02 października 2024

Zotero 7 Update

Najnowszy update Zotero, czyli wersja programu oznaczona numerem 7, to doprawdy wielka nowość, mimo że zakres wprowadzonych zmian nie jest tak wielki, jak się może wydawać.

Aktualizacja Zotero do wersji 7 pojawiła się już 9 sierpnia 2024 roku, również w przypadku aplikacji mobilnej, jednak dopiero teraz (2024-09-24) mogłem przyjrzeć się jej dokładnie i zobaczyć, czego tak naprawdę dotyczy. Póki co jestem zachwycony, wygląda i działa to wszystko całkiem nieźle.

Zmiana dotyczy między innymi interfejsu. Pojawiają się odświeżone, nowoczesne ikony, uporządkowany układ paneli bocznych oraz tryb ciemny — co ciekawe, również dla wyświetlanych dokumentów.

Z aktualizacją otrzymujemy także dodatkowe funkcje, wśród których, według mnie najważniejsza, dotyczy wyświetlania w Zotero książek elektronicznych w formacie epub (ale mobi już nie) oraz zrzutów stron internetowych.

Dodatkowo możemy wyświetlać treść załączników w panelu bocznym, obok wszystkich informacji na temat publikacji oraz notatek na jej temat. Otrzymujemy więc szybki podgląd danej pozycji, jeszcze bez jej otwierania.

Co więcej, możemy nie tylko wyświetlać załączniki, ale również je adnotować wewnątrz Zotero. Do tej pory było to możliwe tylko dla plików pdf, teraz możemy dodawać podkreślenia, zaznaczenia, tekst, rysunki oraz notatki na marginesie do publikacji epub oraz zrzutów stron internetowych.

Poza tym możemy dodawać je w przyporządkowanych do kolorów warstw, a następnie filrtować je zgodnie z tym kryterium. Zatem możemy na przykład tworzyć zaznaczenia w różnych kolorach, następnie dodać komentarze w innym kolorze, a potem wyświetlać tylko te, które nas interesują.

Dla mnie jest to istotna zmiana, na którą czekałem od dawna. W kwestii zaznaczeń stron internetowych, aktualnie zaznaczenia i komentarze prowadzę online przy użyciu usługi hypothes.is. Pozostałych funkcji nie wykorzystuję za bardzo, jednak mocno doceniam.

Wydaje mi się też, że Zotero po aktualizacji działa nieco płynniej, zwłaszcza w odniesieniu do wyświetlania plików pdf i dodatkowych materiałów, a także dodawania przypisów czy bibliografii do procesora tekstu (choć ja aktualnie z tego nie korzystam, więc polegam tylko na tym, co widziałem u innych). Niemniej Zotero nadal wymaga sporo pamięci operacyjnej.

Ogólnie rzecz ujmując, na tym etapie wygląda na to, że akutalizacja przyniosła Zotero wiele świeżości i zmian na lepsze. Dobrze jest widzieć, że program rozwija się i zmienia, ponieważ to bardzo ważne narzędzie, nie tylko w pracy naukowej, a przy tym niezbyt znane, jak odnoszę wrażenie, a w szczególności w Polsce (choć może się mylę).

Co chętnie zobaczyłbym jeszcze w Zotero? Na przykład grupowe dodawanie lub edytowanie etykiet. Aktualnie nie widzę opcji pozwalającej na dodawanie etykiet (tagów) do więcej niż jednego elementu w bibliotece.

|

11 sierpnia 2024

Notowanie w kontekście sobąpisania Foucaulta

Michel Foucault w tekście o sobąpisaniu odnosi się do starożytnych praktyk pisania jako procesu tworzenia własnej tożsamości i pracy nad swoim duchem.

Co prawda filozof opisuje zagadnienie bardzo szeroko, przedstawiając praktyki pisania w ogóle, choć w kontekście gromadzenia osobistych zapisków w postaci ksiąg rachunkowych, rejestrów domowych lub listów. Jednak mnie w kontekście tego zagadnienia interesuje kwestia notowania, rozumianego współcześnie.

Mianowicie chciałbym rozważyć to, jak potraktować to, o czym pisze Foucault, w odniesieniu do obecnych trendów gromadzenia informacji i zarządzania wiedzą, a także popularnych narzędzi i odwoływania się do tradycyjnych metod.

Ogólnie rzecz ujmując, można stwierdzić, że obecnie notowanie wydaje się jednym z najistotniejszych, jeśli nie najistotniejszym procesem poznania świata i siebie samego. Notując, a następnie pisząc na podstawie tych notatek tekst, poznajemy świat i siebie samych oraz komunikujemy się ze światem i z sobą samymi.

Gromadzenie notatek, bez względu na formę, staje się więc jedynym skutecznym narzędziem porządkowania świata.

Focault pisze o trzech przyczynach starożytnej praktyki redagowania hypomneumaty, czyli budowania swojej osoby poprzez gromadzenie osobistych zapisków: ograniczeniach związanych z połączenia pisania i czytania, wyborze elementów niejednorodnych oraz przyswojeniu zapisków w sobie. Jak odnieść to do współczesnego rozumienia gromadzenia notatek?

Czytanie i pisanie

Lektura bez notowania nie pozostawia po sobie trwałego śladu. Dlatego notowanie jako praktyka towarzysząca czytaniu (rozumianemu szeroko, nie tylko jako czytanie tekstu) stanowi istotny element w powtrzymaniu nas przed czytaniem wszystkiego i przede wszystkim przed czytaniem bezrefleksyjnym (nie odnoszę się tutaj do praktyki czytania dla przyjemności, które też jest ważne i potrzebne, jednak nie o to tutaj chodzi).

Oczywiście należy czytać, ale należy robić to rozważnie, świadomie, a przy tym gromadzić swoje przemyślenia, mogące nam posłużyć w przyszłości jako odniesienie do tego, co wiemy i czego się dowiedzieliśmy.

Taką postawę najczęściej obserwuje się w przypadku zaleceń prowadzenia notesów znanych jako commonplace book, które opisuje się jako zbiory cytatów, wypisów, przemyśleń i tak dalej.

Chodzi tutaj o to, że notowanie podczas czytania nakłada na nas pewne ograniczenia. Są to jednak ograniczenia konieczne dla tego ćwiczenia intelektualnego. Są jak dodatkowe obciążenie podczas podnoszenia ciężarów, które pozwala wzmocnić siłę mięśni.

Notowanie podczas czytania pozwala stworzyć punkty odniesienia, które staną się przydatne podczas próby zrozumienia szerszej prespektywy, która wyłoni się z wielu lektur i wielu notatek. I tutaj pojawia się druga przyczyna dla praktyki notowania.

Informacje z różnych źródeł

Notatki stanowią materiał pochodzący z różnych źródeł, ponieważ przyswajamy wiedzę i gromadzimy informacje między innymi czytając książki, artykuły prasowe, artykuły internetowe, słuchając podcastów, oglądając nagrań na YouTube, czy też uczestnicząc w spotkaniach, webinarach i tak dalej i tak dalej.

źródeł jest wiele, ich form również jest mnóstwo. Notatki powstają więc na podstawie różnych informacji. Jednak dzięki temu, że zapisujemy je w określony dla siebie sposób, możemy nimi operować, dostrzegać je w szerszej prespektywie, łączyć ze sobą, dostrzegać relacje między nimi.

Często akcentuje się to w odniesieniu do praktyk notowania metodą zettelkasten, a także cyfrowych form notowania opierających się na tworzeniu linków i wyświetlaniu ich w postaci grafu. Właściwie łączenie informacji z różnych źródeł czy dyscyplin, odkrywaniu nieoczywistych połączeń, wydaje się kluczowe w przypadku gromadzenia wiedzy.

Foucault pisze również o różnorodności źródła i przeznaczenia, co należy rozumieć tak, że zapisany cytat z lektury pewnej książki zawiera pewną prawdę, jakąś informację, którą postanowiłem zachować, a następnie może mi się to przydać zupełnie w innym kontekście, w okolicznościach, które wykraczają poza kontekst źródła.

Użyteczność notatki polega tutaj na tym, że na przykład cytat, czy moje zapiski na jego podstawie, dotyczące opisu sposobu poradzenia sobie ze śmiercią bliskiej osoby przez starożytnego filozofa, mogą stać się pomocne w chwili, gdy spróbuję pocieszyć przyjaciela, który właśnie stracił bliską sobie osobę. Czy też mogę, czytając u Foucaulta o tym, jak Atanazy Wielki podchodzi do pisania jako praktyki duchowej oczyszczającej sumienie, wykorzystać to jako podstawę do przedstawienia pisania jako praktyki pozwalającej odnaleźć się w zagmatwanym świecie pełnym fałszywych informacji rozpowszechnianych w internecie.

Przyswojenie połączonych informacji

I tutaj mamy trzeci element, wynikający z poprzedniego, a mianowicie przyswojenie zebranych i połączonych informacji. Przyswojenie polega tu nie tyle na zrozumieniu, nauczeniu się, ile na zbudowaniu siebie samego, swojej tożsamości, czy też — chcąc posłużyć się modniejszym terminem — dyskursu.

Samo notowanie to jeszcze nie wszystko. Czytając, zbieramy informacje. Na etapie notowania dostrzegamy pewne relacje. Pisanie na podstawie notatek pozwala to uporządkować, opisać, przemyśleć, przyswoić właśnie. Jak chociażby dzieje się to teraz, w chwili, w której piszę ten tekst.

Piszę go w oparciu o to, czego się dowiedziałem podczas lektury tekstu Foucaulta i innych tekstów, na jakie przy tej okazji trafiłem, piszę w oparciu o notatki, jakie wtedy zgromadziłem, oraz w oparciu o to, co już wiem i jakie są moje przemyślenia. Pisząc, ćwiczę więc myślenie na ten temat, za każdym razem bardziej rozumiejąc to, co opisuję.

Co więcej, pisanie ma tutaj wymiar sprawczy w tym sensie, że wpływa na to, jak postępuję. Nie tylko na moje przemyślenia, na argumentację, jaką stosuję, lecz również na to, jak notuję i jak piszę, jak będę postępował w przyszłości. Jest to proces wymagający wysiłku, ciągłego działania, jest to praca, która przyniesie kiedyś owoce.

Na koniec warto więc zwrócić uwagę pewien powtarzający się problem. Otóż w przypadku wielu porad na temat notowania, zwłaszcza przy wykorzystaniu narzędzi cyfrowych, sugeruje się, aby notowanie było proste, łatwe, przyjemne, właściwie pozbawione wysiłku, aby pisanie było sprawne, niemal niewyczerpujące i mało wymagające.

Według mnie nie do końca tak powinno to wyglądać. Jeśli zgodzimy się z opisanym przez Foucaulta podejściem, to notowanie i pisanie jest wymagającym wysiłku ćwiczeniem. Zatem to zrozumiałe, że wymaga pracy. Ta z kolei nie powinna być całkowicie wygodna, ponieważ nie kształtuje wtedy naszego charakteru, nie kształtuje nas i nie pozostawia śladu pamięci, a o jego pozostawienie chyba chodziło starożytnym, a co właśnie w swoim tekście opisywał Foucault.

|

Foucault: sobąpisanie, czyli pisanie jako sztuka zrozumienia samego siebie

Pisanie stanowi intelektualne ćwiczenie, formujące naszą tożsamość, a więc wiedzę nie tylko o otaczającym nas świecie i innych ludziach, ale przede wszystkim o nas samych. O tym pisze właśnie Michel Foucault, przedstawiając praktykę pisania w filozofii antycznej i wczesnochrześcijańskiej tradycji duchowej.

Dokładniej rzecz ujmując, artykuł Foucaulta - we francuskim oryginale zatytułowany L'écriture de soi (1983), przełożony na język angielski jako Self Writing, a w polskim piśmiennictwie znany w przykładzie Michała Pawła Markowskiego jako Sobąpisanie (1999) - jest właściwie przedstawieniem starożytnego podjeścia do pisania, wyrosłego z praktyk filozofii grecko-rzymskiej, przede wszystkim z okresu cesarstwa rzymskiego (Foucault obszernie cytuje Listy moralne Seneki Młodszego), oraz jego wpływu na wczesnochrześcijańską tradycję piśmiennictwa duchowego (zasygnalizownej w postaci Żywotu św. Antoniego autorstwa Atanazego Wielkiego).

Autor zresztą już na samym początku zaznacza, że tekst stanowi część większego namysłu nad czymś, co nazywa „sztukami samego siebie”, czyli estetyką istnienia i rządzeniem sobą i innymi w kulturze grecko-rzymskiej dwóch pierwszych wieków cesarstwa. Sądzę, że to z kolei - wpisując w szerszy kontekst - można przedstawić jako namysł nad poznaniem samego siebie, co zaś wynika z troski o siebie, a to wpisuje się w omawiane przez Foucaulta pojęcie kultury siebie [Foucault 1995: 440].

Obok tego zresztą Foucault pisze jeszcze o potrzebie, czy nawet konieczności pracy nad własnym myśleniem (i tu sądzę, że spokojnie można dodać: pracy wykonanej poprzez pisanie, choć autor wprost tego nie zaznacza), o czym dokładniej traktuje właśnie cytowany i omawiany tutaj artykuł.

Moją lekturę tego tekstu sprowokowało pytania o charakter formy notowania poznanej przeze mnie pod terminem hypomnema (notabene anglojęzyczne hasło w Wikipedii jest bardzo kiepsko zredagowane), a przez Foucaulta określanej jako - podaję za tłumaczeniem Markowskiego - hypomneumata.

Początkowo sądziłem, że tekst dotyka kwestii gromadzenia wiedzy, czyli prowadzenia osobistych zapisków. Jednakże francuski filozof pisze w swoim tekście o dwóch formach pisania w kontekście tradycji antycznej - to znaczy o hypomneumatach i listach, czyli notatkach osobistych i korespondencji, co można sprowadzić do jednego pojęcia - pisarstwa osobistego, czy też komunikacji w dwóch aspektach: wewnętrznej komunikacji samego z sobą i tylko wobec siebie (w formie osobistych zapisków) oraz zewnętrznej komunikacji samego z sobą, ale w spotkaniu z innym, wobec kogoś innego (w formie listu skierowanego do określonego adresata).

Bez względu jednak na rozróżnienie obu terminów, cel pisania jest ten sam - poznanie siebie samego, czyli samopoznanie, z czego właśnie bierze się tytuł tekstu, który dokładniej Markowski [Foucault 1999: 303] przedstawia następująco (cytuję cały przypis):

W oryginale: l’ecriture de soi, czego, w przeciwieństwie na przykład do le souci de soi (troska o siebie) czy recit de soi (opowieść o sobie), nie sposób jednoznacznie przetłumaczyć, choć w języku francuskim brzmi to całkiem zwyczajnie. Pisanie sobą? Pisanie siebie? Pisanie o sobie? Oczywiście wszystko to i jeszcze coś ponadto. Ostatecznie wybrałem formę najbardziej ryzykowną, choć zakorzenioną w polszczyźnie dzięki Stachurowemu życiopisaniu, świadom tego, że żadna z propozycji nie pozostanie bez komentarzy. Amerykanie, tłumacząc ten tytuł, napisali Self-Writing.

Pismo stanowi więc ćwiczenie ducha, trening ascetyczny, sztukę życia [Foucault 1999: 205], medytację, praktykę troski o siebie, swój intelekt i swoją duszę. Z kolei posiadając swój sprawczy charakter, pismo stanowi przekształcenie „wypowiedzi uznanej za prawdziwą w racjonalny fundament działania” lub też „prawdy w ethos” [Foucault 1999: 306], lub jeszcze - ujmując to innymi słowami - upodmiotowienie wypowiedzi [Foucault 1999: 307], a nawet upodmiotowienie człowieka [Bińczyk 2000: 94].

Ewa Bińczyk zresztą komentując tę kwestię, odnosząc się dodatkowo do Historii seksualności autorstwa Foucaulta, pisze jeszcze, że pisanie, jako Praktyki Siebie, to „wytwarzanie relacji władzy w stosunku do siebie samego” [Bińczyk 2000: 95], a więc też pracy nad własnym myśleniem i to pracy rozumianej jako - już za francuskim filozofem - „forma ustawicznego filtrowania wyobrażeń - ich egzaminowania, kontroli i sortowania” [Foucault 1995: 440].

Mimo tego, iż wspomniałem o tym, że Foucault pisze o dwóch rodzajach pisania, to jednak w jego tekście uwidaczniają się trzy podejścia: 1) duchowa walka o czyste sumienie, obecna w tradycji chrześcijańskiej; 2) epistolarna opowieść o sobie samym, w której spotyka się spojrzenie na siebie samego, ale zarówno własne, czyli tego, kto pisze, jak i cudze, czyli tego kto czyta; 3) notowanie i budowanie własnej osoby na podstawie tego, co wiemy i czego się dowiadujemy, a więc tym samym ćwiczenie myślenia.

Foucault pisze również o trzech przyczynach praktyki zbudowania samego siebie poprzez redagowanie hypomneumaty [Foucault 1999: 308-311].

  • Skutki ograniczenia, związanego z połączeniem pisania i czytania — pisanie i czytanie powinno iść w parze, pisanie jako sposób gromadzenia efektów lektury jest ćwiczeniem rozumu, pozwala odnaleźć się w labiryncie myśli, ustalić trwałe punkty odniesienia, stworzyć „przeszłość”, do której można się odwołać.
  • Uregulowana praktyka rozmaitości wpływająca na wybór — pisanie jest wyborem elementów niejednorodnych, pochodzących z różnych źródeł, zachowane notatki posiadają swoją wewnętrzną prawdę, a zarazem są użyteczne w różnych okolicznościach (a te mogą nie mieć związku ze źródłem), to znaczy, że użyteczność pisma objawia się w niejednorodności źródła i przeznaczenia.
  • Przyswojenie, czyli ujednolicenie — połączenie elementów niejednorodnych odbywa się w człowieku jako rezultat praktyki pisania, które staje się w piszącym podstawą racjonalnego działania, pisanie ma charakter tożsamościowy, to w nim odbywa się i w nim przebiega tworzenie naszej osoby.

Istotą hypomneumatów jest więc odwołanie do autorytetu, do tradycji, do tego, co już znane. To z kolei ma stanowić pretekst, czy też środek, do wglądu w głąb siebie, ponieważ zbiór tych niejednorodnych notatek — które zbierają się i kondensują we mnie — tworzą mnie, moje doświadczenie, dają coś nowego i stanowią punkt odniesienia do dalszych rozmyślań.

Rozwinięcie tego zagadnienia w odniesieniu do praktyk notowania rozumianego współcześnie zawarłem w tekście Notowanie w kontekście sobąpisania Foucaulta.

Podsumowując, wobec tak zaprezentowanego problemu pisania, bez względu na przyjętą praktykę i formę prowadzenia osobistych zapisków, pisanie samo w sobie jest działaniem zmierzającym do kształtowania człowieka, jego charakteru i tożsamości oraz ćwiczeniem intelektu, a nawet ducha.

Myślę więc, że pisanie, czy szerzej - formułowanie wypowiedzi, co może odbywać się również na drodze dyskusji ustnej, powinniśmy traktować jako konieczny element życia intelektualnego i społecznego, jako nieodłączny element wymiany doświadczeń, komunikacji oraz wzmacniania takich umiejętności, jak krytyczne myślenie, trzeźwe spojrzenie na świat oraz odpowiedzialne funkcjonowanie wśród innych.

Czym dieta i aktywność fizyczna jest dla naszego ciała, tym gromadzenie wiedzy i pisanie jest dla naszego rozumu. I tego uczą nas już starożytni filozofowie, a co przeglądowo przedstawia Foucault, a za nim ja tutaj.

|

08 sierpnia 2024

Nabór tekstów o sztuce cyfrowej Przeglądu Kulturoznawczego — mój komentarz

Czasopismo „Przegląd Kulturoznawczy” ogłosiło nabór tekstów poświęconych sztuce cyfrowej, a w szczególności aspektowi archiwizacji i popularyzacji tejże, w kontekście dynamicznych przemian technologiczno-kulturowych oraz zjawiska śmierci cyfrowej.

Zagadnienie jest ciekawe, zjawisko wymaga naświetlenia i z pewnością mamy tu wiele problemów do zdefiniowania oraz rozwiązania. Mnie jednak zaciekawiło tutaj co innego — coś, co już od dłuższego czasu powraca w mojej refleksji na temat kultury cyfrowej w ogóle i literatury elektronicznej w szczególności.

Zacznę jednak od treści ogłoszenia, które zwraca szczególną uwagę na kwestię śmierci cyfrowej i zjawiska wypadania utworów cyfrowych z obiegu (zakładając, że kiedykolwiek w nim się znalazły), wynikających z niestabilności platform i systemów oraz przyśpieszenia technologicznego: „kolejne dzieła e-literackie, ale wszelkie prace interaktywne, projekty multimedialne giną na naszych oczach, z dnia na dzień stając się niedostępnymi dla kolejnych pokoleń odbiorców”.

W ogłoszeniu znajdziemy tym samym potrzebę „zwrócenia się ku kategorii archiwum i przyjrzenia się jej w nowym pejzażu medialnym”, która tym samym przedstawia obszar, po którym mają poruszać się autorzy zgłaszanych tekstów, czyli obszarze „pytań o to, czy mierzenie się z archiwizowaniem najnowszych przejawów sztuki cyfrowej redefiniuje podejście do archiwizowania i dokumentacji wcześniejszych form medialnych”.

Z założenia przygotowywany numer czasopisma ma stać się „namysłem nad archiwizacją sztuki cyfrowej wszelkiego rodzaju”, co obejmuje nie tylko zachowywanie i dokumentację samych przykładów kultury cyfrowej, czyli utworów cyfrowych, a nawet form hybrydycznych, niejednorodnych, lecz także elementów obiegu kultury cyfrowej, a więc chociażby działań popularyzujących tę dziedzinę, np. festiwali.

I tutaj obudziła się moja ciekawość, podszyta nieco ironią.

Oczywiście istotne jest zwrócenie uwagi na to, że sporo przykładów literatury elektronicznej i sztuki cyfrowej wypada z obiegu i przestaje funkcjonować w środowisku cyfrowym, czy to lokalnym czy sieciowym. Moje pytanie na marginesie brzmi jednak, ile z takowych przykładów w ogóle miało szansę wejść do jakiegokolwiek obiegu? Ile z utworów cyfrowych nie doczekało się odkrycia, a co dopiero większego omówienia i dokumentacji? I dlaczego tak się dzieje?

Może dlatego, że nie ma mediów, które popularyzowałyby tego rodzaju działalność na bieżąco? A może są, tylko one same padają ofiarą problemu, na który zwraca się uwagę w ogłoszeniu? Może środowisko samo w sobie nie jest wystarczająco sprawnie zorganizowane, aby obieg informacji był w ogóle, a jeśli już, to, aby był płynny oraz przyczyniał się do tego, że to co warte odnotowania jest odnotowane, a to co warte zachowania jest zachowane?

Niech przykładem będzie samo to ogłoszenie. Trafiłem na nie na Facebooku, zamkniętej platformie społecznościowej, do której, aby mieć dostęp do treści, należy założyć na nim konto. Ponadto działanie systemu rekomendacji treści na tej platrofmie nie daje żadnej gwarancji, że treści z obserwowanego profilu dotrą do nas w odpowiednim momencie.

Sam o poście „Przeglądu Kulturoznawczego” dowiedziałem się 8 sierpnia 2024, sam post został opublikowany 5 sierpnia. 3 dni w przypadku takiego ogłoszenia to nic takiego, na szczęście, właściwie nie to jest moim zarzutem, choć nie uważam Facebooka i żadnego innego medium społecznościowego za wartościowe źródło rozpowszechniania informacji (czy zapomnieliśmy już o tym, jak wspaniałe są strony internetowe?).

Postanowiłem sprawdzić, czy na stronie internetowej „Przeglądu” znajdę informację na temat naboru tekstów. Adres podany w sekcji informacje https://culturalstudiesreview.eu/about odnosi do nieistniejącej strony. Może to zwykły ludzki błąd, a może już pierwsza ofiara cyfrowej śmierci.

Postanowiłem więc skorzystać z wyszukiwarki internetowej. Ta podpowiedziała mi, że stronę czasopisma znajdę na portalu czasopism naukowych ejournals.eu, dokładnie pod adresem https://ejournals.eu/czasopismo/przeglad-kulturoznawczy/, do którego też odwołuje strona wydawcy, czyli Instytutu Sztuk Audiowizualnych Wydziału Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Co ciekawe, w sekcji aktualności, ostatnie konkretne ogłoszenie z naborem tekstów do czasopisma pochodzi z października 2023 roku, zatem nie dotyczy tego aktualnego.

Postanowiłem więc ponowić wyszukiwanie w wyszukiwarce (choć nie korzystam z Google, to wybrałem właśnie ją, aby uprawdopodobnić wyszukiwanie przez przeciętnego użytkownika) z pytaniem o samo ogłoszenie, jednak fraza „call for papers sztuka cyfrowa: archiwa, pionierzy, popularyzacja” nie zwróciła satysfakcjonujących wyników. Ponowiona kwerenda z samą frazą „call for papers sztuka cyfrowa” również nie przyniosła zadowalającego efektu.

I już tutaj powstaje moje pierwsze pytanie: jak możemy mówić o skutecznym obiegu kultury cyfrowej, skoro trudno mówić o skutecznym obiegu informacji o niej samej? Jeśli sygnalizujący śmierć cyfrową sami są wpół żywi i wpół martwi, to czy są w stanie ożywić ledwo dychające środowisko?

Idąc dalej, postanowiłem sprawdzić jeszcze parę innych miejsc, które służą mi za źródła informacji tego, co dzieje się w polu kultury cyfrowej (choć muszę przyznać, że już nie śledzę tego tak, jak kiedyś i na pewno nie znam wszystkiego).

Chodzi mi mianowicie o takie miejsca jak:

Nie ukrywam, nie byłem optymistycznie nastawiony i nie spodziewałem się, że akurat tam znajdę cokolwiek na omawiany temat. Być może to się zmieni w najbliższym czasie, jednak w chwili, w której pracuję nad tym wpisem, nie znajdziemy informacji o naborze tekstów od „Przeglądu Kulturoznawczego” we wspomnianych miejscach.

Jednak ktoś może zapytać, dlaczego w ogóle o tym wspominam i w tym nieco kpiarskim tonie to punktuję? Otóż zwracam tym samym uwagę na to, że środowisko, któremu zależy na zachowaniu sztuki cyfrowej i literatury elektronicznej samo nie potrafi zadbać o swoją obecność w środowisku cyfrowym i o sprawny obieg informacji na tematy, które porusza, a które właśnie dotyczą — o ironio! — środowiska cyfrowego.

Nie dopatruję się w tym niczyjej niekompetencji, nie zrozummy się źle, po prostu to bardzo dobita autodiagnoza. Sam staram się trzymać rękę na pulsie i wspominać raz po raz o czymś, co przykuje moją uwagę. Niestety nie na wszystko znajduję czas, nie o wszystkim mam ochotę pisać (jak na przykład o niedawnej konferencji Electronic Literature Organization, mimo że było tam parę interesujących mnie prezentacji, a która - co zabawne - również dotyczyła kwestii dostępności literatury elektronicznej, co tylko potwierdza wagę problemu).

Rzecz w tym, że nie działam w środowisku naukowym, nie jestem opłacanym pracownikiem akademii, dotowanym uczestnikiem projektu badawczego, ani nawet woluntarystycznym współpracownikiem wydawnictwa czy redakcji jakiegokolwiek tytułu.

Nie chciałbym też, aby to brzmiało jak próżny głos pełen pretensji - choć może część z uwag jest jak najbardziej zasłużona. Po prostu żal mi tego, że wiele inicjatyw czy projektów umiera, nawet nie zdążywszy zaistnieć gdzieś, gdzie mogłyby choć na chwilę pojawić się nawet w wąskim gronie osób zainteresowanych.

Dla przykładu podam wystawę literatury generatywnej studentów Uniwersytetu Łódzkiego, o której pisałem w czerwcu tego roku. Powstaje pytanie, czy stworzone wówczas utwory zostały udostępnione tylko stacjonarnie, czy może jednak zostały gdzieś opublikowane, zachowane dla innych?

Inny przykład: niedawno udostępnione na profilu facebookowym UBU Labu utwory cyforwe zrealizowane w ramach zajęć akademickich, których lektury postarałem się częściowo zarejestrować na swoim kanale na YouTube. Moje pytanie brzmi, czy gdzieś indziej znajdziemy informacje o tych utworach? Czy ktoś zajął się ich archiwizacją, dokumentacją, lub chociażby skomentowaniem?

Pewnie podobnych przykładów jest więcej. Chodzi mi tu jedynie o pewien symptom. Muszę jednak od razu przyznać, że chociażby inne, nie tylko studenckie działania, opublikowane w magazynie Techsty w numerach z 2020 i 2022 roku, znajdują się w jego zasobach, zatem nie jest tak fatalnie, jak to może przedstawiam. Zastanawiam się tylko, czy o tych utworach możemy dowiedzieć się tylko w magazynie Techsty?

A może wszystkie wspomniane przykłady znajdą swoje miejsce w Archiwum polskiej literatury cyfrowej, które jak do tej pory, zdaje się, zawiera tylko określony zasób? Pytaniem retorycznym jest to, czy wspomniane przykłady zostały zgłoszone do centralnych baz danych takich jak CELL lub ELMCIP...

To są tylko moje luźne pytania i refleksje, sprowokowane naborem tekstów do „Przeglądu Kulturoznawczego”. Być może ktoś z naukowców, dysponujący lepszym aparatem naukowym i zapleczem badawczym podejmie się próby metaanalizy i przyjrzenia temu, ile samo środowisko popularyzatorów kultury cyfrowej robi w kwestii popularyzacji rzeczonej kultury.

Pojedyncze jednostki niewiele mogą zdziałać, środowisko za to nie wydaje się być zawiązane, a nawet zaryzykuję stwierdzenie, że jest poróżnione i rozproszone, a może nawet nie ma go wcale i istnieją tylko ciasne grona, raczej towarzyskie, skupione wokół jednostek akademickich...

|

Przegląd Kulturoznawczy szuka tekstów na temat sztuki cyfrowej, jej archiwizacji i popularyzacji

Czasopismo naukowe „Przegląd Kulturoznawczy” ogłosił właśnie nabór tekstów poświęconych sztuce cyfrowej, a w szczególności zagadnieniom jej archiwizacji, dokumentacji i popularyzacji. Poniżej umieszczam dla zainteresowanych pełną treść ogłoszenia (jedynie podzieliłem tekst na akapity dla ułatwienia lektury oraz wyszególniłem listy).

„Przegląd Kulturoznawczy”. Call for papers: Sztuka cyfrowa: archiwa, pionierzy, popularyzacja

Ogłaszamy nasze nowe call for papers - na pierwszy numer w 2025 roku! 🙂 Pod redakcją Moniki Górskiej-Olesińskiej i Agnieszki Przybyszewskiej. Na teksty czekamy do 15.10.2024 roku i prosimy je przesyłam na adres redakcji: przeglad.kulturoznawczy@uj.edu.pl. Zapraszamy do nadsyłania!

Sztuka cyfrowa: archiwa, pionierzy, popularyzacja

Przekonując o konieczności podjęcia prac nad Digital Fiction Curios, VR-owym archiwum dzieł e-literackich stworzonych we Flashu, Alice Bell argumentowała: „Wyobraź sobie, jak by to było, gdybyśmy nie mogli zarchiwizować utworów Szekspira albo Dickensa, albo Mary Shelley. Stracilibyśmy te dzieła. Nie chcielibyśmy ich stracić. Nie chcemy też stracić tych digitalnych opowieści”.

Niestabilność platform i systemów oraz coraz szybsze „starzenie się” sprzętów umożliwiających odbiór dzieł cyfrowych nieustannie powodują, że nie tylko kolejne dzieła e-literackie, ale wszelkie prace interaktywne, projekty multimedialne giną na naszych oczach, z dnia na dzień stając się niedostępnymi dla kolejnych pokoleń odbiorców.

W bazie ELMCIP Electronic Literature Knowledge Database istnieje nawet rozrastająca się (!) kolekcja dzieł-widm, które poznać można już jedynie z opisów – prac, które „padły ofiarą nietrwałości narzędzi” (Collection of E-Lit Works Affected by „The Lability of the Device”), zwana też „kolekcją mutantów” (Collection of Mutant Electronic Literature). Takie dzieła-widma mogą stać się plagą nie tylko e-literatury, ale sztuki cyfrowej w ogóle.

Obecne przyspieszenie technologiczne skłania humanistykę do kolejnego w XXI wieku zwrócenia się ku kategorii archiwum i przyjrzenia się jej w nowym pejzażu medialnym. Czy zalecane sposoby dokumentacji oraz definicje pojęć takich jak archiwum, repozytorium, egzemplarz archiwalny wymagają korekt? Czy przekład międzyplatformowy mógłby, a może wręcz powinien, być rozumiany jako strategia dokumentacji?

Choć nasze pytania zrodziły się z dyskusji wokół literatury elektronicznej, wątpliwości, które mamy dotyczą całego spektrum sztuki cyfrowej, a nawet nie tylko jej. Dlatego, zapraszamy do refleksji w możliwie najszerszej perspektywie, a nawet do postawienia pytań o to, czy mierzenie się z archiwizowaniem najnowszych przejawów sztuki cyfrowej redefiniuje podejście do archiwizowania i dokumentacji wcześniejszych form medialnych (np. radia, telewizji, teatru, sztuki wideo)?

Pragniemy, by numer stał się platformą wymiany doświadczeń, przestrzenią zbierającą różnorodne głosy praktyków, teoretyków oraz artystów. Proponujemy namysł nad archiwizacją sztuki cyfrowej wszelkiego rodzaju, także wielopostaciową, hybrydyczną, zawierającą analogowe komponenty, która wymaga zastosowania odmiennych od najbardziej klasycznych strategii dokumentacji. Interesują nas studia przypadków, artykuły przekrojowe, propozycje metodologiczne, głosy samych artystów.

Czekamy na artykuły poświęcone m.in.:

  • case studies poszczególnych inicjatyw archiwizacyjnych
  • historii polskich i światowych archiwów, festiwali i wystaw
  • twórczości pionierów sztuki cyfrowej, ze szczególnym uwzględnieniem dotąd nieomawianych prac (często niedostępnych), także w kontekście prób ustalania kanonu sztuki cyfrowej, który winien podlec archiwizacji
  • charakterystyce historii przemian kategorii archiwum, ewolucji strategii archiwizacji czy definiowaniu kategorii pionierskości w kontekście sztuki cyfrowej
  • propozycjom metodologicznym (w tym postulatom dotyczących strategii archiwizacji zjawisk takich jak np. gry czy performanse/spektakle o hybrydowym charakterze)
  • potrzebie i sposobom skutecznego łączenia archiwizacji z popularyzacją, zatem m.in. obecnym tendencjom w sposobach przygotowywaniu wystaw, festiwali czy - najogólniej - upowszechnianiu kanonu uczynionego platformowo/medialnie/technologicznie dostępnym
  • etnografii i autoetnografii archiwum, stosunkowi samych artystów do potrzeby archiwizacji swojego dorobku
  • społecznemu znaczeniu archiwum sztuki cyfrowej

Bibliografia:

  • Clark Lynda, Rossi Guiulia Carla, Wisdom, Stella. Archiving Interactive Narratives at the British Library. In A.-G. Bosser, D. E. Millard, & C. Hargood (eds.), Interactive Storytelling - 13th International Conference on Interactive Digital Storytelling, ICIDS 2020, Proceedings (pp. 300-313). (Lecture Notes in Computer Science; Vol. 12497).
  • Grau, Olivier, Janina Hoht, and Eveline Vandl-Vogt (eds.). Digital Art Through the Looking Glass: New strategies for archiving, collecting and preserving in Digital Humanities, Edition Donau-Universität, Krems 2019.
  • Kluszczyński Ryszard W., Dzieło sztuki w epoce sieciowej prezentacji, “Czas Kultury”3 (2021), s. 179-191.
  • Montfort, Nick, and Noah Wardrip-Fruin. Acid-Free Bits: Recommendations for Long-Lasting Electronic Literature.14 June 2004. The Electronic Literature Organization. https://eliterature.org/pad/afb.html (dostęp:16.07.2024).
  • Rossi, Giulia Carla, Wisdom Stella, Enhanced Curation and Ensuring a Post-Exhibition Legacy for the British Library’s Electronic Literature Collection (2024), w: ELO (Un)linked 2024, 13. https://stars.library.ucf.edu/.../hypertextsa.../schedule/13 (dostęp:16.07.2024).
  • Rossi, Giulia Carla, The Digital Archivist: the Role of Digital Nostalgia Aesthetics in a Digital Preservation Game, “The International Journal of Creative Media Research”, Issue 10, July 2023.
  • Angello, Aaron. To Archive or Not to Archive: The Resistant Potential of Digital Poetry, “Text Matters”, 5/2015.
  • Grigar Dene, Moulthrop Stuart, Traversals. The Use of Preservation for Early Electronic Writing, MIT Press 2017.
  • Grigar, Dene, Pisarski Mariusz, The Challenges of Born-Digital Fiction: Editions, Translations, and Emulations, Cambridge University Press, Cambridge 2024.
  • Digital Fiction Curios Preview Night [documentation], https://vimeo.com/384415417 (dostęp:16.07.2024)

31 lipca 2024

Only Office - pierwsze wrażenia

Ostatnio korzystanie z pakietu biurowego Libre Office na macOS stanowiło dla mnie męczące doświadczenie. Operowanie na prostym arkuszu kalkulacyjnym nie szło sprawnie, ponieważ nawigacja po dokumencie była toporna. Postanowiłem sprawdzić inny program - Only Office.

Na wybranym arkuszu kalkulacyjnym zauważyłem, że plik 29 KB umieszczony na iCloud Drive zużywa około 60 MB pamięci RAM w programie Only Office, a ten sam plik w Libre Office zużywa około 407 MB - różnia jest więc zauważalna. Po zamknięciu pliku i pozostawieniu obu programów z ekranem wyświetlającym ostatnie używane pliki zużycie pamięci wygląda następująco: Only Office ok. 60 MB, a Libre Office ok. 380 MB.

Szybkość działania programu Only Office jest od razu widoczna, arkusz szybciej się przewija (co może wydawać się dziwne, ale naprawdę w Libre Office dokumenty przewijały się wolno), do tego Only Office ma przyjemny nowoczesny interfejs, wydaje się sprawniej działać i lepiej wyświetlać pliki. Pierwsze wrażenia są obiecujące, wygląda na to, że to lepszy i szybszy program. Zobaczymy, co dalej.

|

26 lipca 2024

Czy ludzie naprawdę jeszcze blogują?

We wtorek 2024-07-23 na Hacker News pojawił się link do wpisu blogowego Larsa Christiana, który zadaje w nim pytanie o to, czy ludzie w rzeczywistości, w realnym życiu, wiedzą, że masz bloga. Dla mnie stało się to pretekstem do zadania pytania w ogóle o to, czy ludzie nadal blogują i jak wygląda sytuacja osobistych stron internetowych.

Wpis Christiana Re: Do people IRL know you have a blog? stanowi właściwie odpowiedź, czy też nawiązanie do wpisu użytkownika bacardi55 Do people IRL know you have a blog?, który rozważał ten sam problem.

I tak bacardi55 zastanawia się nie tylko na tym, jak wygląda to w jego przypadku, ale również jak podchodzą do tego inni blogerzy. To znaczy, jak ludzie patrzą na swoje blogi i strony autorskie, czym one dla nich są oraz jak to ma się do kontaktów z innymi ludźmi w rzeczywistości.

Dodatkowo stwierdza jeszcze, na podstawie swoich doświadczeń i obserwacji, że przeglądanie stron internetowych w celu wyszukiwania czegokolwiek nie jest już popularne, przede wszystkim dlatego, że ludzie spędzają czas głównie na portalach społecznościowych.

Christian odpowiadając na ten wpis, poza stwierdzeniem, że jego strony w prawdziwym życiu nie zna wiele osób, pisze coś innego. Mianowicie dodaje, że sieć niezależnych, małych stron, czyli osobistych stron internetowych, tworzonych przez ludzi, którzy robią to wedle uznania, jest dla niego ciągłym źródłem inspiracji.

I w tym stwierdzeniu jest coś, na co warto zwrócić szczególną uwagę, tym bardziej w kontekście wpisu, który cytuje, czyli wpisu Robina Rendle'a I am a poem I am not software.

Rendle odpowiada na obawy dotyczące publicznego charakteru stron internetowych. Możemy bowiem zadać pytanie, jak poradzić sobie z poczuciem, że wystawiamy się na publiczny odbiór, że strona internetowa, czy blog, który tworzymy, mogą zawierać treści źle widziane, na przykład przez innych ludzi, czy naszych obecnych lub potencjalnych pracodawców?

Odpowiedzią Robina jest stwierdzenie: jesteś poematem a nie programem. Nie do końca wiem, jak rozumieć to sformułowanie, jednak z jego wpisu wynika, że chodziło mu o to, że jesteśmy kim jesteśmy i nie musimy być doskonali, czy perfekcyjnie przedstawiać siebie, jakbyśmy byli produktem na sprzedaż.

Można to więc podsumować tak: osobista strona internetowa nie jest produktem ani wizytówką biznesową, tylko miejscem, w którym wyrażamy siebie, dlatego może być nieco inna, nawet dziwna, ponieważ ma charakter, nierzadko przecież charakter, który wyraża nasz charakter. Dlatego można pozwolić sobie na to, aby tworzyć stronę internetową tak, jak zechcemy i w kierunku, jaki wydaje się nam słuszny.

I tu właśnie pojawia się słowo kluczowe, czyli charakter. Sieć osobistych stron internetowych i blogów ma swój charakter, wyraża kogoś i to niemal w każdym aspekcie, od estetyki po przekonania. Z kolei profile w mediach społecznościowych, monetyzowane i dyktowane systemem rekomendacji treści, czyli osławionym algorytmem, są pozbawione tego charakteru, są mdłe i nudne, ponieważ ostatecznie wszystkie okazują się takie same.

Podsumowując więc przywołane wpisy, przedstawia się to tak, że bacardi55 pisze o tym, że przeglądanie stron internetowych nie jest popularne, ludzie spędzają czas na platformach społecznościowych, na co christian odpowiada i dodaje, że osobiste strony internetowe są bardziej inspirujące, niż profile w mediach społecznościowych, z kolei przywoływany przez niego rendle pisze o tym, że warto tworzyć osobiste strony internetowe, nawet jeśli wydają się dziwne, dlatego, że mają swój charakter.

Z kolei wracając do mojego pytania o to, czy ludzie nadal blogują i jak wygląda sytuacja osobistych stron internetowych, to odnoszę wrażenie, że trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi.

Z jednej strony może rzeczywiście to coś rzadkiego i niemodnego, choć z drugiej strony trafiam na przykłady, które przekonują do tego, że jednak kultura prowadczenia osobistej strony internetowej ma się dobrze, tylko jej na co dzień nie widać. Zatem być może problem nie tkwi w tym, że mało kto tworzy blogi czy strony, tylko mało kto ma ochotę je czytać i aktywnie brać udział w ich życiu.

|

22 lipca 2024

Skąd wzięły się wikilinki?

Próbując zrozumieć, na jakich podstawowych rozwiązaniach opiera się program do gromadzenia i przetwarzania wiedzy Obsidian (czyli na formatowaniu Markdown, YAML i łączeniu plików wikilinkami), zadałem sobie pytanie, skąd w ogóle wzięły się tak zwane wikilinki i kiedy to było?

Jak się okazało, odpowiedź nie była taka oczywista i prosta do znalezienia. Wikilinki to wcale nie jest wynalazek Wikipedii, choć wiąże się z nią dość istotnie. Po długich poszukiwaniach stwierdziłem, że należy się wyjaśnienie i odnotowanie tego wszystkiego, aby mogło posłużyć w przyszłości, może także komuś jeszcze.

Zacznę od tego, że nazwa wikilinków słusznie odwołuje się do technologii wiki — i tutaj Wikipedia odgrywa rolę pośrednią. Otóż wiki to forma hipertekstu, a tym samym stron internetowych, które są edytowalne i mogą być w łatwy sposób zmieniane przez ich użytkowników [zob. Anderson Jennifer 2011: 44].

W połowie lat 90. ubiegłego wieku, dokładnie 25 marca 1995 roku, Ward Cunningham uruchomił stronę WikiWikiWeb, mającą z założenia umożliwić wymianę myśli pomiędzy programistami.

Strona dała podstawy do stworzenia oprogramowania wiki (nazywanego też silnikami wiki), które stało się elementem napędzającym wiele innych projektów, tak zwanych klonów Wiki, czyli WikiWikiClones, na przykład UseModWiki autorstwa Clifforda Adamsa.

Zanim przejdziemy do tego ostatniego, ponieważ jego osoba jest tu kluczowa, to należy odnotować, że na podstawie UseModeWiki powstała Wikipedia. Szybko jednak inny programista, Magnus Mansko, tworzył MediaWiki, która następnie stała się silnikiem Wikipedii. Oba rozwiązania swój początek wzięły jednak z pomysłu Cunninghama [zob. Anderson Jennifer 2011: 40].

Dlatego można dojść do wniosku, że choć Wikipedia wykorzystuje technologię wiki, to nie każda wiki to Wikipedia, nawet jak ujmuje to sam Cunningham, z kolei Wikipedia to nie Wiki. Wikipedia nie ma charakteru Wiki, jedynie wykorzystuje niektóre z jej mechanizmów, np. możliwość edytowania artykułów przez jej użytkowników.

Co jednak ma to wspólnego z linkami? Otóż pierwotnie wiki wykorzystywała linkowanie przy użyciu odpowiednio zapisanych wyrażeń. Już po zapisie samych nazw można domyślić się, że chodzi o łączenie wyrazów i zapisanie ich w konwencji CamelCase. Tak wyglądały (i wciąż wyglądają w WikiWikiWeb) hiperłącza.

W 2001 roku Clifford Adams doszedł jednak do wniosku, że taki zapis jest nieczytelny i powoduje nierzadkie problemy, np. w przypadku długich linków, ale przede wszystkim jednowyrazowych, np. Demokracja (Democracy). Adams zauważył, że chcąc podlinkować ten wyraz, najpierw sprawdzał, czy ktoś już tego nie zrobił i jeśli tak, to w jaki sposób, gdyż link mógłby wyglądać następująco: DemoKracja (DemoCracy), DemokracjA (DemocracY) lub DeMokracja (DeMocracy). Różne konwencje stosowane przez różne osoby prowadziły do zamieszania.

W efekcie Adams zastosował inne rozwiązanie, jego zdaniem prostsze i czytelnijesze — podwójny nawias kwadratowy, czyli [[]], który ponadto pozwalał na umieszcanie w linku cyfr i znaków dodatkowych. Swoje linki nazwał FreeLinks, czyli wolnymi linkami (wolnymi łączami).

Zmianę wprowadził 16 lutego 2001 roku w wersji 0.91 UseModWiki: https://www.usemod.org/cgi-bin/wiki.pl?UseModWiki/OldVersions

Rozwiązanie przyjęło się i obecnie jest dość powszechnie stosowane w plikach wykorzystujących formatowanie Markdown czy Org.

Na marginesie dodam, że pewną standaryzacją formatowania wiki było wprowadzenie języka Creole, mającego uspójnić różne konwencje stosowane w wiki [zob. Sauer, Smith, Benz 2007].

Zatem, podsumowując, Wiki Linki, nazywane pierwotnie FreeLinks, pojawiły się na początku 2001 roku w Wikipedii, a właściwie w UseModeWiki Clifforda Adamsa, jako odpowiedź na nieczytelne linki CamelCase wykorzystane przez Warda Cunninghama, autora oprogramowania wiki, służące do budowania stron internetowych w stylu Wiki.

Obsidian korzysta więc z trzech rozwiązań, które pojawiły się na długo przed nim — wikilinki 2001, YAML 2001, Markdown 2004. Aktualnie program jest dodatkowo wyposażony w canvas, czyli obszary pozwalające rozmieszczać różne elementy i tworzyć z nich coś na wzór map myśli.

|

Bob Doto A System for Writing

Pojawiła się nowa książka poświęcona metodzie notowania Zettelkasten - A System for Writing. Jej autorem jest Bob Doto, znany w środowisku autor różnych treści na ten temat. Tym razem efektem jego publikacji internetowych i kursów jest książka - dostępna w druku i cyfrowo, jednak tylko w języku angielskim.

Dotychczasowe recenzje są pozytywne i przychylne. Z założenia ma to być podręcznik do notowania metodą Zettelkasten bez względu na wybrane narzędzia oraz przewodnik po tej metodzie jako sposobie na pisanie.

Podtytuł książki brzmi „How an Unconventional Approach to Note-Making Can Help You Capture Ideas, Think Wildly, and Write Constantly - A Zettelkasten Primer”, co brzmi szumnie, a zarazem obiecująco.

Jest w tym pewna tendencja, ponieważ przypomnę, że Scott Scheper swoją książkę zatytułowaną „Antinet Zettelkasten” opatrzył podtytułem „A knowledge system that will turn you into a prolific reader, researcher and writer”. Uwidacznia się więc jakaś potrzeba w tym, aby sprzedawać książki na temat zettelkasten jako niezawodny sposób na myślenie i pisanie.

Jestem więc ciekaw, co kryje w sobie książka doto. Może kiedyś uda mi się ją przejrzeć i przekonać na własne oczy, czy jest warta uwagi.

|

21 lipca 2024

Przeglądarka internetowa Vivaldi - pierwsze wrażenia

Po półtora roku korzystania z przeglądarki Waterfox, postanowiłem dać szansę przeglądarce Vivaldi. Przekonał mnie do tego banalny problem, na który się natknąłem, a pierwsze wrażenia są zaskakująco pozytywne i obiecujące.

Chcąc usprawnić korzystanie z przeglądarki przy pomocy klawiatury, chciałem znaleźć sposób na uruchamianie zakładek i bookmarkletów po użyciu skrótu klawiaturowego. Korzystałem niby z wtyczki Bookmark Toolbar Shortcuts, a nawet znalazłem ledwo co powstałą wtyczkę QuickBrowse.

Niestety, moje starania spełzły na niczym, pierwsza wtyczka była zawodna, nie uruchamiała bookmarkletów, a ta druga wtyczka u mnie nie zadziałała. Szukałem dalej, a przy tej okazji trafiłem na wtyczkę Quick Commands, która z założenia ma odwzorowywać paletę poleceń znaną z przeglądarki Vivaldi. Pomyślałem, że to coś niesamowitego, aby mieć paletę poleceń w przeglądarce, ponieważ właściwie bez większych ograniczeń można korzystać z programu przy użyciu klawiatury.

Przeglądarkę Vivaldi znam od dawna, czytałem o niej kiedyś. Dziś odświeżyłem sobie parę informacji i ostatecznie postanowiłem, że to dobra okazja do tego, aby dać jej szansę. Tym bardziej, że lata temu korzystałem z Opery (i jej klienta pocztowego dla którego nie mogłem znaleźć zamiennika, nawet w postaci Thunderbirda), a to z nią spokrewniona jest przeglądarka Vivaldi. Po szybkim przeglądzie jej właściwości uznałem, że to dobry wybór i nie wiem, dlaczego wcześniej z niej nie skorzystałem.

Co mnie przekonało? Chyba przede wszystkim to, że stawia na efektywne korzystanie z sieci i pozwala dopasować się do potrzeb użytkownika w wielu aspektach, od bezpieczeństwa i prywatności zaczynając, przez ogólne działanie, na wyglądzie kończąc.

    I tak Vivaldi przekonał mnie tym, że posiada między innymi:
  • możliwość personalizacji przeglądarki, zarówno w odniesieniu do działania, jak i wyglądu - dawno nie widziałem tak przejrzystych ustawień programu
  • ustawienie własnych skrótów klawiaturowych do obsługi przeglądarki i stron internetowych
  • paletę poleceń, więc właściwie każdą interesującą funkcję można wywołać poprzez wpisanie jej nazwy
  • możliwość wyświetlania kart w panelu bocznym, a w tym grupowanie kart i możliwośc ich usypiania, czyli zwalnianie pamięci w przypadku stron dawno nieużywanych
  • wbudowany ad-blocker i narzędzia chroniące prywatność
  • wbudowany translator stron internetowych i tekstu
  • wbudowane narzędzie do zachowywania zrzutów całych stron
  • wbudowany czytnik RSS
  • możliwość tworzenia sesji i przestrzeni roboczych
  • możliwość wyświetlania stron w trybie ciemnym

Dzięki powyższym rozwiązaniom mogę zrezygnować z kilku wtyczek, które tylko obciążają pamięć i wpływają na sprawność przeglądarki oraz komputera. Wbudowane właściwości pozwalają na lepsze działanie programu i pewność co do tego, że wszystko trzyma się razem solidnie.

Z dotychczasowych wtyczek z Waterfoksa do Vivaldi przeniosłem jedynie Hypothes.is (co jest tym lepsze, że mogę w końcu zainstalować oficjalną wtyczkę, bo na Waterfoksie korzystałem z nieoficjalnej wersji przygotowanej przez kogoś niepowiązanego z Hypothes.is), TrufflePiggy i Zotero Connector. Możliwe, że zainstaluję jeszcze Feedbro do obsługi RSS, ponieważ go lubię, ale najpierw sprawdzę możliwości czytnika kanałów RSS w przeglądarce.

Nie potrzebuję już więc Bookmark Toolbar Shortcuts do tworzenia skrótów klawiaturowych służących do uruchamiania zakładek. Nie potrzebuję Dark Readera do wymuszania trybu ciemnego na stronach (choć oczywiście te strony, które nie mają ciemnych wersji będą wymagały jakiegoś rozwiązania), nie potrzebuję Sidebery do umieszczenia kart w panelu bocznym, nie potrzebuję Simple Translate do tłumaczenia stron w języku obcym, nie potrzebuję SingleFile do zapisywania zrzutów ze stron internetowych, nie potrzebuję uBlock Origin do blokowania reklam i skryptów śledzących (choć tutaj zobaczę jeszcze, jak to będzie wyglądało).

Do tego ciekaw jestem takich funkcji jak klient pocztowy, kalendarz i zadania, gromadzenie notatek, przypinanie stron do panelu bocznego (na marginesie dodam, że możliwość przeglądania Wikipedii bezpośrednio w panelu jest całkiem poręczna), tworzenie grup kart, wspomniane sesje (jakże mi tego czasem brakuje!) i przestrzenie robocze, a także rozkładanie kart w jednym oknie obok siebie. Do tego jeszcze chętnię sprawdzę zapisywanie artykułów do późniejszego przeczytania oraz widok czytania.

To wszystko sprawia, że z podekscytowaniem rozpoczynam przygodę z Vivaldi. Ciekaw jestem, czy przeglądarka przekona mnie do siebie, czy znów po jakimś czasie postanowię przesiąść się gdzieś indziej. Wciąż jednak będę korzystał z dotychczasowych przeglądarek, czyli Waterfox, Firefox, Safari, Brave, co pewnie wielu osobom wydaje się pozbawione jakiegokolwiek sensu, bo po co komu tyle programów do przeglądarnia internetu. Cóż, jakoś nie potrafię się zdecydować...

|

15 lipca 2024

Notowanie na marginesach internetu

Notowanie na marginesach internetu oznacza komentowanie treści, na które trafiamy w sieci, czyli pozostawianie komentarzy, adnotacji, notatek, dopisków — wszędzie tam, gdzie uznamy to za stosowne. Służy temu takie narzędzie jak Hypothes.is.

Jak to dokładnie działa?

Otóż przeglądając treści z jakiejkolwiek strony, możemy pozostawić po sobie ślad obecności, zarówno publicznie (w sposób widoczny dla innych użytkowników usługi), jak i prywatnie (tylko dla siebie).

To jednak przede wszystkim okazja do skomentowania czegoś, pozostawienia opinii na temat danego artykułu czy jego fragmentu, a także możliwość zaznaczenia ciekawych wątków i zachowanie ich na przyszłość.

Dzięki Hypothes.is możemy sworzyć na marginesie internetowych treści własny brudnopis, notatnik, zbiór tego, co wymaga dopowiedzenia. Autorzy usługi nawet sugerują, że Hypothes.is to kolejna warstwa sieci internetowej . I jeśli przyjrzeć się temu bliżej, to rzeczywiście, na to, co czytamy, co oglądamy, na co trafiamy, użytkownicy Hypothes.is mogą nałożyć własną warstwę, składającą się z ich przemyśleń, a także wzajemnych dyskusji, ponieważ możemy odnosić się do siebie nawzajem.

Jeśli jednak ktoś — tak jak ja — funkcjonuje w warstwie prywatnej, może po prostu pozostawiać notatki dla siebie — do wykorzystania w przyszłości. Z Hypothes.is można również w łatwy sposób zindeksować odwiedzane strony, opatrzyć etykietami, dzięki czemu historia naszego przeglądania jest mniej bierna, a bardziej refleksyjna.

Jedyny problem z Hypothes.is, jaki dostrzegam, to fakt, że nie jest - pomimo swojej nawet długiej historii - popularny, a jego główną grupą odbiorców są amerykańskie szkoły i uniwersytety. To sprawia, że narzędzie nie jest zbyt atrakcyjne (dodatkowo przyczynia się do tego przestarzały interfejs) i rozpatrywane jako coś, co może używać każdy na własny użytek.

Ponadto korzystanie z urządzeń mobilinych, przeglądania sieci w aplikacjach, i to głównie treści wideo, nie sprzyja raczej tworzeniu adnotacji w taki sposób.

Osobiście jednak polecam chociażby spróbować. Sam korzystam z Hypothes.is już od niespełna trzech lat, mam już na koncie ponad dwa tysiące dwieście adnotacji (choć tylko niewielka część jest widoczna publicznie), co nie jest może wielką liczbą (to średnio jedynie jakieś dwie adnotacje dziennie codziennie), ale sprawia, że mogę już pisać o jakimś tam doświadczeniu.

|

07 lipca 2024

Co dwie głowy to nie jedna

Przyglądając się opisom i poradnikom dotyczącym metody Drugiego Mózgu (Second Brain) Tiago Forte i proponowanych przez niego modeli PARA oraz CODE, postanowiłem zabawić się w zbudowanie swojego odpowiednika tychże. Tak powstała PIZZA i ZUPA, które funkcjonują w ramach Drugiej Głowy, nazywanej przeze mnie też Wtórną Mózgownicą, bo jak wiadomo, co dwie głowy to nie jedna.

Właściwie Drugą Głowę możemy zamienić na jakże wyniosłe MENU, czyli Moją Elitarną metodę Nowoczesnego Uporządkowania sobie życia. Nie ma jednak takiej potrzeby, ponieważ istnieje ryzyko, że powstanie z tego ZGAGA, czyli Zbyt Górnolotny Albo Gówniany Akronim.

PIZZA to projekty, interesujące tematy, zgromadzone zasoby i archiwum.

  • Projekty - tutaj znajdują się bieżące działania w ramach projektów, które są działaniami o dość sporej skali
  • Interesujące tematy - tutaj znajduje się wszystko to, co nas interesuje i na temat czego gromadzimy informacje, bez względu na to, jaki projekt akutalnie realizujemy
  • Zgromadzone Zasoby - tutaj znajdują się przydatne zasoby, które zechcielibyśmy wykorzystać przy różnych projektach czy w różnych tematach, dlatego zawsze mogą się przydać
  • Archiwum - tutaj ląduje wszystko, co już nie jest potrzebne, a głównie nieaktualne projekty, ewentualnie przestarzałe tematy i zasoby, oczywiście archiwum to nie kosz, zatem możemy swobodnie z niego wydobywać to, co znów okaże się potrzebne i aktualne

ZUPA to zbieranie, uporządkowanie, przepracowanie i archiwizowanie.

  • Zbierz - tutaj po prostu zbieramy interesujące nas informacje, ważne, aby zbieranie nie było tylko zwykłym kolekcjonowaniem, bo z zupy zrobi się kupa.
  • Uporządkuj - tutaj umieszczamy zebrane informacje do odpowiednich miejsc, w których intuicyjnie będziemy poszukiwali ich w przyszłości, zatem prowadzimy aktywną selekcję i segregację
  • Przepracuj - tutaj chodzi o różne sprawy, między innymi o to, aby łączyć informacjie i notatki, budować z nich coś więcej, czyli na przykład stworzyć wypowiedź (wcale nie musi być dostępna publiczna), może esej, artykuł lub zwykły wpis w dzienniku, chodzi o to, że przepracowujemy zebrane informacje w swojej głowie, dzięki temu utrwalamy wszystko w zupełnie inny sposób
  • Archiwizuj - tutaj umieszczamy wszystko to, co już nie jest aktualnie potrzebne, czyli po prostu na bierząco sprzątamy swoje środowisko, aby były w nich najbliższe i najważniejsze elementy
|

Notowanie jest jak zbieranie zapasów na zimę

Docieranie do informacji to jeszcze nie wiedza. Wiedza to zbieranie informacji i dalsze ich wykorzystywanie, łącznie, przetwarzanie - zachowywanie na potem.

Wyobraź sobie, że głodny idziesz do sadu najeść się jabłek. Zjadasz tyle, ile potrzebujesz i wracasz do domu. Następnego dnia znowu idziesz się posilić. I tak do czasu, aż w sadzie nie ma jabłek. Zostajesz więc głodny. To jest właśnie docieranie do informacji, spożywanie ich, ale nie wykorzystywanie. Ostatecznie nic z tego nie wynika.

A teraz wyobraź sobie, że idziesz do sadu i zbierasz jabłka do skrzynek, zanosisz do piwnicy, a z części z nich robisz przetwory. Jesz jabłka, aby zaspokoić głód, a gdy już sad nie wydaje owoców, sięgasz po te, które jeszcze zachowały świeżość w piwnicy. A gdy te się skończą, sięgasz po przetwory.

Jeśli masz wystarczająco duże zasoby, to wystarczy ich do następnego czasu, gdy sad znów wypełni się jabłkami. To jest właśnie gromadzenie i przetwarzanie informacji, z których rodzi się wiedza, wiedza, która wystarcza na dłużej i czemuś służy.

Dowiadujesz się czegoś, to owocuje i cię nasyca.

Nasyca wtedy, kiedy nie tylko przyswajasz informacje, ale też coś z nimi zrobisz, nawet jeśli tylko je zachowasz, zapiszesz gdzieś, aby móc do nich powrócić. Nie musisz od razu przygotowywać dysertacji naukowej lub dokonywać dziennikarskiego śledztwa, po prostu wystarczy, że nie przepuścisz informacji przez swój intelektualny przewód trawienny tylko po to, aby posilić się na określony czas i pozostać z niczym.

A jeśli przy tej okazji opracujesz własny system gromadzenia i przetwarzania informacji do tego stopnia, aby nie tylko pozwalał na ich skuteczniejsze pozyskiwanie, sprawniejsze przetwarzanie i obfitsze wykorzystywanie, to już można powiedzieć o wielkim sukcesie.

|

27 czerwca 2024

Rozszerzenie wprowadzenia do metody Zettelkasten

Tekst Rozszerzenie wprowadzenia do metody Zettelkasten zawiera cztery proste kroki prowadzące do skutecznego notowania metodą karteczkowo-indeksową, którą najczęściej nazywa się i utożsamia z Zettelkasten; stanowi rozszerzenie uproszczonego wprowadzenia do notowania tą metodą.

Jeśli nie interesuje cię krótki wstęp do tego tekstu, przejdź od razu do części głównej.

Spis treści

  1. Pretekst
  2. Część główna
    1. Krok pierwszy: zbieraj notatki
    2. Krok drugi: adresuj notatki
    3. Krok trzeci: indeksuj notatki
    4. Krok czwarty: łącz notatki
    5. Możliwe problemy i sposoby ich rozwiązania
      1. Powtarzające się skróty
      2. Długi adres notatki
      3. Kolejne notatki
      4. Brak połączeń notatek
    6. Mój sposób adresowania notatek
    7. Kwestie drugorzędne
  3. Podsumowanie

Pretekst

Zainspirowany tekstem Chrisa Aldricha Reframing and simplifying the idea of how to keep a Zettelkasten stwierdziłem, że wzorując się na nim, przygotuję coś podobnego w oparciu o własne doświadczenie i przemyślenia. Tym bardziej, że jego tekst pozostawia wiele białych plam.

Przy użyciu metody karteczkowo-indeksowej notuję już od lipca 2021 roku, choć metoda fiszkowa i zwykłe notowanie w notesach czy kalendarzach były mi znane wcześniej. Od tamtej pory zmieniłem podjeście parę razy, a diamteralnie co najmniej dwa razy. Pierwszy szczegółowy raport dotyczący mojego podejścia i doświadczenia opublikowałem w Biblionetotece we wrześniu 2021 roku we wpisie Jak wygląda mój dotychczasowy system notatek zettelkasten? Przykłady i wyjaśnienia . Nad drugim raportem wciąż pracuję...

Cały czas uczę się czegoś nowego i zmieniam, starając się znaleźć najlepsze rozwiązania. Dzięki temu jednak nabywam cenne doświadczenie i wiem przede wszystkim jedno: wiele nawyków i praktyk po prostu ujawnia się w trakcie notowania, gdyż metoda dostosowuje się do nas, a my nadajemy jej indywidualny charakter, dlatego nie jest tak, że ktoś nam wszystko pokaże od razu, nauczy krok po kroku i tak już pozostanie.

Zettelkasten, czy w ogóle notowanie, bez względu na metodę, to odwzorowanie naszego sposobu myślenia, nosi ślady naszych przyzwyczajeń. A to, jak myślimy jest bardzo różne, dlatego i samo notowanie będzie różne - zwłaszcza jeśli chodzi o szczegóły. Z kolei ogólnie można wskazać pewne zasady, którymi warto się kierować - i o nich właśnie chciałem tu napisać.

Warto więc zachować to w pamięci, czytając wszelkiego rodzaju porady, ponieważ ostatecznie o tym, jak działa notowanie tą metodą, najlepiej przekonać się na własnej skórze, przetestować różne rozwiązania, metody, dodatkowe sposoby i sztuczki, a z czasem być może na tej podstawie stworzymy własną wariację.

Stąd tyle różnych podejść i każdy - w tym ja - przekonuje do własnego. Działa jednak tylko to jedno - własne, osobiste, czyli nie moje czy kogokolwiek innego, lecz twoje, kimkolwiek jesteś, czymkolwiek się zajmujesz i do czegokolwiek notowanie jest ci potrzebne.

Część główna

Poniżej znajduje się rozszerzone wprowadzenie do metody Zettelkasten.

Jeśli jednak chcesz powrócić do uproszczonego wprowadzenia, gdzie skrótowo przedstawiam zagadnienie, to przejdź od razu do strony: Uproszczone wprowadzenie do metody Zettelkasten. Obie wersje co do swojej istoty wcale się nie różnią. Możesz więc przeczytać oba eseje - jeden po drugim. Dzięki temu utrwalisz sobie niektóre informacje.

Krok pierwszy: zbieraj notatki

Rób notatki, po prostu. Notuj to, co uważasz za potrzebne. Zbieraj notatki, drobne zapiski, ważne lub mniej ważne. To może być cokolwiek, co tylko chcesz zachować na przyszłość.

Tutaj nie ma żadnych zasad, ponieważ twoje osobiste notatki mogą dotyczyć właściwie wszystkiego - od listy zakupów, przepisu na ulubiony posiłek, cytat z książki, termin spotkania, ważny pomysł, szkic rysunku.

Wszystko jest notatką - nawet coś, czego nie zapisujesz, tylko zbierasz, np. bilet, paragon, wycinek z prasy czy inny przedmiot, który ma dla ciebie znaczenie. Jest to przedmiot, który ma ci o czymś przypominać, nawet jeśli to tylko wspomnienie.

Krok drugi: adresuj notatki

Nadawaj notatkom jakiś unikalny adres, dzięki czemu będziesz mógł je odnaleźć i zindeksować. To dość istotne, aby się nie pogubić. Adresem może być numer porządkowy, jakiś prosty symbol czy znak, ważne, aby był łatwy do rozpoznania oraz aby nie był powtarzalny.

Wielu sugeruje złożone systemy adresowania notatek, tak, jakby to było coś wyjątkowo skomplikowanego, podczas gdy to jest bardzo prosta sprawa. Przypomnij sobie budowę przypisu bibliograficznego, zwłaszcza w jego bardzo uproszczonej wersji, czyli w stylu harwardzkim (autor-data). Mamy tam nazwisko autora publikacji, datę wydania oraz numer strony, np. Luhmann 1981: 222 – czyli w sumie trzy elementy: nazwisko, datę i numer strony.

Ile razy dane nazwisko może się powtórzyć? Możliwe, że kilka razy. Ile razy powtórzy się sama data? Na pewno wiele razy, ponieważ wielu autorów mogło danego roku wydać swoje prace. A jak często powtórzy się dana strona, np. strona numer 38? Pewnie też kilkanaście lub kilkadziesiąt razy.

Ale ile razy powtórzy się kombinacja tych elementów, na przykład taki adres: Derrida 1996: 127 lub Levinson 2003: 203? Nawet jeśli mamy dwóch autorów o nawisku Derrida, którzy wydali coś w 1996 roku i akurat cytujemy ich ze 127 strony, to czy nie zapiszemy wtedy Derrida Jaques 1996: 127 i Derrida Pierre 1996: 127 lub Derrida 1996a: 127 i Derrida 1996b: 127?

Wyobraź sobie więc, że zamiast nazwisk masz określone nazwy, lub jeszcze lepiej: skróty nazw tematów, które cię interesują i wokół których zbierasz notatki, a które są dla ciebie zrozumiałe.

Dajmy na to:

  • sn – sztuka notowania,
  • cc – ciekawe cytaty,
  • nl – neologizmy,
  • zk – notowanie metodą zettelkasten,
  • zd – zdrowie
i tak dalej i tak dalej.

Dla każdego tematu, rozumianego jako obszar zainteresowań lub projekt, tworzysz unikalny skrót - może być nawet jednoliterowy, trzyliterowy – jakikolwiek, byle tylko był zrozumiały przez ciebie i nie wprowadzał zamieszania.

Następnie wyobraź sobie, że zamiast daty, jak w przypisie, masz numer porządkowy, czyli kolejno: 1, 2, 3, 4... Dzięki temu otrzymasz notatki o adresach: zk1, zk2, zk3, zk4...

To również wprowadza pewien porządek, dzięki któremu notatki na ten sam temat znajdują się blisko siebie.

Możesz zapytać: a co jeśli jakaś notatka pasuje do sztuki notowania i zettelkasten, lub: co jeśli mam ciekawy cytat zawierający neologizm? Odpowiedź jest prosta: zdecyduj, który z tych tematów jest dla ciebie bardziej intuicyjny, dominujący, czyli o którym pomyślisz najpierw, szukając tej konkretnej notatki. Wtedy daj jej odpowiedni numer, a dla pewności w drugim miejscu dodaj notatkę z informacją, że coś na ten temat jest też w innym miejscu.

Na przykład: notuję notatkę na temat sztuki notowania pod numerem sn4, ale ta notatka wspomina coś o zettelkasten i chciałbym to zaznaczyć. Dlatego dodaję notatkę zk9 z informacją, że notatka sn4 wspomina metodę zettelkasten. I tyle. Jakkolwiek nie dotrę do jednej z dwóch notatek, trafię we właściwe miejsce. Pod tym względem jednak lepiej sprawdzi się indeks.

Krok trzeci: indeksuj notatki

Stwórz prosty i czytelny indeks notatek. To będzie skrót do wyszukania notatek, dotyczących danego zagadnienia.

Korzystając jeszcze raz z analogii do literatury i książek: z pewnością pamiętasz indeksy rzeczowe czy indeksy osobowe w niektórych publikacjach. Zawierają zazwyczaj nazwiska, terminy czy inne powtarzalne hasła, a przy nich znajdują się numery kierujące do stron w danej publikacji, czyli miejsc, gdzie dokładnie pojawiają się wspominane hasła.

To teraz wyobraź sobie, że masz taki sam indeks, zawierający interesujące cię hasła, na przykład:

  • cytaty o herbacie
  • Eco Uberto
  • hipertekst
  • literatura przygodowa
  • Luhmann Niklas
  • pikselowe gry komputerowe

Wówczas w takim indeksie umieszczasz obok tych haseł adresy notatek, bez względu na temat, w jakim się znajdują.

Indeks obejmuje cały zbiór notatek, dlatego musi być uniwersalny, a nie lokalny, ponieważ nie zawiera tylko numerów stron danej publikacji, jak w książkach. To działa trochę jak indeks katalogowy całej biblioteki. To będzie twoja analogowa wyszukiwarka notatek.

Załóżmy, że Niklas Luhmann przy okazji omawiania metody Zettelkasten (notatka z adresem zk12) wspomniał coś o herbacie i chcielibyśmy to również zachować w odrębnym zbiorze. W takim razie na kartach indeksowych mogę napisać: Niklas Luhmann: zk12 oraz cytaty o herbacie: zk12.

A może Umberto Eco napisał coś ciekawego i masz to w ciekawych cytatach (notatka z adresem cc19), w takim razie w indeksie będzie Umberto Eco: cc19. I tyle. Możliwe jednak, że wspominasz osobę Eco jeszcze w tematach związanych z notowaniem czy nawet Zettelkasten. Dlatego następnym razem, szukając odniesień do Eco, możesz otrzymać taki indeks na karcie indeksowej: Umberto Eco: cc19, sn8, zk23 - wtedy wiesz, że nazwisko Eco pojawia się w notatkach z cytatami, na temat sztuki notowania i Zettelkasten. Wówczas nie ma potrzeby umieszczania notatek z odwołaniami w każdym miejscu.

Bardziej zapełniony indeks mógłby wyglądać następująco:

  • cytaty o herbacie: zk12, cc7
  • Eco Uberto: sn3, sn8, lit20, cc19, zk23
  • hipertekst: le9, ow18
  • literatura przygodowa: lit16, lit19, st22
  • Luhmann Niklas: zk2, ow5, zk9, zk12, cc8
  • pikselowe gry komputerowe: kmp22, gk4, in9

Wielu ludzi potraktuje takie hasła i indeks jak zbiór tagów, czyli etykiet, ponieważ dla wielu ludzi indeksowanie będzie przebiegało tak, jak tagowanie. Jeśli więc to ułatwi ci zrozumienie tego zagadnienia, możesz to tak nazywać, samo działanie pozostaje bez zmian.

Krok czwarty: łącz notatki

Ostatni krok to już coś, co przychodzi samo, a na czym nie trzeba się wiele skupiać: łącz swoje notatki, a więc twórz odwołania i przypisy.

Jednakże pamiętaj: nie rób tego za wszelką cenę; nie rób tego, bo tak trzeba, lub bo tak gdzieś ktoś napisał czy powiedział. Taka rada często pojawia się przy tej metodzie i sugeruje, że łączenie notatek to obowiązkowy element. Ale według mnie łączenie to raczej bardzo owocny efekt uboczny, a nie wymóg.

Łączenie notatek wynika z nich samych, przychodzi samo, a sprawę ułatwia to, że masz już ich adresy i indeks. Dzięki temu tworzenie połączeń przychodzi znacznie łatwiej i zdarza się niejako automatycznie.

Dodajesz notatkę sn48 i wiesz, że łączy się to z tym, co zanotowałeś jakiś czas temu w notatce zk32, zatem w notatce sn48 zapisujesz: zob. zk32 lub nawet wprost: podobnie na ten temat jest w notatce zk32, czy też: przeciwne spostrzeżenie znajduje się w notatce zk32. Od ciebie zależy, jak to ujmiesz, ponieważ to zależy od tego, czego dotyczy notatka.

Następnie w notatce zk32 zapisujesz adres: sn48 lub piszesz: łączy się to z sn48. W efekcie obie notatki są połączone.

Łączyć w ten sposób można wiele notatek. Połączenia mogą rozgałęziać się w wielu kierunkach, a także sięgać wielu poziomów głębokości. Z czasem dostrzeżesz, jak to działa. Jeśli masz adresy i indeksy, połączenia właściwie przyjdą same.

Opiszę to na własnym przykładzie.

Dajmy na to, że dodaję notatkę z adresem ZK2B1a, dotyczącą tego, że Zettelkasten to samoregulujący się mechanizm. Pamiętam jednak, że już kiedyś coś podobnego na ten temat pisałem. Sprawdzam indeks pod hasłem Zettelkasten i przeglądam notatki – jeśli są dobrze zindeksowane i opisane, to nie trwa to długo. Przy okazji mogę przejrzeć notatki i powtórzyć zgromadzone tam informacje.

Widzę, że notatka z24 (tak kiedyś numerowałem notatki) zawiera informacje na temat tego, że Zettelkasten to samoorganizujący się system wiedzy, w którym notatki łączą się same i niejako same pracują.

Już mam połączenie dwóch spostrzeżeń, dwóch notatek: ZK2B1a → z24. I już wiem, że Zettelkasten to samoregulujący się mechanizm oraz samoorganizujący się system wiedzy. Na karcie ZK2B1a zapisuję: zob. z24, a z kolei na tej karcie zapisuję ZK2B1a, dzięki czemu wiem, że obie notatki się łączą i teraz w obu miejsach mam stosowne informacje na ten temat.

W efekcie obie karty są ze sobą połączone, choć w moim pudełku znajdują się w dwóch różnych miejsach. Ale to nie koniec.

W notatce z24 mam wzmiankę: por. z8, co sugeruje, że mam tę notatkę porównać z notatką wcześniejszą o adresie z8. Przechodzę więc do wspomnianej notatki i tam czytam, że notatki powinny się ze sobą komunikować oraz pracować dla mnie, a nie ja dla nich.

Tam z kolei mam jeszcze dalsze odwołania do publikacji Niklasa Luhmanna na temat Zettelkasten jako systemu komunikacji i Sönke Ahrensa na temat notatek inteligentnych samych w sobie (w tym przykładzie to jednak nie jest istotne, więc to tutaj pominę).

Zatem notatka z8 zawiera adres z24, co sugeruje, że tam znajduje się odwołanie do tej notatki, odwołanie, które właśnie przyprowadziło mnie do notatki z8.

W ten sposób otrzymuję połączenia notatek: ZK2B1a ↔ z24 ↔ z8. Każda zawiera odnośnik, odwołanie, przypis, czyli informację, gdzie mogę podążać dalej, jeśli będę potrzebował czegoś więcej. Z każdego miejsca mogę dotrzeć do wskazanej notatki.

Podążając dalej, załóżmy, że sprawdzając w indeksie nazwisko Ahrensa, trafię na notatkę z8, a tam będę miał adres z24, a tam z kolei adres ZK2B1a, to właściwie dotrę do tych samych notatek, ale w inny sposób. Lub jeśli w jakiś sposób trafię na notatkę z24, to będę mógł przejść do notatek z8 oraz ZK2B1a. Tak działa łączenie notatek i nawigacja po tworzonej przez nie sieci.

I co najważniejsze, to dzieje się samo, nawet nie muszę specjalnie szukać notatek do połączeń.

Możliwe problemy i sposoby ich rozwiązania

A co jeśli dane skróty się wyczerpią i istnieje ryzyko ich powtarzania? Lub co, jeśli mam tyle notatek, że numer sn238 wydaje się za długi i nieczytelny? Lub co, jeśli chcę umieścić coś co pasuje do notatki zk23, chcę to mieć blisko, ale akutalnie mam już notatkę zk24 i kolejne, a następna w kolejce to już zk89? Lub co, jeśli notatka nie łączy się z żadną dotychczasową notatką?

Rozważmy poszczególne kwestie i zobaczmy, jakie rozwiązania można zastosować.

Powtarzające się skróty

Rozwiązanie powtarzających się skrótów jest dość proste, prostsze niż się może wydawać, a do tego można je dodatkowo na samym początku odpowiednio dostosować, aby od razu wypracować pewien standard. Ja mam swój sposób i uważam, że jest świetny; opisuję go w dalszej części tekstu.

Dajmy na to, że masz skrót sn dla sztuki notowania, ale jeśli chcesz dodać skrót dla szkoły nurkowania lub sportów narciarskich, to jasne, że intuicyjny skrót sn we wszystkich trzech przypadkach będzie wprowadzał w błąd. Należy go więc zróżnicować.

W takiej sytuacji kolejne adresy mogą być następujące:

  • szn - sztuka nurkowania,
  • spn - sporty narciarskie
lub
  • snr - sztuka nurkowania,
  • sprtn - sporty narciarskie.

Wiele tutaj zależy od tego, jak to będzie dla ciebie czytelne. Możesz też podejść do sprawy inaczej:

  • sztnot - sztuka notowania,
  • szknur - szkoła nurkowania,
  • spnar - sporty narciarskie.

Tutaj jednak wydłużasz sobie skróty, ale to i tak zależy od ciebie. Może akurat te dłuższe są dla ciebie czytelniejsze, czyli sprawniej je rozpoznajesz.

Ostatecznie, bez względu na wybrany sposób, to ty decydujesz, z czym będzie ci wygodniej. Do tego - pamiętaj o tym! - masz pomocny indeks, który w razie czego naprowadzi cię i przypomni, co kryje się pod sn a co pod spn. Gwarantuję, że gdy już zaczniesz poruszać się po notatkach, do tego bardzo często, to szybko zapamiętasz poszczególne skróty i później nie będziesz miał problemu z ich rozpoznaniem.

Długi adres notatki

Jeśli notujesz tak wiele, że numer sn238 wydaje się duży i skomplikowany, to czy rzeczywiście to stanowi problem? To jest adres jak każdy inny. Kiedyś możesz mieć notatkę sn2989 i to dopiero będzie liczba, ale wciąż nie jest to tak kłopotliwe, jak się teraz wydaje. Nie martw się tym na zapas.

Kolejne notatki

Jeśli za to masz notatkę zk23, ale też zk24, zk25, zk26 i tak dalej, a kolejna pojawiłaby się dopiero z adresem zk89, jednak akurat chcesz umieścić coś po zk23, bo tak będzie wygodniej, to dodaj notatkę zk23b i kolejno zk23c, zk23d.

Niektórzy stosują te oznaczenia jako kontynuacje danych notatek, czyli ciągi dalsze, kolejne uzupełnienia poprzedniej notatki, ale to tak naprawdę zależy od tego, w jakiej formie notujesz, bo jak chcesz, możesz dodać zk23.1, zk23.2, a dla kontynuacji notatek adresy zk23a, zk23b, jednak zastanów się, co lepiej zadziała dla ciebie, co będzie dla ciebie czytelniejsze.

Brak połączeń notatek

A co jeśli notatka nie łączy się z żadną inną istniejącą notatką? Możesz zastanawiać się, czy wobec tego taka notatka-sierota przepadnie? Właściwie to tylko pozory i tak naprawdę żaden problem.

Jeśli toworzysz notatki, które jeszcze nie mają przypisanego tematu, to i tak musisz mieć jakiś sposób na ich przechowywanie. Może to być np. osobne miejsce na notatki tymczasowe, które nie mają adresu, bo powstały w pośpiechu, przy okazji, lub po prostu są bardzo nowe i nie ma dla nich tematu.

Jednak takie notatki nie mogą i nie powinny przebywać w takim miejscu zbyt długo. Wówczas możesz stracić je z oczu, co przy dodawaniu wielu notatek jest całkiem prawdopodobne. Ale tak naprawdę nie stracisz ich w ogóle, tylko po pewnym czasie możesz po prostu o nich zapomnieć. Dlatego warto dla nich szukać lub tworzyć pasujące miejsca.

Kiedy już znajdą się w określonym zbiorze, uzyskają adres, czyli już dotyczą czegoś konkretnego. Zatem zapewne znajdą się również w indeksie. I to już wystarcza, aby uznać je za połączone. Łączy je temat i indeks. Nie muszą łączyć się bezpośrednio z innymi notatkami; nie muszą łączyć się w ten sposób, aby być wyszukiwalne, lub aby w ogóle być w całej sieci notatek.

Mój sposób adresowania notatek

Ja sam stosuję nieco inny system adresowania notatek. W adresie na początku umieszczam dwu-trzyliterowy skrót dla tematu, następnie numer wątku oraz dwuczęściowy identyfikator notatki składający się z litery alfabetu i cyfry.

Moje skróty dla tematów to na przykład: SN - dla sztuki notowania, ZK - dla Zettelkasten, następnie 1, 2, 3 dla poszczególnych wątków, a potem A1, B1, C1 dla pojedynczych notatek. Otrzymuję zatem takie adresy notatek: SN1A1, SN1B1, SN1C1 - to są trzy kolejne notatki dla pierwszego wątku w temacie sztuki notowania.

Dlaczego A, B i C mają jedynki? Dlatego, że jeśli zechcę umieścić notatkę między A1 a B1, to mogę dodać ją pod adresem A2 lub A9 — wedle uznania. Nie muszę tworzyć wielu poziomów dla adresów notatek. W takiej sytuacji mam już wolne miejsca, a nadal zachowuję kolejność notatek.

Możesz w tym miejscu zastanawiać się, a o co chodzi z literami alfabetu, w końcu ich liczba jest ograniczona i kiedyś się wyczerpią, prawda? Owszem, jednak wątpię, abym miał aż tyle notatek w danym wątku, żeby wyczerpać alfabet, tym bardziej, że staram się organizować notatki właśnie według wątków, do tego jednak dodaję nie tylko notatki z cyfrą 1.

Dlatego istnieje notatka SN1 dla wątku numer jeden, ponieważ mogę mieć kolejne wątki: SN2, SN3 i tak dalej. Notatki w ten sposób organizują się same i rozgałęziają. Litery z kolei pozwalają czytelnie oddzielić cyfry.

Niektórzy stosują kropki, niektórzy łączniki lub ukośniki, dla mnie te znaki pozbawione są znaczenia i nie pozwalają na ustalanie kolejności, a ponadto litery alfabetu łatwiej zapisać przy pisaniu ręcznym.

Zatem dla notatki SN1A1 kolejna notatka to SN1B1, z kolei w systemie z zastosowaniem kropki dla notatki SN1.1 następna to SN1.2. lub SN1-2 lub SN1/2. W pierwszym przypadku, kontynuując pierwszy ciąg notatek, dodaję SN1A2, a w drugim przypadku musiałbym tworzyć SN1.1.1 lub SN1-1-1 lub SN1/1/1 czy też coś podobnego.

Według mnie widać tutaj ogromną różnicę na korzyść pierwszego sposobu:

  • sn1a1 sn1a2 sn1a3 sn1b1 sn1c1
  • sn1.1 sn1.1.1 sn1.1.2 sn1.2 sn1.3
  • sn1-1 sn1-1-1 sn1-1-2 sn1-2 sn1-3
  • sn1/1 sn1/1/1 sn1/1/2 sn1/2 sn1/3

A o co chodzi z tymi wątkami? Cóż, załóżmy, że interesuje mnie sztuka notowania, a dokładnie to, w jakiej formie robi się notatki. Mam więc SN - sztuka notowania, ale SN1 to będzie sztuka notowania i jej formy, z kolei jeśli kiedyś zainteresuje mnie historia notowania i stwierdzę, że będę gromadził notatki na ten temat, nawet jeśli niewiele, to tworzę SN2 czyli sztuka notowania i jej historia...

Dzięki temu mam: SN1, SN2... A tam kolejno notatki z adresami SN1A1, SN1B1, SN1C1 oraz SN2A1, SN2B1, SN2C1. Można policzyć, ile notatek jestem w stanie stworzyć w taki sposób. Według moich obliczeń mnóstwo, a i tak nie wyczerpię tego zasobu.

Załóżmy więc, że w danym temacie, niech to będzie tym razem historia książki - HK, mam 12 wątków. To daje już 12 notatek: HK1, HK2, HK3, HK4, HK5, HK6, HK7, HK8, HK9, HK10, HK11, HK12.

Następnie dla każdej z tych 12 notatek mam po jednej notatce z każdą literą alfabetu. Stosuję tutaj alfabet łaciński bez polskich znaków. Zatem dla każdego wątku mam 26 notatek: HK1A1, HK1B1, HK1C1, HK1D1, HK1E1, HK1F1, HK1G1, HK1H1, HK1I1, HK1J1, HK1K1, HK1L1, HK1M1, HK1N1, HK1O1, HK1P1, HK1Q1, HK1R1, HK1S1, HK1T1, HK1U1, HK1V1, HK1W1, HK1X1, HK1Y1, HK1Z1

Dla każdego wątku daje to już łącznie 12x26, czyli 312 notatek. To już na tym etapie stanowi sporą liczbę, a to dopiero początek.

Jeśli dodam jeszcze kolejne notatki z cyframi przy literach, czyli HK1A1, HK1A2, HK1A3..., HK1B1, HK1B2, HK1B3..., HK1C1, HK1C2, HK1C3..., to zakładając, że dla każdej litery alfabetu zastosuję tylko cyfrę, a więc numer od 1 do 9, to w jednym wątku dla jednej litery mam 9 notatek, dla 26 liter 9x26, czyli 234, a w tym zbiorze 12 wątków 234x12, co daje w sumie 2808 notatek. I to tylko dla jednego tematu - w tym przykładzie HK, czyli historii książki.

Dla mnie to jest ogromny zbiór. A przecież mogę mieć jeszcze kontynuacje w formie HK2B4b, HK2B4c i tak dalej. Mogę wyjść poza ramę 9 cyfr i mieć adresy HK4C12, HK9Z28. To wtedy tworzy bardzo ogromny zbiór notatek, właściwie wielokrotnie większy od poprzedniego. Dajmy na to, że stosuję numerację dla każdej litery nie od 1 do 9, tylko od 1 do 27, czyli trzy razy więcej i ostatecznie działanie wygląda tak, że 3x2808 (lub 12x26x27 - 12 wątków, 26 liter, 27 numerów dla litery), co daje 8424 notatek. I to wciąż dla jednego tematu! A jeśli mam tych tematów 12? Wystarczy, że interesuje mnie około 10 tematów, więc w sumie mam już liczbę notatek niemal taką samą, jaką miał sam Luhmann po dekadach notowania: 10x8424, czyli łącznie 84240 notatek. Oczywiście pod warunkiem, że notuję aż tak wiele i wypełniam tematy wątkami i tak dalej.

Co jeszcze istotne, to fakt, że adresy w tym wariancie są bardzo proste i czytelne. Bez względu na liczbę notatek, na przykład notatka HK12U28 wciąż jest czytelna, z kolei jej liczbowo-kropkowy wariant wyglądałby następująco: HK12.20.27. Właściwie nie ma tutaj wielkiej różnicy, choć chcąc rozbudowywać drzewo notatek o stopień dalej (czy głębiej), dajmy na to z notatki HK12U28 stworzyć kolejną, czyli HK12U28A1, to w wersji liczbowo-kropkowej otrzymałbym adres w postaci HK12.20.27.1.

Sądzę, że tutaj to już kwestia indywidualna, co jest czytelniejsze dla kogo.

Jednak dzięki temu rozwiązaniu nie potrzebujesz skomplikowanych numerów typu 4233.1b32, 13.2.3b.2, 4.1/2/3 czy innych, które mogą być nieczytelne. Ale jeżeli to właśnie te systemy adresowania do ciebie przemawiają, a mój wcale cię nie przekonuje, w takim razie wiesz, co robić. Tak naprawdę w tej kwestii istnieje dowolność.

Jedyne rozwiązanie, które odradzałbym zdecydowanie, to stosowanie w adresie notatki syngatury czasowej, zwłaszcza z godzinami i minutami, czyli np. 20240117, czy też 202401171745 lub 20240117T1745. Niektórzy używają tego w systemach cyfrowych. Według mnie to jest ani czytelne, ani przydatne w identyfikacji notatki.

Stosowanie sygnatury w notatce to jednak również kwestia indywidualna, do tego zależna od tego, czy notujemy ręcznie czy cyfrowo, dlatego każdy musi to rozważyć samodzielnie.

Sam kiedyś zapisywałem tę sygnaturę obok właściwiego adresu notatki, obecnie już tego nie robię. Gdybym teraz miał się tym zajmować, to stosowałbym skróconą wersję formatu rok-miesiąc-dzień, czyli RRMMDD, co dałoby datę: 240117. Nie robiłem notatek w 1924 roku, a na pewno nie dożyję roku 2124, zatem dodatkowe rozróżnienie dla roku, w jego pełnej wersji, nie jest aż tak potrzebne. Z kolei czas to już zbyteczny dodatek.

I jeszcze uwaga na marginesie: zauważ, że nawet w odniesieniu do notowania w środowisku cyfrowym autorzy różnych metod sugerują, aby stosować właśnie te zasady: nadawanie określonego tytułu czy nazwy notatkom to właściwie ich adresowanie – niektórzy do tworzenia katalogów czy w ogóle segregowania plików polecają system dziesiętny (np. biblioteczną klasyfikację dziesiętną Deweya), jeszcze inni przyjmują odgórne klasyfikacje i podziały (np. zgodną z dyscyplinami naukowymi); z kolei indeksowanie odbywa się poprzez tworzenie map zawartości (popularne maps of contents, MOCs), spisów treści (TOCs), indeksów, katalogów, nierzadko generowanych automatycznie (w Obsidianie zajmuje się tym popularna wtyczka Dataview).

Adresowanie notatek i ich późniejsza indeksacja nie jest więc czymś anachronicznym, czymś charakterystycznym dla notowania ręcznego, czego nie robi się i czego nie ma w środowisku cyfrowym. Wręcz przeciwnie. Różnica polega tylko na sposobie i widoczności całego procesu.

Kwestie drugorzędne

Kwestie, które rozważyłbym jako drugorzędne, choć nadal istotne, to: sposób gromadzenia notatek, format notatek i numeracja notatek.

Sposób gromadzenia notatek dotyczy tego, czy notujemy w zwartej formie notesu lub zeszytu czy jednak notujemy karteczkowo: na luźnych kartkach, a może zapisujemy notatki jeszcze inaczej, czyli cyfrowo, na przykład w ulubionym edytorze tekstowym, jak chociażby popularny ostatnio Obsidian.

Format notatek dotyczy tego, w jakim formacie są nośniki notatek, czyli jeśli notujemy ręcznie – notesy lub karteczki, np. format A6, A5 lub jeszcze inny, a jeśli notujemy cyfrowo – poszczególne pliki, np. format markdown (md), org-mode (org) czy może zwykły plik tekstowy (txt).

Numeracja notatek dotyczy adresowania, czyli już omówionej kwestii. W głównej mierze to indywidualna sprawa, jednak podkreślę to raz jeszcze: im prościej, tym lepiej, ponieważ po pierwsze, adres notatki należy rozpoznać, a po drugie, niejednokrotnie trzeba zapisywać i powtarzać go wiele razy, dlatego w ten sposób nie tworzymy sobie dodatkowych problemów.

Najważniejsze w tym wszystkim jest to, aby adresować i indeksować notatki. To kwestia pierwszorzędna. Drugorzędne jest to, jak to robimy, choć jak sugeruje nazwa tej metody, optymalnym rozwiązaniem jest notowanie ręczne na kartach indeksowych formatu A6.

Jednakże bez względu na to, jaki sposób gromadzenia, format czy numerację notatek wybierzemy, zasady podstawowe, o których pisałem powyżej – zbieranie, adresowanie, indeksowanie i łącznie – mają zastosowanie. Moim zdaniem są na tyle uniwersalne, że przydadzą się w każdej sytuacji, bez względu na to, jak będziemy notowali.

Dlatego warto spróbować i dostosować je do siebie. Po drodze może wiele nie wyjść, ale to właśnie jest wpisane w proces uczenia się, to jest element, bez którego nie znajdziemy tego właściwego rozwiązania, które z nami pozostanie.

Podsumowanie

Podsumowując, cztery proste kroki prowadzące do skutecznego notowania metodą karteczkowo-indeksową, nazywaną popularnie metodą Zettelkasten, to:

  1. zbieranie notatek,
  2. adresowanie notatek,
  3. indeksowanie notatek,
  4. łączenie notatek.

Z tych kroków wynikają kolejne decyzje, co do sposobu gromadzenia notatek, ich formatu i numeracji. Jednak przyswojenie podstawowych zasad — właśnie zbierania, adresowania, indeksowania i łączenia notatek — pozwoli na wypracowanie własnego podejścia, które będzie najlepsze ze wszystkich możliwych.

Nie ma bowiem jednego jedynego sposobu, ponieważ notowanie wynika z tego, jak myślimy, a każdy z nas myśli na swój sposób. Jedni cenią notowanie cyfrowe, inni dostrzegają wartość w notowaniu ręcznym; spór co do tego, jaka metoda jest najlepsza, właściwie jest nierostrzygalny, gdyż dotyczy naszych indywidualnych uwarunkowań.

Notowania nauczymy się na drodze notowania, a nie poprzez przyswojenie z góry założonych reguł.

Pozostawiając jednak ten wątek na boku, dodam tylko, że kolejnym etapem tak rozumianego procesu myślenia, myślenia poprzez notowanie, jest pisanie, czy też esejowanie – a więc budowanie wypowiedzi na podstawie notatek, o czym pisałem w tekście Notowanie i pisanie eseju - dwie podstawowe umiejętności myślenia.

Jeśli jednak chcesz, możesz teraz powtórzyć powyższe informacje, czytając jeszcze uproszczone wprowadzenie do notowania metodą Zettelkasten.

Z kolei jeśli masz pytania, sugestie, lub chcesz dodać coś od siebie, to podziel się tym w komentarzu lub w wiadomości. Z chęcią rozważę opinie innych osób na ten temat. Dzięki temu możemy wspólnie stworzyć poradnik notowania, który będzie uniwersalny i przyda się jak największej liczbie osób.

|

Uproszczone wprowadzenie do metody Zettelkasten

Tekst Uproszczone wprowadzenie do metody Zettelkasten zawiera cztery proste kroki prowadzące do skutecznego notowania metodą karteczkowo-indeksową, którą najczęściej nazywa się i utożsamia z Zettelkasten.

Jeśli chcesz od razu przejść do nieco rozszerzonego wprowadzenia, gdzie podaję jeszcze różne szczegóły i przykłady, w tym pretekst dla tego tekstu i swoje rozwiązania niektórych problemów, jakie mogą napotkać początkujący, przejdź od razu do strony: Rozszerzenie wprowadzenia do metody Zettelkasten. Obie wersje co do swojej istoty wcale się nie różnią. Możesz również przeczytać oba eseje - jeden po drugim. Dzięki temu utrwalisz sobie niektóre informacje.

Spis treści

  1. Krok pierwszy: zbieraj notatki
  2. Krok drugi: adresuj notatki
  3. Krok trzeci: indeksuj notatki
  4. Krok czwarty: łącz notatki
  5. Kwestie drugorzędne
  6. Podsumowanie

Krok pierwszy: zbieraj notatki

Rób notatki, po prostu. Notuj to, co uważasz za potrzebne. Zbieraj notatki, drobne zapiski, ważne lub mniej ważne. To może być cokolwiek, co tylko chcesz zachować na przyszłość.

Tutaj nie ma żadnych zasad, ponieważ twoje osobiste notatki mogą dotyczyć właściwie wszystkiego - od listy zakupów, przepisu na ulubiony posiłek, cytat z książki, termin spotkania, ważny pomysł, szkic rysunku.

Wszystko jest notatką - nawet coś, czego nie zapisujesz, tylko zbierasz, np. bilet, paragon, wycinek z prasy czy inny przedmiot, który ma dla ciebie znaczenie. Jest to przedmiot, który ma ci o czymś przypominać, nawet jeśli to tylko wspomnienie.

Krok drugi: adresuj notatki

Nadawaj notatkom jakiś unikalny adres, dzięki czemu będziesz mógł je odnaleźć i zindeksować. To dość istotne, aby się nie pogubić. Adresem może być numer porządkowy, jakiś prosty symbol czy znak, ważne, aby był łatwy do rozpoznania oraz aby nie był powtarzalny.

Wielu sugeruje złożone systemy adresowania notatek, tak, jakby to było coś wyjątkowo skomplikowanego, podczas gdy to jest bardzo prosta sprawa. Przypomnij sobie budowę przypisu bibliograficznego, zwłaszcza w jego bardzo uproszczonej wersji, czyli w stylu harwardzkim (autor-data). Mamy tam nazwisko autora publikacji, datę wydania oraz numer strony, np. Luhmann 1981: 222.

Wyobraź sobie więc, że zamiast nazwisk masz określone nazwy, lub jeszcze lepiej: skróty nazw tematów, które cię interesują i wokół których zbierasz notatki, a które są dla ciebie zrozumiałe, np. sn – sztuka notowania, zk – notowanie metodą zettelkasten.

Następnie wyobraź sobie, że zamiast daty, jak w przypisie, masz numer porządkowy, czyli kolejno: 1, 2, 3, 4... Dzięki temu otrzymasz notatki o adresach: zk1, zk2, zk3, zk4...

To również wprowadza pewien porządek, dzięki któremu notatki na ten sam temat znajdują się blisko siebie.

Krok trzeci: indeksuj notatki

Stwórz prosty i czytelny indeks notatek. To będzie skrót do wyszukania notatek, dotyczących danego zagadnienia.

Korzystając jeszcze raz z analogii do literatury i książek: z pewnością pamiętasz indeksy rzeczowe czy indeksy osobowe w niektórych publikacjach. Zawierają zazwyczaj nazwiska, terminy czy inne powtarzalne hasła, a przy nich znajdują się numery kierujące do stron w danej publikacji, czyli miejsc, gdzie dokładnie pojawiają się wspominane hasła.

To teraz wyobraź sobie, że masz taki sam indeks, zawierający interesujące cię hasła, na przykład:

  • cytaty o herbacie
  • Eco Uberto
  • hipertekst
  • literatura przygodowa
  • Luhmann Niklas
  • pikselowe gry komputerowe

Wówczas w takim indeksie umieszczasz obok tych haseł adresy notatek, bez względu na temat, w jakim się znajdują.

Załóżmy, że Niklas Luhmann przy okazji omawiania metody Zettelkasten (notatka z adresem zk12) wspomniał coś o herbacie i chcielibyśmy to również zachować w odrębnym zbiorze. W takim razie mogę napisać: Niklas Luhmann: zk12 oraz cytaty o herbacie: zk12.

Bardziej zapełniony indeks mógłby wyglądać następująco:

  • cytaty o herbacie: zk12, cc7
  • Eco Uberto: sn3, sn8, lit20, cc19, zk23
  • hipertekst: le9, ow18
  • literatura przygodowa: lit16, lit19, st22
  • Luhmann Niklas: zk2, ow5, zk9, zk12, cc8
  • pikselowe gry komputerowe: kmp22, gk4, in9

Wielu ludzi potraktuje takie hasła i indeks jak zbiór tagów, czyli etykiet. Jeśli więc to ułatwi ci zrozumienie tego zagadnienia, możesz to tak nazywać, samo działanie jednak pozostaje bez zmian.

Krok czwarty: łącz notatki

Ostatni krok to już coś, co przychodzi samo, a na czym nie trzeba się wiele skupiać: łącz swoje notatki, a więc twórz odwołania i przypisy.

Jednakże pamiętaj: nie rób tego za wszelką cenę; nie rób tego, bo tak trzeba, lub bo tak gdzieś ktoś napisał czy powiedział. Taka rada często pojawia się przy tej metodzie i sugeruje, że łączenie notatek to obowiązkowy element. Ale według mnie łączenie to raczej bardzo owocny efekt uboczny, a nie wymóg.

Łączenie notatek wynika z nich samych, przychodzi samo, a sprawę ułatwia to, że masz już ich adresy i indeks. Dzięki temu tworzenie połączeń przychodzi znacznie łatwiej i zdarza się niejako automatycznie.

Dodajesz notatkę sn48 i wiesz, że łączy się to z tym, co zanotowałeś jakiś czas temu w notatce zk32, zatem na tej pierwszej zapisujesz: zob. zk32 lub nawet wprost: podobnie na ten temat jest w notatce zk32, czy też: przeciwne spostrzeżenie znajduje się w notatce zk32. Od ciebie zależy, jak to ujmiesz.

Następnie w notatce zk32 zapisujesz adres: sn48 lub piszesz: łączy się to z sn48. W efekcie obie notatki są już połączone.

Łączyć w ten sposób można wiele notatek. Połączenia mogą rozgałęziać się w wielu kierunkach, a także sięgać wielu poziomów głębokości. Z czasem dostrzeżesz, jak to działa. Jeśli masz adresy i indeksy, połączenia przyjdą same.

Kwestie drugorzędne

Kwestie, które rozważyłbym jako drugorzędne, choć nadal istotne, to: sposób gromadzenia notatek, format notatek i numeracja notatek.

Sposób gromadzenia notatek dotyczy tego, czy notujemy w zwartej formie notesu lub zeszytu czy jednak notujemy karteczkowo: na luźnych kartkach, a może zapisujemy notatki jeszcze inaczej, czyli cyfrowo, na przykład w ulubionym edytorze tekstowym, jak chociażby popularny ostatnio Obsidian.

Format notatek dotyczy tego, w jakim formacie są nośniki notatek, czyli jeśli notujemy ręcznie – notesy lub karteczki, np. format A6, A5 lub jeszcze inny, a jeśli notujemy cyfrowo – poszczególne pliki, np. format markdown (md), org-mode (org) czy może zwykły plik tekstowy (txt).

Numeracja notatek dotyczy adresowania, czyli już omówionej kwestii. W głównej mierze to indywidualna sprawa, jednak podkreślę to raz jeszcze: im prościej, tym lepiej, ponieważ po pierwsze, adres notatki należy rozpoznać, a po drugie, niejednokrotnie trzeba zapisywać i powtarzać go wiele razy, dlatego w ten sposób nie tworzymy sobie dodatkowych problemów.

Najważniejsze w tym wszystkim jest to, aby adresować i indeksować notatki. To kwestia pierwszorzędna. Drugorzędne jest to, jak to robimy, choć jak sugeruje nazwa tej metody: karteczkowo-indeksowa, optymalnym rozwiązaniem jest notowanie ręczne na kartach indeksowych formatu A6.

Podsumowanie

Podsumowując, cztery proste kroki prowadzące do skutecznego notowania metodą karteczkowo-indeksową, nazywaną popularnie metodą Zettelkasten, to:

  1. zbieranie notatek,
  2. adresowanie notatek,
  3. indeksowanie notatek,
  4. łączenie notatek.

Z tych kroków wynikają kolejne decyzje, co do sposobu gromadzenia notatek, ich formatu i numeracji. Jednak przyswojenie podstawowych zasad — właśnie zbierania, adresowania, indeksowania i łączenia notatek — pozwoli na wypracowanie własnego podejścia, które będzie najlepsze ze wszystkich możliwych.

Nie ma bowiem jednego jedynego sposobu, ponieważ notowanie wynika z tego, jak myślimy, a każdy z nas myśli na swój sposób. Notowania nauczymy się na drodze notowania, a nie poprzez przyswojenie z góry założonych reguł.

Kolejnym etapem tak rozumianego procesu myślenia jest pisanie, czy też esejowanie – a więc budowanie wypowiedzi na podstawie notatek, o czym pisałem w tekście Notowanie i pisanie eseju - dwie podstawowe umiejętności myślenia.

Jeśli teraz chcesz przejść od rozszerzonej wersji tego tekstu, to przejdź do strony: Rozszerzenie wprowadzenia do metody Zettelkasten.

Z kolei jeśli masz pytania, sugestie, lub chcesz dodać coś od siebie, to podziel się tym w komentarzu lub w wiadomości. Z chęcią rozważę opinie innych osób na ten temat. Dzięki temu możemy wspólnie stworzyć poradnik notowania, który będzie uniwersalny i przyda się jak największej liczbie osób.

|

Czytaj więcej…

Zotero 7 Update

Najnowszy update Zotero, czyli wersja programu oznaczona numerem 7, to doprawdy wielka nowość, mimo że zakres wprowadzonych zmian nie jest t...

Możesz przeczytać jeszcze…