23 maja 2020

Popularyzatorzy czytelnictwa i antyszczepionkowcy. Co mają wspólnego?

Rano zadałem sobie dziwne pytanie: co mają wspólnego popularyzatorzy czytelnictwa i antyszczepionkowcy? Pozwólcie, że potraktuję to pytanie jako wabik i na nie (jeszcze) nie odpowiem... Tymczasem przybywam z zupełnie czym innym.

Co prawda wiele z rozpoznań tak zwanej starej socjologii literatury współcześnie się kwestionuje lub uzupełnia o nowe myśli, to jednak dość często mam wrażenie, że spora część ówczesnych refleksji jest uniwersalna i da się przyłożyć do aktualnej sytuacji literatury czy jej obiegu.

Miałem tak właśnie po przeczytaniu jednego z cytatów z Roberta Escarpita, który pisał, że „edytorstwo literackie usiłuje pozyskać czytelnika literatury drogą motywacji nieliterackich, takich jak nawyki, snobizm, ostentacyjna konsumpcja, poczucie winy kulturowej albo subtelne wykorzystanie wspomnianej strefy pozajęzykowej, marginalnej strefy struktur ukrytych, w której działają między innymi przymusy społeczne, wytwarzające u czytelnika potrzebę uśmierzenia na pół świadomych obsesji, statystycznie uchwytnych zagrożeń, jak choroba, niepewność zatrudnienia, problemy współżycia z partnerem, lęk przed wojną itd.” (tłumaczenie Janusza Lalewicza).

Nie wiem, jak Wam, mnie się to skojarzyło z niegdysiejszymi, dziś chyba już nieco słabszymi, akcjami promującymi czytelnictwo, osadzonymi na przekonaniu, że jeśli nie czytasz, to... (tutaj można wstawić dowolny negatywny skutek nieczytania). Inną, równie ciekawą kwestią, jest wykluczający, elitarystyczny czy nawet dyskryminacyjny charakter niektórych działań mających na celu zachęcenie do czytania.

Uważam, że zamiast zastanawiać się, dlaczego ludzie nie czytają lub nie czytają w zadowalającym (pytanie brzmi: zadowalającym kogo? – wydawców? bibliotekarzy? księgarzy? nauczycieli?) stopniu, lepiej byłoby zastanowić się, dlaczego akcje czy wydarzenia popularyzujące czytelnictwo, tak liczne zresztą, zwłaszcza kiedyś, nie odnoszą spektakularnego skutku. A może jest zupełnie inaczej i zatrważający co poniektórych stan czytelnictwa w naszym kraju nie jest aż tak słaby jak się powszechnie sądzi?

13 maja 2020

Pierwszy komputer w życiu

Mój (a właściwie mojego starszego brata) pierwszy komputer, komputer stacjonarny był tak zwanym składakiem, miał dysk twardy o pojemności ok. 4 GB, Windows 98 i bardzo głośny wentylator. Pamiętam podniecenie, jakie mi towarzyszyło, kiedy pojawił się w domu. Nie mogłem wtedy zasnąć z wrażenia.

Najbardziej lubiłem grać w Fifę 98 i demo Stronghold Crusader (jakoś wystarczała mi jedna mapa z jednym słabym przeciwnikiem). Czasem zdejmowałem obudowę, by zobaczyć jak wygląda płyta główna i kości pamięci RAM. Kiedyś z kolegami marzyliśmy, by samodzielnie złożyć komputer z części znajdywanych na skupach ze sprzętem elektronicznym.

Wiem, czym są dyskietki, niebieskie ekrany śmierci, co oznacza ból porysowanej płyty CD, z której już nie da się nic zainstalować oraz nieskończenie ładujący się pasek postępu instalacji... Z rozrzewnieniem wspominam ekran pożegnalny "Teraz możesz bezpiecznie wyłączyć komputer".


Internet w moim domu pojawił się trochę później. Wtedy już korzystaliśmy z niezniszczalnego laptopa IBM, z niezapomnianym Windowsem XP. Dzięki sieci poznałem wiele wartościowych filmów i przesłuchałem niezliczone godziny muzyki, o której nawet nie miałem pojęcia (ambient i fingerstyle są ze mną do dziś). Nie pamiętam, czy grałem wtedy w jakieś gry komputerowe. Pewnie tak. Choć chyba bardziej wolałem buszować po sieci, blogować o głupotach i mądrować się po różnych forach.

Dziś znacznie większą moc obliczeniową i wydajność niż dwa powyżej opisane komputery ma smartfon, który mogę schować do kieszeni. Niesamowite... Tak bardzo, że aż brakuje mi puenty. Może więc niech będzie nią to, że obecnie mogę korzystać z trzech laptopów, z trzeba różnymi systemami (MacOSem, Windowsem i Linuksem), próbując różnych rzeczy, interesując się ostatnio coraz bardziej automatyzacją pracy i skuteczniejszym zarządzaniem treści.

Szkoda, że idea Xanadu nie została w pełni zrealizowana, a dla niektórych szczytem osiągnieć pracy z tekstem cyfrowym są skróty klawiszowe Ctrl+C i Ctrl+V. No, może czasem jeszcze Ctrl+F...

A jakie są Wasze pierwsze doświadczenia z komputerami?

Czytaj więcej…

Rieck: dlaczego warto pisać

Bastian Rieck we wpisie Why Write? na swoim blogu pisze o pisaniu jako wyjątkowym narzędziu komunikacji. Udziela tym samym trzech odpowied...

Możesz przeczytać jeszcze…