 39% i haśle „lekki wzrost poziomu czytelnictwa”. Mnie jednak interesuje coś innego.

Po pierwsze: wiemy, że to badanie socjologiczne, którego głównym celem było zanalizowanie praktyk czytania. Co ciekawe, praktyk, które pomimo ujęcia w badaniu elektronicznych form tekstu (ebooki, audiobooki), odnoszą się w głównej mierze do kultury druku. Można więc spierać się o to, co rzeczywiście jest przedmiotem badań.

Po drugie: wyniki pokazują deklaracje czytelnicze, a nie realne czytelnictwo. Wystarczy, że ktoś w ciągu ostatnich 12 miesięcy przeglądał książkę, to przy deklaracji kontaktu z książką znajduje się już w grupie „czytającej”, czyli w tej samej, w której ktoś inny już czytał książkę (ale czy przeczytał?)

Po trzecie: wiemy, że dominujące rozumienie pojęcia „książki” wśród badanych odnosi się do literatury pięknej. Mimo że badanie obejmuje także np. publikacje naukowe czy teksty użytkowe, to zastanawiające jest, jak osoby badane rozumieją książkę? Jaką definicją książki się posługują?

Mój wniosek jest następujący: raport Biblioteki Narodowej nie dotyczy czytelnictwa, tylko deklaracji czytelniczej odnoszącej się do książki, rozumianej zapewne jako zwarta publikacja, głównie beletrystyczna. Zatem wynik 39% dotyczy osób, które deklarują, że czytały lub nie czytały książki w zeszłym roku. W związku z tym osoba, która nie czyta książek, tylko prasę branżową, strony internetowe, publikacje nie w formie zwartej, czy to drukowane czy cyfrowe, nie do końca wie, czy zaliczyć się do takiej grupy. Mnie raport BN niewiele mówi, to znaczy mówi, ale zupełnie w innym zakresie, niż się chce to powszechnie ujmować.

Dlatego podchodzę do tego z rezerwą, a wszelkie głosy narzekające na poziom czytelnictwa, że niski, lub cieszące się, że jednak lepszy niż poprzednio, traktuję jako głosy osób, które nie zgłębiły zagadnienia. Tym samym jestem ciekaw Waszego zdania. Najwyżej okaże się, że wsadziłem kij w mrowisko.

14 kwietnia 2020

Ian MacLarty, If We Were Allowed To Visit

If We Were Allowed To Visit to tekst trójwymiarowy (3D poem), wykorzystujący mechanikę pierwszoosobowej gry, w której poruszamy się postacią po wygenerowanym świecie.

Zrenderowana przez Iana MacLarty'ego antologia wierszy Gemmy Mahadeo przechodzi więc z dwuwymiarowej płaszczyzny do trójwymiarowej rzeczywistości, w której obiekty są tworzone z liter, wyrazów i sekwencji znaków.




Poruszamy się więc po przestrzeni, której granice wyznacza tekst. Mamy tu więc do czynienia z ciekawą formą tekstury, której zwiedzanie zapewnia nam odczytywanie kolejnych porcji wierszy. Czytamy więc nie tyle tekst, ile świat, czy też raczej tekst poprzez świat.



Nawigując po zastanej przestrzeni, w której dostrzegamy dom, w domu pianino (umożliwiające wydobywanie pojedynczych dźwięków), roślinę, a na zewnątrz drzewa, kota, obłoki kurzu czy kłęby uschłej roślinności, poznajemy również świat tekstu.



Na początku być może trudno złapać orientację, jednak z czasem jest coraz lepiej i już można spokojnie zwiedzać każdy możliwy kąt. Nawigacja jest prosta: klawiatura (klawisze W, A, S, D) oraz mysz. Bardzo ciekawe doświadczenie.



Ian MacLarty, If We Were Allowed To Visit

13 kwietnia 2020

Co łączy literaturę eksperymentalną, grę Minecraft i kwarantannę?

Wiecie co łączy literaturę eksperymentalną, grę Minecraft i kwarantannę? Sześcian. Ponadto jeszcze moja osoba.

Pewnie pamiętacie, jak wspominałem o stosie książek do przejrzenia „w przyszłości”. Minęło sporo czasu i zastanawiam się, dlaczego nie mogłem zmotywować się do tego stosu wcześniej. Teraz jednak sądzę, że akurat książka „Stilleben” Jakuba Woynarowskiego i Jana K. Argasińskiego czekała na odpowiedni moment.

Zamknięci w kubaturze swoich mieszkań pewnie trochę inaczej myślimy o sobie i otoczeniu. Zmienia się optyka. Zaczynają pojawiać się nowe nawyki, a może nawet ciekawe obserwacje. Ja na przykład zauważyłem, że mam nadwyrężone poczucie czasu, przez co trudno mi zabrać się do czynności, które nie wymagają wiele czasu, a z kolei łatwo wpaść w te, które go wręcz pochłaniają.

I tak ponad tydzień temu wszedłem w klockową rzeczywistość Minecrafta. Trochę z ciekawości, trochę dla rozrywki, której nie dawały mi już dotychczasowe formy, z jakich korzystałem. No i tak sobie powoli buduję świat z sześcianów. Piszę o tym dlatego, że wziąwszy dziś do ręki książkę „Stilleben” i przeczytawszy, w jakiej przestrzeni się „rozgrywa”, zaczęło mi się to wszystko łączyć. I tym łącznikiem jest właśnie bryła sześcianu.

W tym miejscu posłużę się fragmentami opisu z książki: „Projekt […] stanowi posthumanistyczną wizualną opowieść o domowym wnętrzu, traktowanym jako nie tyle funkcjonalna »maszyna do mieszkania«, ile raczej niesamowity »gabinet osobliwości«. […] Pojawienie się niebezpieczeństwa w »oswojonej« przestrzeni wskazuje na umowność wyznaczonego przez człowieka terytorium, stanowiącego zarówno azyl, jak i więzienie. […] Również w klaustrofobicznej przestrzeni Stilleben tajemnicza »pramateria« wprawia w ruch obiekty codziennego użytku, w miarę upływu czasu powodując ich spektakularną dekonstrukcję.”

Cóż może być więc bardziej wymownego, niż czytanie Stilleben w czasie kwarantanny, gdy nie można wyjść na zewnątrz, a kreację rzeczywistości można przenieść na ekran komputera do świata gry?

Na koniec tylko napiszę, że niestety Stilleben mogę tylko przekartkować, ponieważ znajduję się w grupie wykluczonej. Niestety nie mam urządzenia z systemem Android i nie mogę pobrać aplikacji, dzięki której wszedłbym w kolejny wymiar lektury. Dlatego też nie za wiele Wam pokażę. Jeśli jednak Wy możecie i macie ochotę, to sprawdźcie szczegóły na stronie: http://stilleben.ubulab.edu.pl/ Książka z kolei jest dostępna w księgarni Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, więc spokojnie można sobie kupić. Polecam.

I choć już właściwie po świętach, to bez względu na wszystko, życzę Wam jak najmniejszej liczby ostrych krawędzi w geometrycznym świecie swoich mieszkań, które w tym czasie niech bardziej będą azylem, niż więzieniem.

26 marca 2020

Specjalny numer magazynu "Techsty"

To jest coś niesamowitego i niespodziewanego, coś, na co nie byłem gotowy. Przyznaję szczerze. Dlatego w tej chwili tylko podrzucę link i skopiuję krótki opis. Sam zapewne zapoznam się z nowym numerem "Techstów" za jakiś czas.

W tym czasie będziecie mogły i mogli sobie na spokojnie przejrzeć numer specjalny "Techstów", numer studencki, jak możemy przeczytać w opisie, numer, który "został zainspirowany pracami studentów i absolwentów kierunków cyfrowych mediów i cyfrowej kultury na uniwersytetach w Krakowie, Łodzi, Warszawie i Katowicach".

Dawno nie było niczego nowego w polskim polu literatury elektronicznej. No to teraz jest.

http://techsty.art.pl/m11/informacje_o_numerze_m11.html

22 marca 2020

Literatura pandemiczna w sieci

 Obecna sytuacja, w jakiej mimowolnie się znaleźliśmy, wymusza na nas nowe zachowania. Jakby nie patrzeć, skutecznie zmienia naszą codzienność, w tym także kulturę. I, co ciekawe, również literaturę.

Z reguły nie zwracam szczególnej uwagi na literaturę, która nie do końca jest elektroniczna, choć powstaje i funkcjonuje w środowisku cyfrowym. Tym razem zrobię wyjątek, ponieważ chcę pokazać bardzo ciekawe - zwłaszcza w kontekście obecnej sytuacji - zjawisko. Chodzi mianowicie o internetowe powieści w odcinkach.

Oczywiście powieści w odcinkach to nic nowego. Myślę, że nawet pisanie na raty i umieszczanie tego w sieci także nie jest niczym nowym, również wśród osób zawodowo zajmujących się pisaniem.

Teraz jednak można zauważyć ciekawy trend, który - w moim przeczuciu - ma służyć przede wszystkim dwóm celom: po pierwsze, zajmować czas i uwagę osobom pozostającym w domu, czyli właściwie większości z nas, po drugie, pokazaniu, że współczesny pisarz nie jest zamknięty w swoim gabinecie przy tajemniczym skryptorium, a sam proces pisania może odbywać się spontanicznie, reakcyjnie, tu i teraz. I osiągnięciu tych celów służyć mają właśnie media społecznościowe.

I o ile możemy dyskutować o tym, czy publikowanie odcinków powieści na przykład na Facebooku to literatura elektroniczna czy nie, o tyle chyba zgodzimy się co do tego, że w obecnej sytuacji to wyjątkowa i interesująca sprawa.

Po pierwsze, tekst literacki - co oczywiste - pojawia się w nowym kontekście. Po drugie, jego dystrybucji służy nowy-nienowy kanał komunikacyjny. Po trzecie, z równie oczywistych względów, sytuacja komunikacji literackiej przyjmuje inną formę. Pytanie tylko, czy instytucją konsekrującą w tym przypadku jest publiczność literacka, a narzędziem wartościowania liczba reakcji pod określonym odcinkiem-postem?

Nie będę sprawy roztrząsał teoretycznie, ponieważ piszę to chyba równie spontanicznie, co autorzy powieści, o których zaraz wspomnę. Chciałem tylko zwrócić uwagę na ciekawe zjawisko i może Was nieco sprowokować do dyskusji. Może algorytmy Facebooka będą łaskawsze i w tym gęstym strumieniu, którzy przetacza się teraz przez Wasze newsfeedy, znajdzie się miejsce również na ten post.

Wszystko zaczęło się - jeśli dobrze sprawdziłem - od Wojciecha, który na swoim facebookowym profilu 13 marca zapowiedział, że będzie udostępniał kolejne fragmenty pisanej na gorąco powieści. Później pojawiły się koleje osoby, jak chociażby Grzegorz Kalinowski z powieścią "Kwarantanna" czy Jakub Ćwiek. Co równie ciekawe - a o tym dowiedziałem się jako pierwszym - Szczepan Twardoch i Łukasz Orbitowski tworzą wspólnie humorystyczną opowieść „Na zarazę Zarazek”, która jest dodatkowo określona jako improwizowana. Poszczególne odcinki są publikowane na specjalnie stworzonej stronie internetowej: nazarazezarazek.pl

Przyznacie więc, że jest to ciekawa forma aktywności pisarskiej w sieci. Obecnie więc w grę wchodzą nie tylko spotkania autorskie czy lektury tekstów transmitowane na żywo ale również pisanie ad hoc. Dajcie znać w komentarzach, co o tym myślicie?

19 marca 2020

Internet w czasach zarazy

 Czy wiecie, że kukulion to strofa w obrębie kontakionu bądź akatystu, zespolona z ikosami, ale różniąca się od nich strukturą rytmiczną? Nie? No to teraz już na pewno wiecie. Ale spokojnie, nie będzie to wykład z poetyki. Piszę to tylko dla atencji. Bo tak naprawdę nie mam zbytnio o czym pisać.

