Biblionetotekę, jako bloga, stworzyłem w grudniu 2017 roku. Minęło już więc pięć lat, odkąd właściwie cokolwiek staram się tutaj robić. Niestety ani robię to wystarczająco dobrze, ani tak, jakbym tego chciał. Gdybym był konsekwentny, to miałbym to co najmniej dwa razy więcej wpisów.
Zaczynam może jednak myśleć o tym miejscu, jako rzeczywistym weblogu, a więc internetowym dzienniku, a nie jako stronie internetowej, serwisie czy czymkolwiek tam jeszcze, co nie może mieć osobistego charakteru. Nie wiem, kiedy i z jakiego powodu zalęglo we mnie to myślenie, że nie mogę tu pisać swobodnie i w ogóle o czymkolwiek tylko zechcę, że to musi być bardzo rzetelne i naukowe.
Obecnie nieco zmienia we mnie myślenie to, że niemal symultanicznie pracuję nad Biblionetoteką, jako określonym systemie (kiedyś opisywałem to jako system technoepistemologiczny) gromadzenia i przetwarzania wiedzy, w formie statycznej lokalnego hipertekstu. Może kiedyś będę w stanie umieścić to na jakimś serwerze.
Chodzi mi więc o to, że piszę (jak na przykład teraz) w lokalnym pliku HTML (notabene, pracuję w Emacsie, dzięki czemu uczę się obsługi tego programu oraz przy okazji języka HTML; o tym, dlaczego nie korzystam już z Obsidiana, to może jeszcze napiszę, bo to też ciekawy przypadek), w którym prowadzę weblog, a następnie mogę po prostu skopiować dany fragment (to znaczy konkretny wpis z danego dnia), nawet wprost z tagami HTML, aby wkleić go potem w edytor bloggera, dzięki czemu omijam też bardzo toporny proces pisania w bloggerze, który od lat się nie zmienia i wciąż jest niemal do niczego.
Ale bloga założyłem tutaj, ponieważ w 2006 lub 2007 roku, kiedy zakładałem pierwszego bloga w życiu (żałuję, że straciłem te miejsca, bo chyba w jakimś afekcie pousuwałem wszystko, a wówczas nie myślałem o czymś takim, jak kopia zapasowa), to była platforma, którą poznałem i która wówczas była wystarczająca. Niestety, przez te lata nie zdołałem ogarnąć niczego lepszego, choć różne były przygody z tym związane. Dziś może postawiłbym coś na własnej domenie, w oparciu o jakiś generator stron statycznych coś, sam nie wiem. Tylko trochę mi szkoda tego miejsca… To znaczy tego adresu, bo pewnie wpisy i wszystko inne dałoby się migrować.
Wiem, że mógłbym pisać normalnie w tekście niesformatowanym, np. Markdown, a potem sobie wszystko wyeksportować i tak dalej. Jednak dla mnie to wydaje się za wiele zmieszania, a to jednak ja to robię, że nawet jeśli wydaje się, że to jest pod górkę, czy na około, to chyba taki już mój styl pracy.
Dlatego postaram się jednak coś tutaj dodawać. Choć już niejednokrotnie składałem sobie różne obietnice i nie zawsze wynikały z nich dobre rzecży, to tutaj po prostu nic nie stwierdzę. Będzie to, co będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz