Czasopismo „Przegląd Kulturoznawczy” ogłosiło nabór tekstów poświęconych sztuce cyfrowej, a w szczególności aspektowi archiwizacji i popularyzacji tejże, w kontekście dynamicznych przemian technologiczno-kulturowych oraz zjawiska śmierci cyfrowej.
Zagadnienie jest ciekawe, zjawisko wymaga naświetlenia i z pewnością mamy tu wiele problemów do zdefiniowania oraz rozwiązania. Mnie jednak zaciekawiło tutaj co innego — coś, co już od dłuższego czasu powraca w mojej refleksji na temat kultury cyfrowej w ogóle i literatury elektronicznej w szczególności.
Zacznę jednak od treści ogłoszenia, które zwraca szczególną uwagę na kwestię śmierci cyfrowej i zjawiska wypadania utworów cyfrowych z obiegu (zakładając, że kiedykolwiek w nim się znalazły), wynikających z niestabilności platform i systemów oraz przyśpieszenia technologicznego: „kolejne dzieła e-literackie, ale wszelkie prace interaktywne, projekty multimedialne giną na naszych oczach, z dnia na dzień stając się niedostępnymi dla kolejnych pokoleń odbiorców”.
W ogłoszeniu znajdziemy tym samym potrzebę „zwrócenia się ku kategorii archiwum i przyjrzenia się jej w nowym pejzażu medialnym”, która tym samym przedstawia obszar, po którym mają poruszać się autorzy zgłaszanych tekstów, czyli obszarze „pytań o to, czy mierzenie się z archiwizowaniem najnowszych przejawów sztuki cyfrowej redefiniuje podejście do archiwizowania i dokumentacji wcześniejszych form medialnych”.
Z założenia przygotowywany numer czasopisma ma stać się „namysłem nad archiwizacją sztuki cyfrowej wszelkiego rodzaju”, co obejmuje nie tylko zachowywanie i dokumentację samych przykładów kultury cyfrowej, czyli utworów cyfrowych, a nawet form hybrydycznych, niejednorodnych, lecz także elementów obiegu kultury cyfrowej, a więc chociażby działań popularyzujących tę dziedzinę, np. festiwali.
I tutaj obudziła się moja ciekawość, podszyta nieco ironią.
Oczywiście istotne jest zwrócenie uwagi na to, że sporo przykładów literatury elektronicznej i sztuki cyfrowej wypada z obiegu i przestaje funkcjonować w środowisku cyfrowym, czy to lokalnym czy sieciowym. Moje pytanie na marginesie brzmi jednak, ile z takowych przykładów w ogóle miało szansę wejść do jakiegokolwiek obiegu? Ile z utworów cyfrowych nie doczekało się odkrycia, a co dopiero większego omówienia i dokumentacji? I dlaczego tak się dzieje?
Może dlatego, że nie ma mediów, które popularyzowałyby tego rodzaju działalność na bieżąco? A może są, tylko one same padają ofiarą problemu, na który zwraca się uwagę w ogłoszeniu? Może środowisko samo w sobie nie jest wystarczająco sprawnie zorganizowane, aby obieg informacji był w ogóle, a jeśli już, to, aby był płynny oraz przyczyniał się do tego, że to co warte odnotowania jest odnotowane, a to co warte zachowania jest zachowane?
Niech przykładem będzie samo to ogłoszenie. Trafiłem na nie na Facebooku, zamkniętej platformie społecznościowej, do której, aby mieć dostęp do treści, należy założyć na nim konto. Ponadto działanie systemu rekomendacji treści na tej platrofmie nie daje żadnej gwarancji, że treści z obserwowanego profilu dotrą do nas w odpowiednim momencie.
Sam o poście „Przeglądu Kulturoznawczego” dowiedziałem się 8 sierpnia 2024, sam post został opublikowany 5 sierpnia. 3 dni w przypadku takiego ogłoszenia to nic takiego, na szczęście, właściwie nie to jest moim zarzutem, choć nie uważam Facebooka i żadnego innego medium społecznościowego za wartościowe źródło rozpowszechniania informacji (czy zapomnieliśmy już o tym, jak wspaniałe są strony internetowe?).
Postanowiłem sprawdzić, czy na stronie internetowej „Przeglądu” znajdę informację na temat naboru tekstów. Adres podany w sekcji informacje https://culturalstudiesreview.eu/about odnosi do nieistniejącej strony. Może to zwykły ludzki błąd, a może już pierwsza ofiara cyfrowej śmierci.
Postanowiłem więc skorzystać z wyszukiwarki internetowej. Ta podpowiedziała mi, że stronę czasopisma znajdę na portalu czasopism naukowych ejournals.eu, dokładnie pod adresem https://ejournals.eu/czasopismo/przeglad-kulturoznawczy/, do którego też odwołuje strona wydawcy, czyli Instytutu Sztuk Audiowizualnych Wydziału Zarządzania i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Co ciekawe, w sekcji aktualności, ostatnie konkretne ogłoszenie z naborem tekstów do czasopisma pochodzi z października 2023 roku, zatem nie dotyczy tego aktualnego.
Postanowiłem więc ponowić wyszukiwanie w wyszukiwarce (choć nie korzystam z Google, to wybrałem właśnie ją, aby uprawdopodobnić wyszukiwanie przez przeciętnego użytkownika) z pytaniem o samo ogłoszenie, jednak fraza „call for papers sztuka cyfrowa: archiwa, pionierzy, popularyzacja” nie zwróciła satysfakcjonujących wyników. Ponowiona kwerenda z samą frazą „call for papers sztuka cyfrowa” również nie przyniosła zadowalającego efektu.
