31 grudnia 2018

Podsumowanie 2018 roku i plany na przyszłość

Koniec starego i początek nowego roku skłaniają do podsumowania minionego czasu. Stwierdziłem, że ja również spojrzę wstecz i sprawdzę, co ciekawego zdarzyło się w moim życiu w ubiegłych dwunastu miesiącach. Zatem jaki był dla mnie ten 2018 rok?

Właściwie gdy zacząłem pisać podsumowanie 2018 roku, to po spisaniu wielu spraw, uświadomiłem sobie, że niepotrzebnie chcę napisać o prawie wszystkim, co mnie spotkało. Nie chodzi o nadmierny ekshibicjonizm, po prostu początkowo zamierzałem przepleść zbyt wiele wątków, przez co obraz pewnie byłby pełniejszy, barwniejszy, jednak nie pasowałby do prezentowanych tu treści.

Przesiadując w niszy dotyczącej literatury elektronicznej, kultury cyfrowej, nowych mediów i wszystkiego tego, co dotyczy w mniejszym lub większym stopniu tych tematów, nie mogę sobie pozwolić na przedstawianie elementów nie pasujących do tej układanki. Dlatego poniżej przedstawiam tylko część tematów, które wydały mi się najlepsze do tytułowego podsumowania. Z kolei podsumowanie konferencji naukowych, w których brałem udział, a które mają związek z tym wszystkim, napisałem osobno i już opublikowałem.

Biblionetoteka

Zacznę od tego, że w 2018 roku w Biblionetotece ukazało się, łącznie z tym, 27 wpisów. Nie jest to może oszałamiająca liczba, którzy potrafią zrobić to w trzy miesiące, może pół roku, jednak dla mnie i tak jest to liczba satysfakcjonująca. Udało się podtrzymać motywację do tworzenia tego miejsca, do opisywania interesujących zjawisk, na które nie tyle w swoim czasie trafiłem, ile po prostu miałem ochotę o nich pisać. Nie będę tutaj nawet wypominał sobie, ilu tematów nie zrealizowałem, ilu tekstów ostatecznie nie opublikowałem.

Cieszę się też z jeszcze innego powodu. Otóż niejednokrotnie myślałem o zmianie formuły, o nieco innym podejściu do tematu, może nawet zarzuceniu całości, by zająć się czymś innym. Dlatego cały czas szlifuję swój pomysł, zastanawiam się nad paroma zmianami. Chcę wszystko dopracować tak, by mieć większą swobodę pracy, by nie odczuwać zniechęcenia, a przy tym, móc pojawiać się tam, gdzie sądzę, że warto. Myślę więc, by publikować też na innych platformach, np. Medium czy Bloglovin’ - choć wciąż nie mam pewności, czy rzeczywiście warto, czy znajduje się tam odpowiednia publiczność.

ElektroLitera

ElektroLitera to właściwie kanał dystrybucji treści na Facebooku, choć myślę, że swobodnie można potraktować go jako bloga. Do tego bloga autonomicznego, ponieważ piszę tam czasami o takich zjawiskach, o których nie wspominam w Biblionetotece. Jest to więc moja nowa przestrzeń sieciowa, która stanowi wydłużenie już zagospodarowanych przestrzeni.

Z założenia ElektroLitera ma być miejscem, gdzie mogę pozwolić sobie na większą swobodę, a tym samym, mogę bardziej angażować innych, zwłaszcza tych, którzy nie do końca rozumieją, o czym piszę. Jeszcze inaczej niż tutaj.

Blog powołałem w czerwcu, trochę na fali ponownej fascynacji mediami społecznościowymi. Wówczas też wszedłem głębiej w Instagram, choć w ciągu pół roku zdążyłem się tym ostatnim znudzić i zniechęcić. Na FB wciąż działam, traktuję to miejsce jako swoiste archiwum moich odkryć, jako szufladę, w której gromadzę ciekawostki i intrygujące znaleziska. Nie ukrywam, że zarówno dzięki Biblionetotece, jak i ElektroLiterze mogę wrócić pamięcią do wielu kwestii i wygrzebać je z czeluści swoich notatek, zapisanych adresów stron, czy wielu wielu dokumentów lub książek, na które natrafiam w sieci. Wcześniej nie było to tak proste.

Podkast i blog naukowy

Nie ukrywam, że w związku z różnymi działaniami i wcześniejszymi inspiracjami, chciałbym rozwinąć repertuar kanałów, dzięki którym upowszechniałbym swoją pracę. Jednym z takich kanałów jest podkast. Już dawno temu myślałem o dźwiękowej formie utrwalania swoich przemyśleń. Jestem do tego przygotowany pod względem technicznym. Wystarczy tylko usiąść i ponagrywać to, co trzeba. Mam nadzieję, że nowy rok zaowocuje takimi nagraniami i że znajdzie się audytorium, które zechce tego wszystkiego słuchać.

Ponadto chciałbym na przygotowywanej stronie autorskiej (już powstaje i jestem z niej bardzo zadowolony) wygospodarować miejsce na bloga naukowego z prawdziwego zdarzenia. Oczywiście to dla mnie spore przedsięwzięcie i wyzwanie, któremu nie wiem czy podołam. Niemniej chciałbym regularnie (choć pewnie niezbyt często) publikować tam konkretne materiały naukowe z pola zagadnień, którymi się na co dzień zajmuję. Może udałoby mi się pisać także o sprawach zawodowych i blog naukowy byłby też blogiem branżowym. Tak czy siak, chciałbym sobie to wszystko uporządkować i posegregować.

Artykuły naukowe

Zacznę od tekstów największego kalibru, czyli od artykułów naukowych. Co prawda część z tych tekstów napisałem zdecydowanie wcześniej, jednak proces redakcyjny i wydawniczy ma swoje prawa, dlatego dopiero w 2018 roku mogłem paroma rzeczami się pochwalić i teraz mogę je tutaj wymienić.

W grudniu ukazał się artykuł zatytułowany “Warstwa dźwiękowa hipertekstowej powieści kryminalnej Piksel Zdrój”, znajdujący się w wieloautorskiej monografii naukowej “Kryminał. Ćwiczenia z komparatystyki kulturowej”, zredagowanej przez Adama Regiewicza, recenzowanej przez Mariusza Czubaja, a wydanej przez gdańskie Wydawnictwo Naukowe Katedra. Pisałem o tym w jednym z wcześniejszych wpisów, dlatego tutaj nie będę się zbytnio rozwodził. Cieszę się, że ta publikacja w końcu ujrzała światło dzienne i jest dostępna w księgarniach.

Ponadto ukazał się jeszcze artykuł zatytułowany “Komparatystyka translatologiczna literatury nowych mediów. Zarys problemowy na przykładzie polskiego tłumaczenia powieści hipertekstowej Michaela Joyce'a Zmrok. Symfonia”, znajdujący się w zbiorowej publikacji “Tłumaczenia w XXI wieku” pod redakcją Anny M. Szczepan-Wojnarskiej, Agaty Mikołajko i Łukasza Kucharczyka. Niestety nie miałem jeszcze książki w rękach (czekam cały czas na egzemplarz autorski), jednak widziałem ją w katalogu nowości Biblioteki Instytutu Badań Literackich PAN, zatem podejrzewam, że fizycznie ta publikacja istnieje, a w niej mój artykuł. Względnie spróbuję książkę kupić, jeśli tylko trafi do dystrybucji

Artykuły popularnonaukowe

Poza tekstami naukowymi udało mi się też opublikować parę tekstów popularnonaukowych. Takie również są ważne. Z jednej strony upowszechniają naukę, z drugiej strony stanowią świetną motywację do szukania tematów, to budowania bazy ciekawych zjawisk, które potem można zebrać i przeanalizować.

W przypadku tekstów popularnonaukowych chodzi mi przede wszystkim o współpracę z magazynem internetowym “Techsty”, prowadzonym przez Mariusza Pisarskiego, którego miałem okazję poznać podczas wydarzeń (warsztatów i konferencji) organizowanych przez Festiwal Dekonstrukcji Słowa Czytaj! w Częstochowie (który, na marginesie, pomagam organizować). Na początku roku ukazały się dwa takie teksty: “Jak sterować obrazem, czyli interaktywny komiks animowany” oraz “Bezprzewodowa poezja”. Wcześniej było parę innych artykułów.

Niestety, moja przygoda z “Techstami”, rozpoczęta w 2017 roku, szybko się skończyła, a może raczej zawisła w próżni, ponieważ pod naporem różnych obowiązków nie byłem już w stanie pisać rzetelnych i ciekawych tekstów. Dlatego w zestawieniu nie znajduje się tego za wiele, a wszystkie teksty republikowałem w Biblionetotece. Spokojnie można więc do nich zajrzeć. Polecam.

Planowane publikacje

Wśród zaplanowanych publikacji, o których może nie powinienem pisać w podsumowaniu 2018 roku, ale jednak pisałem je właśnie w tym czasie, znajduje się chociażby artykuł wysłany do czasopisma naukowego “Acta Humana”. Liczę na publikację w tym roczniku, ponieważ znajduje się na liście ministerialnej (na liście B), ale nawet bardziej dlatego, że w artykule poruszam zagadnienia związane z moją rozprawą doktorską. Zatem jeśli nawet nie dojdzie do publikacji, to same recenzje będą przydatne. Dokładnie podjąłem się tam omówienia podstaw obiegu literatury elektronicznej. Jest to więc swoiste wprowadzenie do tego, czym zajmuję się naukowo. Z pewnością będę jeszcze nie raz o tym tutaj raportował.

Do listy planowanych tekstów muszę dodać również rozdział monografii naukowej poświęconej związkom literatury z szeroko rozumianymi grami, przygotowywanej wspólnie z osobami z mojej uczelni. Akurat ja podjąłem się spojrzenia na literaturę elektroniczną przez pryzmat pojęcia gry. W tekście nie dość, że rekonstruuję definicję pojęcie gry jako takiej (a więc podejmuję się zadania wręcz niemożliwego, biorąc pod uwagę spór definicyjny), to również uzgadniam definicję pojęcia literatury elektronicznej (tutaj także istnieje wiele niedomówień). I dzięki temu mogę spojrzeć na wybrane przykłady e-literatury, głównie pochodzących z Electronic Literature Collection (tak na marginesie, to w przyszłym roku ma być nowy zbiór!) przez soczewkę estetyki czy mechaniki gry. Praca wciąż jest w przygotowaniu, dlatego pewnie wiele jeszcze może się zmienić.

Podsumowanie podsumowania

Właściwie to mam jeszcze parę pomysłów w zanadrzu, a tak naprawdę w 2018 roku wydarzyło się zdecydowanie więcej. Nie o wszystkim jednak piszę. Jak wspomniałem we wstępie, chciałem tutaj napisać jedynie o tych sprawach, które mają dość bliski związek z blogiem, czy też z moją działalnością naukowo-popularyzatorską. Trochę to też skróciłem.

Mam nadzieję, że w przyszłym roku wrzucę wyższy bieg, że zdecydowanie częściej będę pisał i zdecydowanie więcej będę publikował treści związanych z moją rozprawą. To bardzo interesujący temat, a w myśl nie tylko otwartej nauki, ale też w myśl skutecznego prowadzenia badań, chciałbym skonfrontować swoje przemyślenia, wnioski i odkrycia nie tylko z moim promotorem na seminarium doktorskim, nie tylko w wąskim gronie na konferencjach, lecz z szerszą publicznością, dzięki której moja praca naukowa i badania (jeśli je tak określimy) będą miały znacznie szerszy zakres i większe znaczenie.

Zatem niech Nowy Czas będzie dobrym czasem! Czego sobie i wszystkim czytającym zbiory Biblionetoteki lub zaglądającym w inne internetowe zakamarki, gdzie można mnie spotkać, życzę.

30 grudnia 2018

Konferencyjne podsumowanie 2018 roku

Pisząc podsumowanie 2018 roku za pierwszym razem, uwzględniłem dość szczegółowo konferencje naukowe, w których wziąłem udział w minionym roku. Pomyślałem jednak, że lepiej pod tym względem podsumować ostatnie 12 miesięcy osobnym wpisem. Dlatego poniżej podsumowuje jedynie same konferencje, a na resztę przyjdzie pora za moment.

W 2018 roku wziąłem udział w paru ciekawych konferencjach i wydarzeniach naukowych. Ponadto zorganizowałem (wspólnie z koleżankami z uczelni) konferencję (a właściwie drugą jej edycję) “Szanse, możliwości, zagrożenia współczesnej literatury”. Zająłem się wówczas tylko “ogarnięciem” całości i czuwaniem, by każda rzecz była na swoim miejscu, więc nic nie prezentowałem. Nie chciałem też zabierać czasu innym osobom.

Za to pod względem czynnego udziału, a więc przedstawiania efektów swoich badań i poszukiwań, to muszę wymienić następujące konferencje:

  • Ogólnopolska Konferencja Naukowa W labiryncie struktur. Ergodyczność tekstów kultury, zorganizowana przez Koło Badaczy Nowych Mediów, Koło Badaczy Gier, Koło Naukowe Antropologów Literatury, która odbyła się 27 października 2018 na Uniwersytecie Łódzkim. Przedstawiłem wówczas referat zatytułowany "Instrumentalizacja tekstu, czyli parę słów o graniu na tekście", w których chciałem przyjrzeć się zjawisku tekstu-instrumentu oraz brzmieniowości (akustyczności) literatury elektronicznej. Najogólniej rzecz ujmując, tekst, czy nawet poszczególne elementy, takie jak litery, znaki, stają się swoistymi narzędziami do generowania dźwięków lub też są nośnikami dźwięków, które użytkownik tekstu (a może właściwie gracz, muzyk tekstu) może wykorzystać do tworzenia indywidualnych sekwencji lub nawet melodii. Jest to jedynie drobny wycinek szerszych badań, które wciąż prowadzę. W większej perspektywie podejmowałem ten temat na konferencji w Pokrzywnej, o czym piszę nieco niżej.

  • I Międzynarodowa Konferencja Naukowa Wokół humanistyki: Początek, zorganizowana przez Radę Samorządu Studentów Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego, Ośrodek Międzyobszarowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych i Społecznych Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Koło Naukowe Studentów Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego 21-22 kwietnia 2018 w Krakowie. Wówczas przedstawiłem referat, odwołujący się do mojej powstającej rozprawy doktorskiej, zatytułowany "Źródła e-litarności". Pisząć krótko: moje badania nad funkcjonowaniem literatury elektronicznej, a także jej społecznym (a może społecznościowym - w kontekście mediów społecznościowych) odbiorem i obiegiem pokazują, że wciąż zasadne jest wskazywania na cechy elitarności i ekskluzywności. Patrząc na tę problematykę z perspektywy socjologii literatury, zwłaszcza jej współczesnych aspektów oraz humanistyki cyfrowej, doszukuję się początków i źródeł e-litarności (a więc swoistej elitarności literatury elektronicznej), ponadto rozumianej jako zjawisko procesualne, a więc zmienne, znajdujące się cały czas w procesie. O tym z pewnością będę pisał tu niejednokrotnie. 

  • Konferencja naukowa Gra w kulturze i życiu codziennym, przygotowana przez Instytut Polonistyki i Kulturoznawstwa, Katedra Kulturoznawstwa i Folklorystyki Uniwersytetu Opolskiego w Pokrzywnej, która odbyła się 11-13 kwietnia 2018. Całość była dla mnie również wyzwaniem logistycznym, ponieważ podróż nie do ośrodka akademickiego, lecz do ośrodka wypoczynkowego była ciekawą przygodą. A na miejscu udało się, jak to zazwyczaj w takich przypadkach bywa, poznać wielu bardzo miłych i mądrych ludzi. Na konferencję pojechałem, by przedstawić referat zatytułowany "Litegratura, czyli literatura i gry. Wprowadzenie", który - jak sam tytuł wskazuje - stanowi wprowadzenie do zaznaczonego problemu. Chciałem przyjrzeć się temu, jak wygląda granie w literaturę, granie na literaturze oraz granie literatury. Tak się składa, że poza rozprawą doktorską, w aktualnie prowadzonych przeze mnie badaniach nad literaturą elektroniczną, która wykorzystuje estetykę czy mechanikę gry, wyróżniam zasadniczo trzy aspekty rozumienia gry: gra-gra (np. gra wideo czy gra komputerowa), gra-rola, gra-instrument i co za tym idzie trzy aspekty literatury elektronicznej: ludyczność, performatywność, muzyczność. Z tych właśnie perspektyw przyglądam się literaturze grywalnej, którą roboczo określam kategorią litegratury, sugerującej połączenie literatury z grą, ponadto akcentującą pierwszeństwo literatury.

  • Seminarium otwarte zatytułowane „Wszystko na sprzedaż”. Bóg - Pieniądz - Kultura, zorganizowane przez Instytut Filologii Polskiej Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie, a więc moją Alma Mater, 26 marca 2018. Wtedy zaproponowałem temat, który sformułowałem następująco: "Ekonomia wyboru. Problem kanonu literackiego". Rzecz w tym, że kwestia kanonu literackiego nie pojawia się często w dyskursie naukowym na temat literatury, ponieważ jest to kwestia sporna i problematyczna. Znacznie częściej pojawia się w dyskursach oświatowych, dotyczących kanonu lektur szkolnych i instytucjonalizacji listy tekstów czytanych przez uczniów lub studentów w procesie edukacji i kształcenia. Zależało mi więc na podjęcie dyskusji na temat kanonu literackiego w kontekście napięcia między elitarnością i egalitarnością, ekskluzją i inkluzją (kulturową, medialną, technologiczną).

  • Konferencja naukowa Wypatrywanie. Filozoficzne aspekty języka, literatury i edukacji, przygotowanej przez Katedrę Dydaktyki Języka i Literatury Polskiej oraz Instytut Filozofii Uniwersytetu Śląskiego 12 marca 2018 w Katowicach, gdzie przedstawiłem referat zatytułowany: "Widzieć, wiedzieć, być - od biblijnego drzewa poznania do wirtualnej rzeczywistości". To było dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie, tym bardziej, że udało mi się przygotować tekst na ten temat i mam nadzieję, że kiedyś ujrzy on światło dzienne. Tutaj przytoczę po prostu abstrakt, który wysłałem wówczas do organizatorów: Zmysł wzroku i kultura „oka” są nie tylko istotne w kontekście rewolucji wizualnej (Bolter, Vandendorpe) i współczesnej kultury obrazowej, lecz przede wszystkim konstytutywne dla zachodniej, okulocentrycznej cywilizacji. Przechodząc od biblijnej opowieści o grzechu pierworodnym, związanym ze zmysłem wzroku i poznaniem dokonanym przez patrzenie, przez starożytną filozofię (Platon), ustanowienie hierarchii zmysłów (Arystoteles), przejście z kultury oralnej do kultury piśmiennej (Ong), wzmocnionej przez przewrót gutenbergowski i kulturę druku (McLuchan), aż po rewolucję technologiczną i cyfrową, opartą o zmysł wzroku (Sartori) i wirtualność (Celiński), a także cyfrową piśmienność (Sandbothe, Lobin), chciałbym przyjrzeć się nie tylko współczesnej kulturze w szerokim ujęciu, co jej szczególnemu wycinkowi: literaturze elektronicznej. Stąd refleksja historyczno-filozoficzna będzie tylko pretekstem i tłem dla głębszej refleksji e-literaturoznawczej, skupiającej się głównie na aspekcie wizualnym nowych mediów i literatury elektronicznej. Spróbuję więc odpowiedzieć m.in. na pytania: co widać, a czego nie widać w literaturze elektronicznej, czy też w jaki sposób okulocentryczna cyberkultura wykorzystuje możliwości innych zmysłów? Będzie to także próba zastanowienia się nad tym, jak kultura „oka” powoduje ciągłe przechodzenie z pola widzenia do pola wiedzy, przez pole władzy, na polu istnienia kończąc, co wydaje się charakterystyczne i znaczące dla człowieka osadzonego we współczesności.

  • Seminaria naukowe Literatura a/i media, przygotowane i zrealizowane przeze mnie na mojej uczelni w ramach projektu badawczego "Szanse, możliwości, zagrożenia współczesnej literatury", czyli nieco szerszego działania, dzięki któremu chciałem przyjrzeć się, co tam w literaturze współczesnej widać i słychać, z jakimi wyzwaniami się mierzy i problemami boryka. Na początku roku (w styczniu) zaprezentowałem temat "Socjalizacja literatury w mediach społecznościowych. Społecznościowy charakter literatury", a na wiosnę (w marcu) przedstawiłem temat "Literatura a/i media. Wprowadzenie do badań". Całość była zakrojona na więcej spotkań i finalizację tego w formie publikacji, jednak z czasem parę rzeczy się rozjechało i niestety nie udało się tego kontynuować. Jednak tamten czas nie był stracony. Zaowocował wieloma ciekawymi spostrzeżeniami.

Pełna lista konferencji, w których brałem udział znajduje się na podstronie “autor”, do której polecam zajrzeć, jeśli ktoś miałby zamiar prześledzić moje działania, które staram się na bieżąco dokumentować.

Pozostałe wydarzenia, czy sprawy związane z mijającym rokiem, przedstawię w kolejnym wpisie, z pewnością zaraz po tym.

Warstwa dźwiękowa hipertekstowej powieści kryminalnej Piksel Zdrój

Kilkanaście dni temu ukazała się książka Kryminał. Ćwiczenia z komparatystyki kulturowej pod redakcją Adama Regiewicza. Znajduje się w niej mój artykuł zatytułowany Warstwa dźwiękowa hipertekstowej powieści kryminalnej Piksel Zdrój. Publikację wydało Wydawnictwo Naukowe Katedra.

Książka jest owocem seminarium naukowego Narracje dźwiękowe w powieści kryminalnej, zorganizowanego niespełna dwa lata temu w Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie (obecnie to już Uniwersytet Humanistyczno-Przyrodniczy im. Jana Długosza w Częstochowie).

Zaproponowałem wówczas temat "Warstwa dźwiękowa hipertekstowej powieści kryminalnej Piksel Zdrój" i chciałem sprawdzić, jak elementy dźwiękowe, pojawiające się w warstwie audiowizualnej wspomnianej powieści stanowią znaczący element narracji kryminalnej, jak odgłosy, dźwięki, pojawiające się utwory muzyczne wpływają na odbiór historii kryminalnej, na ile te elementy poza budowaniem napięcia pozwalają orientować się w strukturze tekstu, w przedstawianej intrydze.

Recenzent książki, Mariusz Czubaj, napisał: "parafrazując tytuł klasycznego filmu, można by powiedzieć, że kryminał zostawia ślad. I takie właśnie ślady interesują autorów tej monografii. Mowa więc o zapachu (ściślej: o „zgniliźnie”) jako ważnym tropie w twórczości Joanny Chmielewskiej. A także o roli dźwięku i doznań audytywnych w pewnej powieści Anatola Sterna. Zarazem propozycja badawcza zaprezentowana w książce poszerza pojęcie „kryminału” i wykracza poza pola podstawowych skojarzeń. Badacze mówią o nim w kontekście klasyki rocka i polskiego hip-hopu, eksplorują obszar paratekstów (niezwykle interesujący artykuł o czołówkach seriali kryminalnych) oraz hipertekstu. Nie stronią także od uwag genologicznych, choć tradycyjne literaturoznawstwo ustępuje tu miejsca komparatystyce kulturoznawczej. Nie mam wątpliwości, że publikacja ta spotka się z dobrym przyjęciem przez czytelników interesujących się kryminałem jako fenomenem nie tylko współczesnej kultury".

Na koniec wspomnę tylko, że Piksel Zdrój został wydany w 2014 roku. Jest jednak efektem letnich warsztatów o literaturze cyfrowej, zatytułowanych „Piksel i lira”, zrealizowanych przez Korporację Ha!art w połowie 2013 roku. Mariusz Pisarski, koordynator projektu i warsztatów, pisał, że powieść jest "eksperymentem na antypodach modernizmu". Poza nim stworzeniem Piksela zajęli się jeszcze Szymon Stoczek, Olaf Keller, Natalia Jakusiewicz, Monika Kapela, Lech Mikulski, Jagoda Cierniak, Anna Piwowarska (odpowiedzialna również za koordynację i redakcję całości), z kolei za oprawę graficzną odpowiadał Jakub Niedziela . Ponadto swój wkład w całość miała także publiczność obecna podczas Międzynarodowego Festiwalu Literackiego Hawangarda w 2014 roku oraz anonimowi czytelnicy czasopisma Ha!art

Piksel Zdrój to wyjątkowa powieść kryminalna, nie tylko dlatego, że została zrealizowana w formie hipertekstu, ale przede wszystkim dlatego, że nie dość, że nie do końca wiadomo kto zabił - jak to w klasycznym kryminale - to tutaj nie od razu wiadomo, kto zginął. Bardzo pogmatwana historia, ponadto właśnie w formie hipertekstu, więc wzmaga się jeszcze efekt labiryntu z samymi ślepymi uliczkami.

Trochę więcej o powieści można poczytać na stronach Ha!artu. Z kolei sam utwór swobodnie można poznać na stronie wydawnictwa.

_________
Michał Wilk, Warstwa dźwiękowa hipertekstowej powieści kryminalnej Piksel Zdrój, [w:] Kryminał. Ćwiczenia z komparatystyki kulturowej, red. Adam Regiewicz, Gdańsk 2018, s. 229-250. [katalog wydawnictwa]

22 grudnia 2018

Piotr Marecki, Między kartką a ekranem. Cyfrowe eksperymenty z medium książki w Polsce

Z serii Biblioteki XII wieku ukazała się nowa (po Gatunkach cyfrowych. Instrukcji obsługi) książka Piotra Mareckiego: Między kartką a ekranem. Cyfrowe eksperymenty z medium książki w Polsce. Jak sam tytuł wskazuje, autor podejmuje refleksję na temat książek, mediów cyfrowych i eksperymentów, a w szczególności wybranych technotekstów polskiej kultury. Publikację wydało Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego.


Tytuł książki nawiązuje do publikacji Beetween Page and Screen Amaranthy Borsuk i Brada Bouse’a, wydanej w 2012 roku, co Marecki wyjaśnia dokładnie we wstępie swojej książki. Podobnie jak pojęcie technotekstu, którym posługuje się przy analizie sześciu przykładów: Księgi Słów Wszystkich (z 1975 roku) Józefa Żuka Bruszewskiego, Æ (1991) Roberta Szczerbowskiego, Historii pewnego przypadku (1997) Małgorzaty Dawidek, Big Dick (2013) Wojciecha Bruszewskiego, Archetyptury czasu (2013) Andrzeja Głowackiego oraz Powiek (2013) Zenona Fajfera. Całość stanowi, jak pisze Katarzyna Bazarnik, recenzentka książki, „swego rodzaju kanon, wskazując omawiane dzieła jako punkty kardynalne krajobrazu »kultury późnego druku«”[1].

Istotne jest również to, że Między kartką i ekranem wykracza poza rozpoznania literaturoznawcze i włącza do zasobu narzędzi również te z pola medioznawstwa (głównie z zakresu mediów cyfrowych), historii sztuki czy designu. Marecki przedstawia przykłady, które wymykają się tradycyjnym kategoriom, a także - co najbardziej mnie interesuje - podlegają (lub podlegały w swoim czasie) obiegom różnych rodzajów: od typowego dla książki, czyli księgarskiemu i bibliotecznemu, przez obieg niszowy, po typowy dla utworów z pola sztuk plastycznych, czyli wystawy w galeriach sztuki.

Drugi recenzent publikacji, Andrzej Góźdź, napisał m.in., że „Marecki, w pełni respektując rygory naukowego wywodu, napisał książkę »do czytania«, rzec by się chciało – ogólnohumanistyczną, w której jak w zwierciadle przeglądają się przemiany współczesnej kultury. Pozostając w sferze (ekranowej) piśmienności, zdołał przyjrzeć się skomplikowanemu procesowi cywilizacyjnemu, który tak bardzo odmienił współczesne kultury mediów”[1].

Z kolei nazwa serii nawiązuje do tytułu książki Stanisława Lema, który w XX wieku opublikował tom Biblioteka XXI wieku. Podobnie jak on, autorzy serii zajmują się obszarami, w których teraźniejszość spotyka się z przyszłością. Seria prezentuje to, co w nauce najważniejsze: eksperymenty, połączenie teorii i praktyki, odkrywanie tego, co niezbadane, mapowanie nowego i opisywanie przedstawionego, zatem również to, co związane ze zjawiskami redefiniującymi dotychczasowe pojęcie książki, a więc książki z rozszerzoną rzeczywistością lub książki generowane komputerowo.

_________
[1] https://www.wuj.pl/page,produkt,prodid,3238,strona,Miedzy_kartka_a_ekranem,katid,330.html

16 grudnia 2018

Grace Howard, Machine-Generated Electronic Literature


Machine-Generated Electronic Literature[1] to krótka (bo zaledwie 94-stronicowa) książka Grace Howard, znajdująca się w zasobach selfpublishingowej platformy Lulu.com. Pod nazwiskiem autorki można znaleźć tam jeszcze książkę zatytułowaną #hashtag: a follower's guide to the post-digital[2].

Co prawda powątpiewam w naukową jakość tych publikacji (zwłaszcza tej drugiej), niemniej jednak ciekawi mnie, że takie pozycje wychodzą na światło dzienne. I tak z jednej strony cieszy zainteresowanie tym tematem. Z drugiej strony intryguje mechanizm udostępniania podobnych tekstów, właśnie poprzez takie strony jak Lulu.com, ponieważ jest to częścią obiegu literackiego jako takiego.

Grace Howard zadaje pytanie: co to znaczy dla literatury elektronicznej, gdy za jej pisanie zabiera się maszyna? Autorka szuka połączenia procesów obliczeniowych, algorytmizacji, mechanizacji procesu twórczego (computation)[3] z narracyjnością, czy też mechnizmami narracyjnymi, zwłaszcza w kontekście “post-cyfrowości” lub “post-literackości”. Zastanawia się więc również nad miejscem człowieka w czasach sztucznej inteligencji, kolonizującej coraz większe obszary ludzkiej działalności.


_________
[1] http://www.lulu.com/shop/grace-howard/newlit-machine-generated-electronic-literature/paperback/product-23913322.html?ppn=1
 (16.12.2018).
[2] http://www.lulu.com/shop/grace-howard-and-chris-busco-and-alex-modiano-and-valerie-yu/hashtag-a-followers-guide-to-the-post-digital/paperback/product-23864889.html
 (16.12.2018).
[3] Chyba najlepiej odwołać się w tym przypadku do Scotta Rettberga, który pisał o ludzkich aspektach w mechanicznym procesie tworzenia: Scott Rettberg, Human Computation in Electronic Literature, https://retts.net/documents/Human_Computation_ELIT.pdf (16.12.2018).

10 grudnia 2018

Sufferrosa. Pierwszy polski film interaktywny

Kult piękna i młodości, Spotify, podkasty i literatura elektroniczna - co wspólnego mają te rzeczy? Odpowiedź jest dość prosta: przede wszystkim to, że stały się inspiracją do poniższego wpisu.

Zaczęło się od podkastu Odbiornik, realizowanego przez Dwutygodnik - dokładnie od 18 odcinka zatytułowanego Opowieści o soszialach. Na marginesie dodam, że zacząłem słuchać podkastów na Spotify, bo niegdyś sam chciałem iść w tę stronę. Sprawdzam więc, jak to robią lepsi ode mnie.

No i tak słuchałem, słuchałem, a jak padło hasło instagramowego serialu interaktywnego Sufferrosa, to stwierdziłem, że warto to sprawdzić, bo brzmiało niezwykle intrygująco. Zatem sprawdziłem.

Okazało się, że to nie taka nowa rzecz. Film - pierwszy polski film interaktywny - w reżyserii Dawida Marcinkowskiego powstawał już dekadę temu. Światło dzienne ujrzał w 2010 roku. Składa się ze 110 interaktywnych scen i posiada 3 różne zakończenia. Widz (gracz, użytkownik) ma więc wpływ na doświadczaną historię.



Obecnie duet The Kissinger Twins (kissingertwins.com), czyli Dawid Marcinkowski i Katarzyna Kifert, zaadaptowali Sufferrosę również na platformę Instagram (który - dla przypomnienia - ruszył w 2010). Dlatego można teraz poznać cały projekt w nieco szerszym zakresie (całość wciąż jest jeszcze w przygotowaniu). Ja póki co przeklikałem wersję przeglądarkową.

Jako że o filmie można poczytać wiele mądrych rzeczy w sieci, to nie będę się tutaj zbytnio rozpisywał. Podrzucę parę linków poniżej. Dodam tylko tyle, że od premiery Sufferrosa zdobyła uznanie krytyków i wygrała liczne nagrody, była też pierwszym interaktywnym filmem regularnie prezentowanym na światowych festiwalach filmowych. Obsada też robi wrażenie.

Dla mnie to przede wszystkim ciekawy projekt multimedialny wykorzystujący możliwości storytellingu, przypominający chociażby utwór Kateriny Cizek - Out My Window (też z 2010 roku), który pozwala jeszcze bardziej zagłębić się w opowiadaną historię. Dzięki interaktywności jesteśmy w całość jeszcze bardziej zaangażowani.

06 grudnia 2018

Bezprzewodowa poezja, czyli jak czytać poezję internetową bez Internetu

Jak być offline i czytać poezję w sieci? To bardzo proste. Wystarczy, że skorzystamy z hotspota, którego nazwa będzie na przykład wersem wiersza znanego poety.

Literatura cyfrowa oferuje bardzo wiele różnorodnych form obcowania z literaturą. Można jednak zadać sobie pytanie, co stanie się, jeśli umieścimy ją pomiędzy rzeczywistością i wirtualnością, gdzieś na styku strefy offline i online? Z całą pewnością coś, co wkroczy w dotychczas niezajęte przez literaturę pole, które mogło wydawać się martwe lub mało pociągające.

To właśnie miejsce wypełnia hotspot poet, projekt powstały w 2016 roku w Moskwie. Wykorzystuje technologię tworzenia sieci bezprzewodowej i pozwala poznać twórczość czterech wybitnych poetów: Basho, Goethego, Pasternaka i Petrarki. Na całość składają się cztery małe skrzyneczki, zaprojektowane w estetyce kodów QR, z przełącznikiem pozwalającym uruchomić sieć Wi-Fi, której nazwa będzie fragmentem twórczości jednego z proponowanych twórców. Co 10 sekund nazwa zmienia się na nowy wers.



Autorem jest rosyjski artysta ::vtol::, czyli Dmitry Morozov, który zajmuje się tworzeniem instalacji wykorzystujących możliwości sprzętu elektronicznego. Jego dzieła często są interaktywne, a cześć z nich to nowoczesne i eksperymentalne instrumenty muzyczne, jak chociażby elektromagnetyczne organy. Za to hotspot poet łączy w sobie – poza nową technologią, literaturą i pragnieniem ciągłej łączności z Internetem – dodatkowo ideę haktywizmu, szukającego alternatywnych sposobów na publiczne rozpowszechnianie informacji. W tym przypadku chodzi nie tyle o przełamywanie politycznej poprawności, ile o promowanie czytelnictwa i literatury, czyli w efekcie i tak przeciwstawienie się prądowi głównego nurtu.

Jak zaznacza autor, urządzenia są autonomiczne, to znaczy, że nie wymagają dostępności żadnych sieci zewnętrznych. Dlatego nawet jeśli w pobliżu nie będzie możliwe połączenie z Internetem, hotspot poet będzie aktywny i gotowy do użycia. A to dlatego, że udostępniana sieć jest jedynie maską. Nie ma możliwości połączenia się z nią, chodzi bowiem tylko o obserwowanie jej nazwy. Zatem w tym przypadku poezja jest pozornie online, przez co czytelnik znajduje się w pewnym stanie zawieszenia pomiędzy światem realnym, a przestrzenią internetową, do której chce wejść.



Co ciekawe, hotspot poet to wcale nie jedyna tego typu realizacja w świecie e-literatury. Parę miesięcy temu pojawiło się WiFi Poetry holenderskiego programisty i artysty Sylvaina Vriensa, z kolei parę lat temu, w 2013 roku, powstał projekt Wireless Poetry estońsko-hiszpańskiego duetu: Varvary Guljajevy i Mara Caneta. Intencją tego ostatniego było stworzenie całkowicie niewidzialnego i nieuchwytnego utworu, funkcjonującego w powietrzu, w tym przypadku wierszy Eduarda Escoffeta. Zasada działania jest podobna do tej z dzieła Morozova, co tylko pokazuje, że nawet tak wąska szczelina między światem offline i online może być zagospodarowana przez literaturę.

Tekst ukazał się pierwotnie w magazynie "Techsty".

fot. Dmitry Morozov

25 listopada 2018

Instytucjonalne wsparcie obiegu literatury elektronicznej


Rozdział nad relacjami literatury elektronicznej z grami nieco odszedł na dalszy plan (choć myślę o nim cały czas), artykuł o podstawach (nie źródłach jednak) obiegu literatury elektronicznej już napisany i wysłany do redakcji, czekam na recenzje. A tymczasem...


Tak się składa, że trafiłem na post Leonardo Floresa na temat naboru tekstów do antologii latynoamerykańskiej literatury elektronicznej.

Dla mnie to doskonały przykład, jak instytucjonalnie wspiera się obieg literatury elektronicznej, która nierzadko bez takiej pomocy nie ma szans ujrzeć elektronicznego światła dziennego. Poza stroną autorską, blogiem, profilami w mediach społecznościowych czy zaprzyjaźnionym czasopismem (a tych nie ma wiele) itp., autor utworu cyfrowego nie ma wielu szans na pokazanie swojego dzieła szerszej publiczności literackiej (częściej i łatwiej to zrobić na festiwalu).

Antologie, kolekcje (np. takie jak Electronic Literature Collection, która jest przygotowywana co kilka lat przez Electronic Literature Organization) lub zestawienia czy listy sprawdzają się tu najlepiej. Głównie dla badaczy, bo nie trzeba daleko szukać, bo wiele znajduje się w jednym miejscu. W przeciwnym razie przykłady e-litu są rozproszone w internetowym uniwersum...

23 listopada 2018

Instaliteratura i obieg literatury nie tylko elektronicznej

Media społecznościowe sprzyjają popularyzacji czytelnictwa i zwiększają zainteresowanie literaturą? Sarah Manavis w artykule From Insta Novels to “Cat Person”: the digital platforms revamping literature[1] pisze, że tak.


Nie chodzi tyle o działalność blogerów czy recenzentów, ile o publikowanie tekstów w sieci. Nawet, mam wrażenie, autorka opisuje swoisty renesans powieści w odcinkach, ponieważ coraz częściej udostępnia się literaturę na Instagramie, Snapchacie czy Twitterze. Obecny #Bookstagram pewnie to potwierdzi.

Oczywiście powstaje pytanie, na ile osoby zainteresowane takim materiałem wychodzą poza środowisko cyfrowe i sięgają po drukowane pozycje. Jednak moją uwagę najbardziej zwróciło zdanie mówiące, że "używanie platform cyfrowych do publikowania literatury w sieci przenosi fikcję cyfrową (digital fiction) z internetowej niszy do głównego nurtu"[1]. Zastanawia mnie więc, na ile takie działania rzeczywiście sprawiają, że literatura elektroniczna staje się coraz popularniejsza...

_________
[1] Sarah Manavis, From Insta Novels to “Cat Person”: the digital platforms revamping literature, "New Statesman", https://www.newstatesman.com/…/insta-novels-cat-person-digi… (06.09.2018).

12 listopada 2018

Rola Electronic Literature Lab dla zachowywania i archiwizowania utworów cyfrowych

Żywotność utworów literatury elektronicznej jest wbrew pozorom krótkotrwała. Wiele za sprawą dynamicznie zmieniającej się technologii, rozwoju technicznego urządzeń, oprogramowania itd. Wobec tego trudno czasem zachować kompatybilność i trwałość utworów cyfrowych w nowych warunkach.

Jednak odpowiedzią na te wyzwania są różne wydarzenia czy instytucje, mające za cel zachowywanie i archiwizowanie e-literatury. Dobrym przykładem jest chociażby Electronic Literature Lab, które - jak już pisałem wcześniej - organizuje sesje Rebooting Electronic Literature. Sięga więc do tych pierwszych, wczesnych utworów cyfrowych, które dziś są już “stare”, które wymagają już osiągnięć archeologii mediów, a więc dostępu do hardware’u i software’u niejako z “epoki”.

Co więcej, przyglądając się obiegowi literatury elektronicznej  w tym kontekście, siłą rzeczy biorę pod uwagę dostępność utworów cyfrowych nie tylko w przypadku osób, które po prostu chcą takie teksty poczytać, ale również w odniesieniu do badaczy, naukowców, którzy podejmują się wysiłku krytycznego opisu tych utworów. Dla obu tych grup dostęp jest utrudniony, choć ci drudzy, dzięki takim miejscom jak ELL, mają szansę na dotarcie do źródeł.

Jednak, że to nie jest do końca możliwe uświadamia Dene Grigar, która w tekście Why a Lab Like ELL Is Needed for Digital Preservation and Archival Research opisała sytuację z hipertekstem Deeny Larsen, zatytułowanym Samplers: Nine Vicious Little Hypertexts - o tym też pisałem. Grigar wprost stwierdza, że badacze, bez dostępu do komputera z odpowiednią stacją do obsługi zewnętrznych nośników danych (np. cd-rom czy stacja dyskietek) nie mają dostępu do utworu Larsen. Problemem może być nie tylko brak odpowiedniego urządzenia do odczytu, lecz również brak pierwotnego nośnika. Inaczej bowiem wygląda sprawa, jeśli weźmie się pod uwagę, że jedyną dostępną w obiegu wersją jest wersja na płycie kompaktowej, podczas gdy jest jedynie formą adaptacyjną wersji dyskietkowej.

Dlatego - jak twierdzi Grigar - takie miejsca jak laboratoria, gdzie gromadzi się wyparte z powszechnego użytku komputery, ze sprawnie działającym systemem operacyjnym, oprogramowaniem, a do tego przechowuje się przykłady literatury elektronicznej zapisane na oryginalnych nośnikach, są potrzebne. Dzięki nim osoby, które mają do nich - znowu! - dostęp, mogą w pełni poznawać przykłady utworów, które w powszechnych warunkach są skazane na cyfrową śmierć i zapomnienie.

____________
Grigar Dene, Why a Lab Like ELL Is Needed for Digital Preservation and Archival Research, http://dtc-wsuv.org/wp/ell/2018/11/12/why-a-lab-like-ell-is-needed-for-digital-preservation-and-archival-research/ (12.11.2018).

10 listopada 2018

Hipertekst Deeny Larsen "Samplers " a obieg literatury elektronicznej

Podczas sesji Rebooting Electronic Literature 9 listopada 2018, podczas której zaprezentowano utwór Deeny Larsen “Samplers: Nine Vicious Little Hypertexts” (1996) uzmysłowiłem sobie ciekawe rzeczy związane z obiegiem literatury elektronicznej i nie tylko.

Wśród różnych myśli pojawiły się trzy następujące:

1) jak ważna jest warstwa kodu w przypadku utworu e-literackiego i że znaczenia ukryte w tej warstwie nie stanowią dodatku, lecz komplementarną cześć - jak przyznała sama autorka, można czytać hipertekst bez owych linkowych struktur tekstowych, jednak nie daje to pełnego obrazu całego utworu;

2) przykład utworu "Samplers" jest przykładem utworu ekskluzywnego (w sensie trudno dostępnego) w swojej wersji kanonicznej (pierwotnej), a więc w wersji na dyskietce na komputery Macintosh - podczas sesji REL autorka odczytywała hipertekst z wersji zapisanej na płycie kompaktowej, która w stosunku do swojej pierwotnej wersji nie jest wiernie odwzorowana, zatem to już wiele mówi o tym, jak funkcjonuje literatura elektroniczna ze względu na swój fizyczny nośnik;

3) w przypadku tego utworu można stwierdzić, że obieg literatury elektronicznej jest dość zamknięty, bo dostęp do wersji kanonicznej hipertekstu jest utrudniony (jeśli w ogóle możliwy) - ale drugą stroną jest fakt, że częścią obiegu e-litu są właśnie takie Traversale, czyli transmisje, podczas których można sobie to obejrzeć, zobaczyć i poczuć choć namiastkę tego doświadczenia.

Cieszę się, że Electronic Literature Lab robi tak świetną robotę, transmituje na żywo takie wydarzenia i że dzięki temu choć przez chwilę mogę poczuć się, jakbym siedział z nimi w Montrealu i próbował zrozumieć e-lit. A to, że prezes ELO, Dene Grigar czyta moje nieco naiwne pytania i na nie odpowiada, to już dopiero fantastyczna sprawa.

Więcej na blogu ElektroLitera.

21 października 2018

Riding the Meridian jako część obiegu literatury elektronicznej

Częścią obiegu literatury elektronicznej są również wszelkiego rodzaju czasopisma, periodyki czy wortale internetowe.

U nas w Polsce nie ma tego wiele. Przyznam szczerze, że choć nie zgłębiałem tego jeszcze zbyt wnikliwie, to poza magazynami "Ha!art" oraz "Techsty" nie pamiętam innych przykładów (może natknąłem się na coś wcześniej, ale teraz nie mogę sobie przypomnieć).

Z kolei w Stanach Zjednoczonych pod tym względem jest (i było) trochę inaczej. Jednym z przykładów e-czasopisma jest Riding the Meridian, który ponadto stał się przedmiotem procesu zachowywania sieciowych zasobów literatury elektronicznej, dokonywanego przez Electronic Literature Organization. Dlatego o nim wspominam, bo właśnie poinformowała o tym Dene Grigar, prezes ELO.

Kiedyś już pisałem o tym, jak krótkotrwałe czy też narażone na cyfrową śmierć są utwory cyfrowe, dlatego różne grupy - w tym przypadku światowa organizacja - podejmują działania, które mają przykłady ważne dla kultury cyfrowej uchronić przed zniknięciem lub spowolnić proces ich wyparcia.

Wpisuje się to również w podtrzymywanie cyrkulacji utworów cyfrowych i wspieranie obiegu literatury elektronicznej. Dlatego mnie to interesuje. Bo w tym kierunku zmierzają moje badania. Tylko, że tyle jeszcze przede mną... xD

Riding The Meridian można szukać pod poniższym adresem: http://www.heelstone.com/meridian

06 października 2018

Dystrybucja produkcji demoscenowych

Internet jest już tak wszechobecny, że mało kto zastanawia się, jak rozpowszechniano treści cyfrowe przed erą sieci. Starsi (ale znów nie tacy starzy) użytkownicy z pewnością kojarzą nie tyle płyty kompaktowe, ile dyskietki - technologię nie tak starą, a jednak już wypartą przez nowsze rozwiązania.

Dziś na karcie pamięci wielkości paznokcia można zmieścić więcej danych niż na dysku twardym niejednego komputera sprzed kilkunastu lat. O cloud computingu już nie wspominam. Mój pierwszy komputer miał dysk o pojemności 4GB. W tej chwili mam iPhone'a, który zmieści 128 GB danych. Komputer zajmował znaczną część pokoju, telefon włożę do kieszeni spodni.

Ale nie o tym miało być. Tak się składa, że w Krakowie w UBU lab 16 października 2018 odbędzie się wykład Łukasza "Zeniala" Szałankiewicza zatytułowany Dystrybucja produkcji demoscenowych w czasach przed i rodzącego się internetu.

Zainteresowało mnie to przede wszystkim dlatego, że badam obieg literatury elektronicznej, który jest związany również z obiegiem utworów cyfrowych. No i zaciekawiła mnie figura swappera, czyli osoby, która odpowiadała za dystrybucję dorobku demoscenerów. W tym kontekście ujawnia to kolejny element obiegu, który - rzecz jasna - zmienił się, gdy Internet stał się bardziej powszechny i wymiana danych stała się znacznie łatwiejsza.

fot. UBU Lab

05 października 2018

Druga odmiana socjologii literatury jako narzędzie badania obiegu literatury elektronicznej

Właściwie jestem dalej niż bliżej. Termin nadsyłania artykułów do "Acta Humana" został przedłużony do końca października, więc chociaż tyle dobrego. Poza tym orka. Bo nie oznacza to, że robota może stanąć w miejscu lub nieco zwolnić, do tego dochodzą dodatkowe obowiązki. Siedzę więc i dłubię, choćby pół godzinny dziennie.

W przypadku moich badań istotna jest druga odmiana socjologii literatury, którą w Słowniku terminów literackich definiuje Janusz Sławiński, a która – łącząc literaturoznawstwo z socjologią – zwraca uwagę na mechanizmy życia literackiego i komunikacji literackiej, czyli warunki społeczne, towarzyszące procesom powstawania, rozpowszechniania i odbierania dzieł literackich, a więc również pola instytucji literackich i aktorów tego pola, m.in. wydawców, księgarzy, bibliotekarzy, w tym także instytucji kontrolujących, jak cenzura, czy przyczyniających się do określonych praktyk literackich, jak mecenat, wspólnoty czytelnicze i tym podobne.[1]

Oczywiście w odniesieniu do literatury elektronicznej jest tego więcej, a także występują nowe formy obiegu czy też nowe ośrodki czy też punkty obiegu. Ale o tym w swoim czasie.

_________
[1] Odsyłam jednak do źródła internetowego, zatem por. Janusz Sławiński, Socjologia literatury [hasło], [w:] Encyklopedia PWN, https://encyklopedia.pwn.pl/…/socjologia-literatury;3977141…(25.11.2017).

O życiu literatury elektronicznej, czyli Traversals: The Use of Preservation for Early Electronic Writing

Literatura elektroniczna jest w znacznie większym stopniu narażona na zniszczenie, utratę, lub cyfrową "śmierć", ponieważ jest uzależniona od dynamicznie zmieniającej się techniki.

O tym, że literatura elektroniczna szybko staje się "martwa" i wypadałoby ją przed tą "martwotą" chronić traktuje książka Stuarta Moulthropa i Dene Grigar, zatytułowana Traversals: The Use of Preservation for Early Electronic Writing. Czytając recenzję Jana Baetensa na leonardo.info, dochodzę do paru wniosków.

1️. Kategoria e-litarności ma tutaj zastosowanie chociażby dlatego, że sugeruje się, że akademicy (czyli w procesie arbitralnej oceny) mają decydować (lub mają ku temu prerogatywy), jakie utwory e-litu zachować, a które na to nie zasługują.

2️. Chodzi o problem kanonu. W recenzji pojawiają się nawet słowa: "Scholars in the field do not seem to have metaphysical doubts on the usefulness of a “canon” and that is a very good thing when quality issues are concerned (no benchmark is even thinkable without a canon)." Przygotowywałem kiedyś materiał na temat ekonomii wyboru, a więc problematyki kanonu w kontekście literatury elektronicznej. Jak widać, moje przemyślenia nie były tutaj bezpodstawne. Kiedyś przedstawię ten problem bliżej.

3️. Według mnie jakakolwiek próba zachowania utworu e-literackiego, a więc dostosowanie go do aktualnego stanu technicznego (czyli do wykorzystywanych w danym czasie urządzeń), będzie swoistą translacją platformową, czyli przeniesieniem utworu z jednego środowiska (platformy, np. z komputerów Atari) do innego środowiska (platformy, np. komputerów PC lub Mac), co pociągnie za sobą wiele innych zmian i różnic. Takie zachowanie będzie więc również adaptacją.

4️. Oczywiście odpowiednie przeniesienie platformowe, transkodowanie, lub adaptacja cyfrowa e-litu może przyczynić się do zwiększenia powszechności tej literatury, a więc także podniesienia poziomu egalitarności. Tylko czy o to chodzi...

29 sierpnia 2018

A Prison Strike jako przykład literatury grywalnej (playable literature)

A Prison Strike to nowość[1]. Właściwie z wczoraj. Zwracam na nią uwagę przede wszystkim dlatego, że została opisana jako game poem, czyli łatwo ją przyporządkować do kategorii elektronicznej literatury grywalnej (playable literature). A tym obecnie się zajmuję.

Gra estetyką nawiązuje do dawnych, prostych gier wideo. Z kolei mechanika opiera się na przemierzaniu dwuwymiarowego świata gry, widzianego niejako z góry, przechodzeniu z miejsca na miejsce, spotykaniu różnych postaci i "rozmawianiu" z nimi. Bohaterem, którym się przemieszczamy za pomocą strzałek klawiatury komputera, jest oko. W grę można zagrać na przeglądarce.

Poszczególne wypowiedzi napotkanych postaci lub elementów gry (bo kwestie pojawiają się nie tylko po interakcji z postaciami) tworzą większy tekst, czyli - jak wynika z opisu - wiersz, który ma zwrócić naszą uwagę na szczególny problem. Chodzi mianowicie o strajk amerykańskich więźniów, którzy wyrażają sprzeciw wobec współczesnym formom niewolnictwa. Zainteresowane osoby mogą poznać szerszy kontekst.



Dodam tylko tyle, że A Prison Strike odnosi się do wydarzeń z kwietnia tego roku, związanych z zamieszkami w amerykańskim więzieniu Lee Correctional Institution. W efekcie tego 7 osadzonych zginęło, a 17 zostało rannych. Warto więc zwrócić na nią uwagę z jeszcze jednego powodu.

Stanowi bowiem przykład gry zaangażowanej (serious game)[2: 315-316], w której dostrzec możemy - jak określił to Ian Bogost - retorykę proceduralną[2: 317], a więc to, że gra niesie ze sobą nie tylko rozrywkę, ale przede wszystkim nowy rodzaj ekspersji, perswazję, publicystykę. Zresztą, przy omawianiu gier zaangażowanych Piotr Kubiński pisze również o grach perswazyjnych (persuasive games) oraz grach publicystycznych (newsgames). Jako przykłady podaje gry: Raid Gaza! oraz Save Israel[2: 320-328].



Gry, zwłaszcza te tekstowe (innymi się nie zajmuję, więc nie mogę nic napisać), są świetnym medium do tego typu działań, do przekazywania informacji, do ukrywania czy przemycania pewnych treści i tak dalej. Nie będę już rozpisywał się na temat tego, że A Prison Strike można jeszcze czytać poprzez kategorię panoptikum, oka i wizualności, tego co widać a czego nie widać we współczesnym świecie, neokolonializmu, imprerializmu, polityczności itp. To już pole do popisu dla innych badaczy.

Więcej informacji o studiu, które wykonało grę oraz więcej ich produkcji można podejrzeć na ich stronie, z kolei gra A Prison Strike dostępna jest online na przeglądarki.

__________
[1] Molleindustria, A Prison Strike, 2018, https://molleindustria.itch.io/a-prison-strike (28.08.2018).
[2] Kubiński Piotr, Gry publicystyczne jako część dyskursu współczesności, [w:] Przekaz digitalny. Z zagadnień semiotyki, semantyki i komunikacji cyfrowej, red. Ewa Szczęsna, Kraków 2015.

23 sierpnia 2018

Ekran kontra papier. Co to za różnica w czytaniu i nauce?

Caroline Myrberg i Ninna Wiberg w artykule Screen vs. paper: what is the difference for reading and learning? pytają, jaka jest różnica między ekranem a papierem, jeśli chodzi o uczenie się i czytanie [1]. Cóż, sprawa tylko z pozoru wydaje się taka prosta, choć jest znakomicie opisana w książce Henninga Lobina, zatytułowanej Marzenie Engelbarta. Czytanie i pisanie w świecie cyfrowym [2].

Patrząc jednak na problem z dwóch stron, widać zarówno pozytywne, jak i negatywne skutki - wiadomo.

Z jednej strony pokutuje wciąż przeświadczenie, że czytanie tekstu drukowanego jest uważniejsze i głębsze (cytując Agnieszkę Przybyszewską [3], będzie to lektura appolińska), z kolei czytanie tekstu z ekranu bardziej powierzchowne, mniej uważne (lektura dionizyjska). Przywołane przez badaczki wyniki badań grupy naukowców (Kretzschmar, Pleimling, Hosemann, Füssel Bornkessel-Schlesewsky, Schlesewsky), mówią, że traktujemy czytanie jako pewną postawę, zachowanie, niż jako mierzalny wysiłek poznawczy podczas czytania - stąd częściej wybieramy tekst drukowany (1: 50).

Na marginesie tylko dodam, że Izabela Strońska w artykule Literatura is not enough... Literatura a media. Perspektywa systemowa [4] zwraca uwagę na stereotypowe podejście do literatury - rozumianej jako przejaw kultury wysokiej oraz mediów - jako przejawu kultury niskiej (4: 35). Przez co, ze społecznego punktu widzenia, czytanie czegokolwiek będzie bardziej akceptowalne niż oglądanie telewizji, czy przeglądanie stron internetowych, nawet jeśli są to miejsca z ambitnymi treściami.

Ponadto cytowane badania Norwegów z 2013 roku pokazują, że dzięki przestrzenności papieru i znacznikom czasoprzestrzennym (spatio-temporal markers), czyli na przykład dzięki temu, że podczas czytania widzimy, ile stron nam zostało, gdzie dokładnie znajdujemy się w książce, lepiej zapamiętujemy czytany tekst, a nawet „dotykanie i przewracanie kartek wspomaga pamięć” (1: 50). Co więcej, Joanna Wrycza-Bekier w książce poświęconej tworzeniu tekstów internetowych[5], pisze, że czytanie z ekranu jest o mniej więcej** 25% wolniejsze niż czytanie z papieru, przede wszystkim dlatego, że „pismo wyświetlane przez monitor jest zwykle niskiej jakości” oraz że „Internet kojarzy się nam z oszczędnością czasu” (5: 33). A według mnie spore znaczenie może mieć również to, że nasze oczy i mózg inaczej reagują na niebieskie światło ekranu, a inaczej na naturalne światło (zakładając, że czytamy w dzień) odbite od papieru. Zresztą, trafiłem kiedyś na wykład Jana Obera z Instytutu Biocybernetyki i Inżynierii Biomedycznej PAN, który mówił o nabywaniu umiejętności czytania z perspektywy neurologicznej (i chyba filozoficznej też), ale jeszcze nie obejrzałem tego materiału [6].

Z drugiej strony, jak piszą szwedzkie badaczki, powyższy problem jest bardziej psychologiczny niż technologiczny (1: 51), ponieważ czytając na przykład teksty elektroniczne w formie ebooków, wciąż traktujemy je podobnie do ich drukowanych wersji. Za to jednak teksty wyposażone w dodatkowe elementy, takie jak materiały audiowizualne, zorganizowane w nieco inny sposób (fragmentarycznie, asocjacyjnie), które dodatkowo pozwalają na wchodzenie w interakcję, sprawiają, że użytkownicy mogą osiągać wyższe wyniki w testach; co więcej uczniowie i studenci chcą totalnego doświadczenia płynącego z udostępnianych im materiałów do nauki (1: 52).

Podsumowując, jednym z wniosków artykułu jest to, że nie można przedkładać słuszności jednej metody nad drugą, ponieważ musi ona iść w parze z indywidualnymi preferencjami. Jeśli ktoś lepiej uczy się i zapamiętuje więcej, czytając tekst drukowany, z takich źródeł powinien korzystać częściej. Z kolei jeśli ktoś inny woli ekran czy to komputera czy innego urządzenia, nie powinien ograniczać się do przestrzeni kartki. Doświadczenie lektury warto urozmaicać. Na końcu badaczki stwierdzają jeszcze, że piśmienność cyfrowa (digital literacy) stanie się podstawową umiejętnością wtedy, gdy testy i sprawdziany będą dostępne tylko w formie cyfrowej (1: 53). A do tego chyba jeszcze długa droga.

Z kolei dla mnie czytanie, w szerokim ujęciu tego pojęcia, to coś więcej, niż zwykłe odczytywanie tekstu. Do tego współcześnie zarówno tekst, jak i czytanie ulegają przedefiniowaniu i już nie znaczą tyle, ile jeszcze 50 lat temu, zatem to już wątek na osobną opowieść...

______
* Tytuł jest moim swobodnym tłumaczeniem tytułu artykułu, do którego się odnoszę w tekście.
** Pomijam tu kwestię, że określenie „mniej więcej” jest mało naukowe, a przy tej informacji brakuje jakiegokolwiek odsyłacza do źródła. Wypadałoby to zweryfikować i potwierdzić. Możliwe, że są jakieś badania na ten temat.


[1] Myrberg Caroline, Wiberg Ninna, Screen vs. paper. What is the difference for reading and learning?, Insights 2015, nr 28(2), s. 49-54, https://insights.uksg.org/articles/10.1629/uksg.236/ (21.08.2018).
[2] Lobin Henning, Marzenie Engelbarta. Czytanie i pisanie w świecie cyfrowym, tłum. Łukasz Musiał, Warszawa 2017.
[3] Przybyszewska Agnieszka, Ku literaturze grywalnej (Kilka uwag wstepnych), Przegląd Kulturoznawczy 2014, nr 2 (20).
[4] Izabela Strońska, Literatura is not enough... Literatura a media. Perspektywa systemowa, [w:] Kody kultury: interakcja, transformacja, synergia, Wrocław 2009, http://www.ifp.uni.wroc.pl/data/files/pub-6716.pdf (20.02.2018).
[5] Wrycza-Bekier Joanna, Webwriting. Profesjonalne tworzenie tekstów dla Internetu, Gliwice 2010.
[6] Ober Jan, Nabywanie umiejętności czytania, jak to robić, by się nie narobić - co znaczy zgodnie z filozofią?, https://youtu.be/JjC7VUeDmYg

10 czerwca 2018

Ewa Szczęsna, Cyfrowa semiopoetyka - propozycja oryginalnej teorii i dyscypliny badawczej

Instytut Badań Literackich wydał nową książkę Ewy Szczęsnej, znanej mi przede wszystkim jako badaczka semiotyki przekazów digitalnych. Książka jest zatytułowana Cyfrowa semiopoetyka i dotyczy tytułowego problemu semiotyki, obecnej w środowisku cyfrowym.


„Znak, którego używają systemy komunikacji cyfrowej, różni się zasadniczo od znaków znanych z innych rodzajów kulturowej komunikacji”. Taką tezę stawia Ewa Szczęsna w swojej najnowszej książce. Jak pisze Zbigniew Kloch, Cyfrowa semiopoetyka jest „propozycją oryginalnej teorii cyfrowej rzeczywistości kultury współczesnej”. Jest także propozycją nowej humanistycznej dyscypliny badawczej, jak zauważa Ryszard Nycz.

To kolejna w tym roku pozycja, obok książki Urszuli Pawlickiej, zatytułowanej Literatura cyfrowa. W stronę podejścia procesualnego, o której pisałem wcześniej, w polskim dyskursie naukowym, poświęcona cyberkulturze, na którą warto zwrócić uwagę.

Ewa Szczęsna to dr hab., prof. nadzw. Uniwersytetu Warszawskiego, która specjalizuje się w zakresie poetyki, semiotyki, perswazji wieloznakowych, multimedialnych i interaktywnych tekstów kultury współczesnej. Napisała następujące książki: Poetyka reklamy (2001, 2003), Poetyka mediów (2007). Jest współautorką i redaktorką Słownika pojęć i tekstów kultury (2002; 2004) oraz tomów zbiorowych, np. Przekaz digitalny. Z zagadnień semiotyki semantyki i komunikacji cyfrowej (2015); Komparatystyka dzisiaj, t. 1: Problemy teoretyczne (2010), t. 2: Interpretacje (2011); a także współredaktorką serii Projekty Komparatystyki.

13 maja 2018

Jak sterować obrazem, czyli interaktywny komiks animowany

Komiksy już dawno temu przestały być utożsamiane z wyłącznie rozrywkową lekturą dla młodszych czytelników. Teraz wygląda na to, że idą dalej. Zrywają z płaszczyzną kartki papieru i wchodzą w świat elektroniczny. Co więcej, korzystają z dodatkowych dobrodziejstw narzędzi cyfrowych, przez co powoli zbliżają się do form filmowych, czy tych znanych z gier komputerowych.

W październiku 2017 roku w sieci ukazał się wyjątkowy komiks autorstwa André Bergsa, zatytułowany Protanopia. Wyjątkowy, bo dostępny w darmowej wersji elektronicznej jako aplikacja oraz w eksperymentalnej formie: animowany, interaktywny, wykonany między innymi w technice 3D. Przeznaczony głównie na iPady i iPhone’y, jednakże autor przygotował też wersję dla urządzeń korzystających z systemów Android.

Tekstowo-obrazową narrację komiksu Bergs umieścił w cyfrowym świecie, czerpiąc z możliwości, jakie daje mu nowa technologia. Wykorzystując silnik Unity, połączył ze sobą elementy animacji 2D i 3D, a wbudowany w urządzenia elektroniczne żyroskop pozwolił mu na wprowadzenie opcji kontroli kąta widzenia, dzięki czemu wzmacniamy poczucie ruchu na ekranie oraz uczestniczenia w opowiadanej historii. Poprzez poruszanie naszym tabletem czy smartfonem możemy zdecydować, z której strony patrzeć na bohaterów komiksu.

Cały proce tworzenia trwał, jak przyznaje autor, około pół roku, choć myśl, by sprawdzić, w jaki sposób komiks w wersji w elektronicznej mógłby funkcjonować w dzisiejszych czasach, towarzyszyła mu od lat. Ostatecznie odbiorca Protanopii ma do dyspozycji siedem stron, tradycyjnie podzielonych na kadry, które dodatkowo możemy wyświetlić osobno. Opowieść nie jest długa, nie ma też skomplikowanej fabuły. Całość rozgrywa się podczas II Wojny Światowej, dokładnie 6 czerwca 1944 roku. Razem z grupą żołnierzy bierzemy udział w lądowaniu na wybrzeżu Normandii. Nie jest to jednak – jak można sądzić po temacie – do końca poważna sprawa. Pointa Protanopii zaskakująco pokazuje, że to raczej surrealistyczny i komiczny komiks, nastawiony bardziej na pokazanie cyfrowych możliwości, niż tworzenie wielopoziomowych narracji. Co wcale nie oznacza, że brakuje tu rozrywki. Wręcz przeciwnie, Protanopia zapewnia dobrą zabawę i humor, tylko że na krótko.



Co więcej, animowana i interaktywna warstwa komiksu jest ograniczona i nie daje takich możliwości, jakich moglibyśmy się spodziewać. Interakcyjność polega na wybieraniu kadrów, na przechodzeniu od sceny do sceny, na kontrolowaniu kąta widzenia poszczególnych ujęć. Właściwie trudno oczekiwać czegoś więcej, jednak sam Bergs przyznaje, że to eksperyment i pierwsza próba “ożywienia” komiksu, którą na pewno będzie rozwiał. Odnotować więc trzeba, że Protanopia proponuje nowatorskie podejście zarówno do medium elektronicznego, jak i formy komiksu. Z całą pewnością wprowadza nowe doświadczenie w pole historii obrazkowych i pokazuje, jak komiksy mogą wyglądać w przyszłości, zbliżając się tym samym swoją estetykę czy mechanikę do filmu lub gry. Podobnie rzecz ma się z inną, tym razem nowością w Polsce*, a mianowicie z paragrafowym komiksem Rycerze. Dziennik bohatera, który autorzy nazywają grą i na okładce wskazują wprost, że “bohaterem jesteś ty”, a więc odbiorca czynnie uczestniczący w świecie przedstawiony**. Komiks rozwija możliwości nielinearnej lektury i pozwala czytelnikom-graczom na podejmowanie decyzji, budowanie swojej postaci oraz podążanie wybraną, zindywidualizowaną ścieżką narracyjną.

Tekst pierwotnie ukazał się w magazynie "Techsty".
_______________
* Errata względem oryginału: nie "nowość polska", tylko "nowość w Polsce".
** Komiksów paragrafowych jest zdecydowanie więcej. Kiedyś napiszę o tym szerszy artykuł i wymienię parę ciekawych tytułów, bo trochę ich zgromadziłem.

//
il. materiały prasowe

15 kwietnia 2018

Książka ma cię na oku, czyli książkowe interfejsy

Papierową książkę postrzegamy jako przedmiot statyczny i raczej nieinteraktywny. Pojęcie interfejsu z kolei przypisujemy programom komputerowym czy w ogóle sprzętowi elektronicznemu. Ale jak się okazuje, oba światy można połączyć.

Nawet nie chodzi o to, że łączy się elektronikę z papierową przestrzenią książki. O tym zjawisku i o konkretnych przykładach pisałem już wcześniej przy okazji omawiania projektu artystycznego Papier Machine (choć o jeszcze jednym wspomnę na koniec). Tym razem zwróciłem uwagę na pojawienie się czegoś, co możemy określić mianem interfejsu i jego obecności w drukowanych książkach.

Nie podejmę się tutaj rekonstrukcji pojęcia interfejsu, ponieważ to bardzo złożona i niejednoznaczna sprawa. Być może kiedyś nadejdzie moment, by przyjrzeć się temu bliżej. Jednak najprościej rzecz ujmując, interfejsem możemy nazwać to, co pozwala nam komunikować się pomiędzy dwoma „jednostkami” czy też „stronami” tejże komunikacji (rozumianej jako wymiana informacji) – na przykład między użytkownikiem a komputerem, czytelnikiem a książką. Jest to więc przestrzeń, w której dochodzi do interakcji.

Interfejs może być bardziej fizyczny, może nim być np. klawiatura, mysz komputerowa, ekran dotykowy, utożsamiane z dodatkowymi urządzeniami, czy też bardziej elektroniczny lub metaforyczny, np. okno dialogowe, lista opcji do wyboru, menu, przyciski na ekranie. Dzięki tym elementom możemy niejako „powiedzieć” urządzeniu, co chcemy zrobić lub też, co chcemy, aby urządzenie zrobiło. Zasada działa też w drugą stronę. Urządzenie za pomocą różnych okien, komunikatów, kontrolek czy diod informuje nas o różnych działaniach, dzięki którym wiemy, czy na przykład mamy połączenie z siecią, bateria się nie rozładowuje, czy też, że dane pliki właśnie się drukują lub przesyłają do miejsca docelowego.

Nie chcę jednak wchodzić w szczegóły. Zresztą, nie mam zbyt wyspecjalizowanej wiedzy informatycznej i do całości podchodzę jako samouk i niejako intuicyjnie wskazuję na pewne rozpoznania. W tym kontekście bardziej interesujące jest to, jak możemy „komunikować się” z książką oraz to, jak książka może „komunikować się” z nami.

Sprawa wydaje się prosta i aż nader oczywista, kiedy weźmiemy pod uwagę teksty elektroniczne, czy też te utwory, które funkcjonują w środowisku elektronicznym, np. poezję cybernetyczną czy powieści hipertekstowe. Przede wszystkim dlatego, że nie tyle sam tekst może posiadać interfejs, ile raczej posiada go urządzenie, z którego korzystamy podczas odbioru (nie tylko podczas czytania). Inaczej rzecz ma się w przypadku książek drukowanych.

Emocjonalna książka

Bardzo ciekawe są więc te przykłady, które mają elementy umożliwiające interakcję na zupełnie innym poziomie niż ten elektroniczny, a bardziej fizyczny czy chemiczny. Jak podaje portal „Booklips.pl” holenderskie studio Oak & Morrow przygotowało książkę, która „doprasza się o uwagę czytelnika”, a mianowicie w przypadku, gdy nie zaglądamy do niej od dłuższego czasu, jej okładka traci stopniowo kolory i zaczyna czernieć, czy też jak opisali sami autorzy, „zaczyna smutnieć”. Wszystko dzięki temu, że okładkę pokryto warstwą termicznego nadruku, przez co mamy do czynienia z interakcją cieplną. Trochę jak w przypadku książki „Niewidzialni”, stworzonej przez bezdomnych, dającej się odczytać tylko w niskiej temperaturze, ponieważ tylko wówczas możemy poznać nie tylko treść książki, ale i warunki, w jakich muszą żyć osoby bez dachu nad głową.

Wymiar afektywny książki jest więc tutaj bardzo istotny. Holenderscy projektanci wskazują wprost, że „Rhetoric as the art of design” jest książką, która „wyraża emocje”, a więc pokazuje, czy jest kochana (czyli czytana) czy też nie. Z kolei interakcja z nią jest bardzo prosta. Wystarczy wziąć ją do ręki i otworzyć. W efekcie okłada uzyska swoją świetność i będzie znów kolorowa, a więc odwdzięczy się za okazaną jej miłość.

ADCN yearbook 2014 from Oak & Morrow on Vimeo.

To bardzo ciekawe i nowatorskie podejście, choć znajduje zastosowanie w książce artystycznej. I zastanawia mnie, na ile da się taką tendencję wpisać w zjawisko personalizacji tekstu lub książki, gdzie związek pomiędzy człowiekiem (użytkownikiem lub czytelnikiem) a książką (tekstem) jest bardzo osobisty, wręcz intymny. Po jednej stronie mamy troskę - jak w powyższym przykładzie, po drugiej zaś „kreatywną” destrukcję - jak w przypadku książek Keri Smith; można więc książki pieścić i dbać o ich komfort, można też robić z nimi przeróżne rzeczy - rozrywać, niszczyć, kolorować itd.

Okładka, która ocenia ciebie

Podobnym projektem również jest dzieło Holendrów, tym razem studia Moore i This Page Cannot Be Found przy współpracy z Marliesem Olbertijnem i Adrienem Jeanjeanem. Jednakże „The Cover That Judges You” stanowi już hybrydę i jest połączeniem świata elektroniki i papieru. Niemniej także dotyczy emocji i uczuć, tym razem ukierunkowanych w stronę odbiorcy. Na przekór powiedzeniu, by nie oceniać książek po okładce, tutaj to książka, czy też okładka, ocenia czytelnika po twarzy.

W dobie biometryzacji, blokowania treści i ich indywidualizacji, rozwiązanie polegające na tym, by książka rozpoznała swojego właściciela czy też udostępniła dostęp do siebie tylko przyjaźnie nastawionym odbiorcom, wydaje się naturalne. Nic więc dziwnego, że ktoś wziął się za zaprojektowanie czegoś takiego. I chyba z takim założeniem twórcy książki „Okładka, która ocenia ciebie” zaimplementowali do kodeksowej formy książki kamerę i technologię rozpoznania twarzy. Dla książki interfejsem będzie nasza twarz, a dla nas kamera i wizerunek twarzy na okładce, która przybiera adekwatny do naszej miny kolor (zielony oznacza odblokowanie zamka i możliwość otwarcia książki). To jest ta przestrzeń, w której dokonuje się interakcja.



Dzięki temu książka niejako broni dostępu do swojej treści. Przeciwstawia się tym, którzy są nastawieni albo zbyt entuzjastycznie albo zbyt wrogo - ciekawe jest właśnie to, że należy mieć neutralny wyraz twarzy, tak, jakby nijaka mimika gwarantowała sympatię względem dzieła. Zatem decyzja znajduje się po tej drugiej stronie, czytelnik musi dostosować się do dzieła, z których chce wejść w interakcję. Właściwie w mniej metaforyczny sposób książka (tekst) daje nam przyzwolenie na lekturę. Nie ma możliwości skorzystania z niej w gniewie czy zbyt dużej radości (choć zastanawia, dlaczego akurat mamy czytać, kiedy nam wszystko jedno).

Sądzę, że tego typu rozwiązanie znalazłoby najlepsze zastosowanie przy tworzeniu literackich gier, lub artefaktów, z którymi interakcja musi nastąpić jeszcze przed głównym rozpoczęciem całej przygody, czy to lektury czy rozgrywki. Gdyby jeszcze dołączyć do tego technologię rozpoznawania linii papilarnych czy wzoru siatkówki oka, mielibyśmy ciekawe przykłady prywatyzacji książek lub treści, do których dostęp byłby dany tylko wybranym (zwrot ku ekskluzywności). W polu literatury póki co - przynajmniej tyle wiem - jest to możliwe jedynie na poziomie treściowym, a nie formalnym (to znaczy każdy indywidualnie odczytuje dany tekst i jego doświadczenie lekturowe jest dane tylko jemu, do tego za każdym razem jest inne). Zobaczymy jednak, co przyniesie czas i ludzka pomysłowość. Czekam na książki z interfejsem głosowym...

Na koniec dodam tylko, że przypomina mi to trochę zjawiska związane z „ożywianiem” tekstu czy też liter oraz czegoś, co określa się mianem bioobrazów, a więc dochodzi tu jeszcze kwestia wykorzystania mikroorganizów do tworzenia projektów paraliterackich. O ożywających obrazach, słowach, tekstach czy literach dużo pisze Monika Górska-Olesińska, trochę też Agnieszka Przybyszewska. Jak tylko znajdę kiedyś chwilę, to może pokrótce coś na ten temat napiszę.

Czytaj więcej…

Rieck: dlaczego warto pisać

Bastian Rieck we wpisie Why Write? na swoim blogu pisze o pisaniu jako wyjątkowym narzędziu komunikacji. Udziela tym samym trzech odpowied...

Możesz przeczytać jeszcze…