Nie wiem, jak u Was, ale u mnie obecny czas wcale nie jest czasem, w którym muszę nagle wynajdywać sobie zajęcia. Mam wystarczająco dużo pracy. Dlatego też nie potrafię jakoś wygospodarować dodatkowego czasu na to, by może napisać coś nowego, znaleźć coś i to opisać, przeczytać książkę i ją zrecenzować, by może w końcu nie oszukiwać się, że podcast nie żyje, a tak bardzo chciałem go nagrywać i może coś powiedzieć do mikrofonu...

Piszę to jednak nie po ty, by narzekać i szukać pocieszenia. Po prostu dostrzegam pewną ciekawą rzecz i zastanawia mnie, jak wyglądają Wasze obserwacje w tej kwestii. Będzie to z pogranicza kultury cyfrowej i animacji kultury. Zatem jak czujecie się na siłach, to napiszcie w komentarzach, co o tym sądzicie?

Otóż zauważyłem, że w obecnym czasie wiele instytucji i organizacji odkryło Internet oraz media społecznościowe. (Pominę zagadnienie szkolnictwa i wykorzystywania e-learningu, bo to temat wymagający szczególnej uwagi.) Może nie na zasadzie, że, o, proszę, istnieje sieć i społeczność internetowa naszych odbiorców, tylko na zasadzie, że, o, może by tak wykorzystać narzędzia cyfrowe tak, jak powinny być wykorzystane?

Oczywiście upraszczam. Doskonale wiem, z czego to wynika i dlaczego tak się dzieje. Sytuacja jest wyjątkowa, więc i działania są wyjątkowe. Znam też takie przykłady, które wyłamują się z tej uogólniającej obserwacji i nie robią z tego nic szczególnego. Chodzi mi jednak o pewną tendencję i nie ukrywam, że zarazem mnie to zadziwia i irytuje.

Zastanawia mnie bowiem jedno: czy jak już wszystko powróci do względnej normalności i instytucje wznowią stacjonarną działalność, to czy cokolwiek z tego docierania do odbiorcy poprzez narzędzia cyfrowe pozostanie? A może powróci poprzedni stan, w którym wirtualne zwiedzanie wystawy, transmisja koncertu online, spotkanie autorskie w medium społecznościowym, udostępnianie publikacji cyfrowych i tym podobne, to tylko takie tam dodatki, wszak wiadomo, że prawdziwa kultura jest na miejscu i na żywo?

Nie chcę uświęcać kultury cyfrowej i umniejszać kulturze uczestnictwa w tradycyjny sposób, nie stawiam ich naprzeciw sobie i nie ważę jednej wyżej czy niżej. Wręcz przeciwnie, dostrzegam, że mogą i nawet powinny iść współcześnie razem, obok siebie.

Zresztą, mam dziwne wrażenie, jakbym sam próbował odkryć coś, co przecież jest oczywistością. Lub próbował przekonać do czegoś, do czego nie trzeba aż tak bardzo przekonywać. Jednakże jak myślę o tym, że jesteśmy ponad pół wieku po rozpoczęciu rewolucji cyfrowej, a korzystanie z zasobów cyfrowych traktowane jest jako reagowanie na stan wyjątkowy, to dochodzę do wniosku, że jeszcze długa droga przed nami...

Tyle ode mnie. Napiszcie, co Wy o tym sądzicie. Ja tylko na koniec jeszcze dodam, że kukulion to z greckiego koukoúlion, czyli kaptur.

11 marca 2020

Pandemiczna twitteratura, czyli covidowe wiersze na Twitterze

Obecna sytuacja na świecie i w Polsce nie jest za ciekawa. Nie będę jej komentował, bo to nie jest odpowiednie miejsce. Jednakże, jak widzicie poniżej, świat literatury elektronicznej nie próżnuje i wykorzystuje aktualne wydarzenia do tworzenia kolejnych cyfrowych utworów.

https://twitter.com/leo_elo_ole/status/1237741615768313856



04 lutego 2020

Douglas Engelbart i jego "centrum badań nad rozszerzeniem możliwości ludzkiego umysłu"

 Historycy nowych technologii z pewnością znają nazwisko Douglasa Engelbarta. Ja poznałem je dopiero trochę ponad dwa lata temu w trakcie lektury książki Henninga Lobina, zatytułowanej "Marzenie Engelbarta. Czytanie i pisanie w świecie cyfrowym", poświęconej cyfrowym praktykom czytania i pisania.

Przyznaję, gdy po raz pierwszy czytałem o tym, jak wynalazek komputera, rozumianego jako złożonego systemu urządzeń i oprogramowania, zaczął zmieniać podejście do tekstu, zarówno pod względem pisania i czytania, to - choć nie do końca wyczuwałem, na czym polega przełomowy charakter tego wszystkiego - miałem wrażenie, że czytam o czymś naprawdę ważnym.

Prześlizgnąłem się nad początkowym fragmentem, który opisywał prezentację "centrum badań nad rozszerzeniem możliwości ludzkiego umysłu", jakby odnosił się do czegoś, co jest oczywiste, co jest tak zwykłe, że nie muszę poświęcać temu wnikliwszej refleksji. Prześlizgnąłem się i zapomniałem.

Teraz na chwilę do tego wróciłem. I jak się okazuje, na YouTube możemy zobaczyć całą prezentację możliwości nowego interfejsu tekstowego, hiperłączy, myszy, klawiatury, ekranu, wideokonferencji, a więc też sieci komputerowej. I to wszystko pod koniec 1968 roku.

Nie wiem, dlaczego wcześniej tego nie sprawdziłem i nie obejrzałem. Pewnie uznałem to za coś tak oczywistego, że aż niewartego uwagi. Teraz jednak, gdy oglądam tę prezentację, czuję miłe podniecenie, jakbym właśnie siedział tam w sali konferencyjnej i słuchał Engelbarta, który mówi o tym, jak można wpisywać wyrazy, zamieniać ich kolejność, porządkować pliki, tworzyć linki, zaznaczać kursorem myszy, czyli małego pudełka z kablem, które - jak przyznał - "nie wiem, dlaczego nazwaliśmy je myszą. Po prostu tak to się jakoś zaczęło i już tego nie zmienialiśmy".

Dla mnie to nagranie wywołuje większe ciarki ekscytacji niż nagranie lądowania na księżycu, które miało czas i miejsce kilka miesięcy później. A gdy słucham dźwięków, które wydaje komputer (które przypominają mi muzykę ambientową, którą lubię), to podkręcam te wrażenia, czuję, że uczestniczę w czymś, co zmieniło świat. Ciekawe uczucie...

https://www.youtube.com/watch?v=yJDv-zdhzMY



30 stycznia 2020

(Nie)panowanie Serge'a Bouchardona

 Utwór cyfrowy francuskiego twórcy i badacza literatury elektronicznej Serge'a Bouchardona, zatytułowany Déprise (uhonorowany nagrodą New Media Writing Prize 2011) jest aktualnie dostępny w kilku wersjach językowych. Polskim przekładem zajęła się Agnieszka Przybyszewska. Ponadto w warstwie dźwiękowej głosu użyczyli: Agnieszka Przybyszewska, Andrzej Kompa i Roch Olesiński.

(Nie) panowanie to - jak czytamy w opisie - utwór elektroniczny o panowaniu, posiadaniu kontroli. W jakich okolicznościach czujemy, że trzymamy ster naszego życia w rękach, a w jakich nie? Sześć scen utworu ukazuje bohatera, który traci to poczucie. Równocześnie napięcie między momentami, w których ma się wrażenie pełnej kontroli, i chwilami, gdy ono ucieka, znajduje odbicie w czytelniczym doświadczeniu lektury interaktywnego tekstu.

Całość znajdziecie pod adresem:

https://bouchard.pers.utc.fr/deprise/home

Elitarność i powszechność czytania

 Bibliotekoznawczyni, Jadwiga Kołodziejska, w artykule "Elitarność i powszechność czytania" (raz publikowanym w 2005, a raz w 2008 roku) pisze, że "Współcześnie czytelnictwo powszechne rozwija się jako zjawisko kulturowe w dwu wyraźnie zarysowanych nurtach. Jeden obejmuje wąską, elitarną grupę, dla której znajomość światowego kanonu literackiego stanowi podstawowe wyposażenie intelektualne, a wspólnota lekturowa stanowi symboliczny wyznacznik, po którym mogą się rozpoznać poszczególni członkowie przynależący do tej grupy. [...] Drugi nurt czytelniczy, w przeciwieństwie do pierwszego, jest liczny, choć niejednolity; składający się z różnych kręgów społecznych determinowanych tradycją, wykształceniem, kwalifikacjami zawodowymi, statusem materialnym itp."

A kawałek dalej pisze jeszcze, że "Podobnie jak w starożytności i średniowieczu mamy do czynienia z elitarną grupą beneficjentów już nie tylko słowa drukowanego, ale i przekazywanego elektronicznie. W grupie tej jednostka zaprawia się w umiejętności pisania, czytania i krytycznego myślenia już od najmłodszych lat."

I przyznam, że dość często mam wrażenie, że niektórzy naukowcy żyją w alternatywnych rzeczywistościach i sam nie wiem, kto w jakiej i która z nich jest bardziej prawdziwa xD

29 stycznia 2020

Déprise Serge'a Bouchardona w polskiej wersji językowej

Utwór cyfrowy francuskiego twórcy i badacza literatury elektronicznej Serge'a Bouchardona, zatytułowany Déprise jest aktualnie dostępny w kilku wersjach językowych, również w języku polskim.

Polskim przekładem utworu zajęła się Agnieszka Przybyszewska. Ponadto w warstwie dźwiękowej głosu użyczyli: Agnieszka Przybyszewska, Andrzej Kompa i Roch Olesiński.

(Nie) panowanie to - jak czytamy w opisie - utwór elektroniczny o panowaniu, posiadaniu kontroli. W jakich okolicznościach czujemy, że trzymamy ster naszego życia w rękach, a w jakich nie? Sześć scen utworu ukazuje bohatera, który traci to poczucie. Równocześnie napięcie między momentami, w których ma się wrażenie pełnej kontroli, i chwilami, gdy ono ucieka, znajduje odbicie w czytelniczym doświadczeniu lektury interaktywnego tekstu.

Utwór cyfrowy Bouchardona został uhonorowany nagrodą New Media Writing Prize 2011.

27 stycznia 2020

Czytelnictwo a kultura męskiego środowiska judo

 Poszukiwania drobin informacyjnych na temat "elitarności" w kontekście literaturoznawstwa zaprowadziło mnie aż do artykułu zatytułowanego "Poziom czytelnictwa jako składowa kultury powszechnej męskiego środowiska judo". Przejrzałem z ciekawości.

I tak artykuł Małgorzaty Pujszo, Roberta Stepniaka i Marka Adama w zakończeniu prezentuje trzy wnioski (cytuję dosłownie i bez korekty):

1) "Poziom kultury czytelniczej będącej częścią kultury powszechnej jest w sposób nieznaczny ale istotny, wyższy w środowisku męskim judo, niż ogólnie przyjęty standard polskiego społeczeństwa. Związane jest to z wykształceniem, a nie procesem treningowym tej grupy społecznej"

2) "Preferencje czytelnicze osób trenujących judo różnią się w sposób istotny, od preferencji społeczeństwa kierując się w sposób istotny w stronę czytelnictwa naukowego i zawodowego. Natomiast sposoby czytelnicze męskiej grupy pozostają tradycyjne."

3) "Wieloletni wyczerpujący trening judo nie jest czynnikiem ograniczającym kulturę czytelniczą badanej grupy społecznej judoków."

Znacie jakichś judoków, którzy czytają?

Czytaj więcej…

Rieck: dlaczego warto pisać

Bastian Rieck we wpisie Why Write? na swoim blogu pisze o pisaniu jako wyjątkowym narzędziu komunikacji. Udziela tym samym trzech odpowied...

Możesz przeczytać jeszcze…