I już tutaj powstaje moje pierwsze pytanie: jak możemy mówić o skutecznym obiegu kultury cyfrowej, skoro trudno mówić o skutecznym obiegu informacji o niej samej? Jeśli sygnalizujący śmierć cyfrową sami są wpół żywi i wpół martwi, to czy są w stanie ożywić ledwo dychające środowisko?
Idąc dalej, postanowiłem sprawdzić jeszcze parę innych miejsc, które służą mi za źródła informacji tego, co dzieje się w polu kultury cyfrowej (choć muszę przyznać, że już nie śledzę tego tak, jak kiedyś i na pewno nie znam wszystkiego).
Chodzi mi mianowicie o takie miejsca jak:
- poznańskie Centrum Badań nad Literaturą Elektroniczną
- Magazyn Techsty
- krakowskie laboratorium UBU Lab
Nie ukrywam, nie byłem optymistycznie nastawiony i nie spodziewałem się, że akurat tam znajdę cokolwiek na omawiany temat. Być może to się zmieni w najbliższym czasie, jednak w chwili, w której pracuję nad tym wpisem, nie znajdziemy informacji o naborze tekstów od „Przeglądu Kulturoznawczego” we wspomnianych miejscach.
Jednak ktoś może zapytać, dlaczego w ogóle o tym wspominam i w tym nieco kpiarskim tonie to punktuję? Otóż zwracam tym samym uwagę na to, że środowisko, któremu zależy na zachowaniu sztuki cyfrowej i literatury elektronicznej samo nie potrafi zadbać o swoją obecność w środowisku cyfrowym i o sprawny obieg informacji na tematy, które porusza, a które właśnie dotyczą — o ironio! — środowiska cyfrowego.
Nie dopatruję się w tym niczyjej niekompetencji, nie zrozummy się źle, po prostu to bardzo dobita autodiagnoza. Sam staram się trzymać rękę na pulsie i wspominać raz po raz o czymś, co przykuje moją uwagę. Niestety nie na wszystko znajduję czas, nie o wszystkim mam ochotę pisać (jak na przykład o niedawnej konferencji Electronic Literature Organization, mimo że było tam parę interesujących mnie prezentacji, a która - co zabawne - również dotyczyła kwestii dostępności literatury elektronicznej, co tylko potwierdza wagę problemu).
Rzecz w tym, że nie działam w środowisku naukowym, nie jestem opłacanym pracownikiem akademii, dotowanym uczestnikiem projektu badawczego, ani nawet woluntarystycznym współpracownikiem wydawnictwa czy redakcji jakiegokolwiek tytułu.
Nie chciałbym też, aby to brzmiało jak próżny głos pełen pretensji - choć może część z uwag jest jak najbardziej zasłużona. Po prostu żal mi tego, że wiele inicjatyw czy projektów umiera, nawet nie zdążywszy zaistnieć gdzieś, gdzie mogłyby choć na chwilę pojawić się nawet w wąskim gronie osób zainteresowanych.
Dla przykładu podam wystawę literatury generatywnej studentów Uniwersytetu Łódzkiego, o której pisałem w czerwcu tego roku. Powstaje pytanie, czy stworzone wówczas utwory zostały udostępnione tylko stacjonarnie, czy może jednak zostały gdzieś opublikowane, zachowane dla innych?
Inny przykład: niedawno udostępnione na profilu facebookowym UBU Labu utwory cyforwe zrealizowane w ramach zajęć akademickich, których lektury postarałem się częściowo zarejestrować na swoim kanale na YouTube. Moje pytanie brzmi, czy gdzieś indziej znajdziemy informacje o tych utworach? Czy ktoś zajął się ich archiwizacją, dokumentacją, lub chociażby skomentowaniem?
Pewnie podobnych przykładów jest więcej. Chodzi mi tu jedynie o pewien symptom. Muszę jednak od razu przyznać, że chociażby inne, nie tylko studenckie działania, opublikowane w magazynie Techsty w numerach z 2020 i 2022 roku, znajdują się w jego zasobach, zatem nie jest tak fatalnie, jak to może przedstawiam. Zastanawiam się tylko, czy o tych utworach możemy dowiedzieć się tylko w magazynie Techsty?
A może wszystkie wspomniane przykłady znajdą swoje miejsce w Archiwum polskiej literatury cyfrowej, które jak do tej pory, zdaje się, zawiera tylko określony zasób? Pytaniem retorycznym jest to, czy wspomniane przykłady zostały zgłoszone do centralnych baz danych takich jak CELL lub ELMCIP...
To są tylko moje luźne pytania i refleksje, sprowokowane naborem tekstów do „Przeglądu Kulturoznawczego”. Być może ktoś z naukowców, dysponujący lepszym aparatem naukowym i zapleczem badawczym podejmie się próby metaanalizy i przyjrzenia temu, ile samo środowisko popularyzatorów kultury cyfrowej robi w kwestii popularyzacji rzeczonej kultury.
Pojedyncze jednostki niewiele mogą zdziałać, środowisko za to nie wydaje się być zawiązane, a nawet zaryzykuję stwierdzenie, że jest poróżnione i rozproszone, a może nawet nie ma go wcale i istnieją tylko ciasne grona, raczej towarzyskie, skupione wokół jednostek akademickich...
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz